sobota, 30 listopada 2013

Chapter 11


 Pov, Melody
Wróciłam na górę i założyłam słuchawki. Puściłam muzykę, najgłośniej jak się dało, byle nie słyszeć tego co się na dole działo. Nie chciałam, ani nie miałam zamiaru brać w tym udziału. Porwałam mojego małego psa na ręce i zaczęłam się kiwać w rytm melodii. Musiałam wyglądać jak jakaś wariatka, co potwierdziło się gdy zobaczyłam się w lustrze. Szczerze, to wydawało mi się że lepiej tańczę. "Bo ty jesteś TAKA perfekcyjna" 
W tamtym momencie niczym się nie przejmowałam. Nic mnie nie obchodziło. Ale zaczęło gdy muzyka płynąca z moich słuchawek została zagłuszona przez tą z dołu. Całujące się pary w ogródku tylko to potwierdziły. To wszystko, wymknęło się spod kontroli. Wiedziałam że do tego dojdzie, było to dość oczywiste, ale nie sądziłam że aż tak szybko. Nie przeszkadzało mi to do czasu aż ktoś nie zaczął mi się dobijać do drzwi, aż się wszystko trzęsło. Mądra ja, pomyślała i wcześniej zamknęła te drzwi, chociaż raz mój mózg udowodnił że jednak jest. Nie chciałam tu zostać, bałam się. Ale gdzie miałam pójść? Teraz, uświadomiłam sobie że nie mam nikogo. Nikogo kto by po prostu przy mnie był. Nie myśląc za wiele schowałam telefon w kieszeń dresów i wzięłam psa. Zamknęłam drzwi od pokoju i zaczęłam kierować się do wyjścia. Przepychałam się przez tłum ludzi, i było to naprawdę nieprzyjemne. Szczególnie jak jakiś piany, obleśny typ zacznie się do Ciebie przystawiać. Wtedy to jest nieciekawie. Z wielkim trudem wyszłam z domu, łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Które nie było do końca orzeźwiające. Nie wiedziałam gdzie iść. Byłam zdesperowana. I nie chodzi o to że wyszłam z domu, w byle jakim koczku i dresach. Chodzi o to że jest po 21 a ja nie mam gdzie się podziać. W większości filmach, główna bohaterka zwykle w takich momentach szła do przyjaciółki lub chłopaka. Do Lou nie pójdę, nie chodzi tu o to że nie chcę go zbytnio widzieć. Zwykle na filmach, tak się kończy jak się kończy. Więc nie. Do Rose, Eleny? Nie. Niewykluczone że one są teraz na tej imprezie. Nie mam nikogo. "Teraz to zauważyłaś?". Zauważyłam to za późno. Zbyt późno.
-I co, Misia? Nie mamy gdzie iść- czy ja naprawdę liczę na to że pies mi odpowie? Otarł łzy i pociągnęłam nosem. Nie wiele myśląc zabrałam się z mokrej ławki i ruszyłam w znanym mi od tygodni kierunku. Nie potrafię wyjaśnić tej decyzji. Ale nie miałam innej. Myślę że on mnie zrozumie i przenocuje? Czego ja oczekuję. Zawsze jest opcja hotelu ale z psem by mnie nie wpuścili, poza tym nie wzięłam nic poza telefonem. Szłam szybko ściskając Misie by nie zmarzła. Doszłam do tej ulicy. Do tej furtki. Światło paliło się jedynie w jego pokoju się paliło. Ciekawe co pomyśli jak mnie zobaczy, a co zrobi jego mama? Nie przepada za mną to widać. A przynajmniej ja potrafię takie rzeczy dostrzec. Niepewnie otworzyłam furtkę, która lekko zaskrzypiała. Nogi mi rozniosła się po domu trzęsły a brzuch znowu bolał. Nie lubię tego uczucia. Zadzwoniłam. Łzy spływały po moich policzkach. Ze strachu. Bałam się jego reakcji jak tego co się działo w domu. Po raz pierwszy tak to przeżywam. Nigdy mnie to nie obchodziło. Bo w zasadzie zawsze bawiłam się razem z innymi.
-Mel?-usłyszałam ten głos. Obraz był zamazany ale mogę powiedzieć że nie miał okularów. Zamrugałam i wtuliłam się w chłopaka. Spiął się i niepewnie odwzajemnił mój uścisk. Czułam się bezpiecznie, jak nigdy. Było mi tak dobrze, i czułam że to moje miejsce. Nic już nie istniało. Tylko ta chwila.
-Co się stało?-zapytał, a raczej wyszeptał
-Boję się.
-Czego? Co się stało?-zapytał, a w jego głosie była troska. Nie, drwiny czy obojętność.
-To co się u mnie dzieje-powiedziałam w jego ramie.
Chłopak ścisnął mnie mocniej a moja Misia uczepiła mi się na nodze. Weszliśmy do środka, zrobiło się cieplej. Marcel zaprowadził mnie do kuchni. Nastawił wodę i usiadł obok mnie. Nic nie mówił. Pewnie nie wiedział co. Oczy mi wyschły i już widziałam wyraźnie. Nie miał okularów ani tego głupiego swetra. Miał na sobie zwykłą czarną koszulkę i szare dresy, wyglądał bardzo atrakcyjnie. Nawet pomimo tych ulizanych włosów.
-Twój pies?-zapytał retorycznie. Nie tylko sobie z nim przyszłam
-Tak, przepraszam nie chciałam go tam zostawiać-powiedziałam nie pewnie. On mnie w ogóle tu chce?
-W porządku, jak się bawi?-zapytał i wziął psa na kolana.
-Misia-uśmiechnęłam się. Mała cichutko zaszczekała i polizała rękę chłopaka-Ty tez masz psa..?
-Tak, ale teraz jest razem z mamą-wyjaśnił
-Gdzie?-zapytałam. Nie przemyślałam tego. Zdecydowanie nie.
-Na jakimś wyjeździe, nie wiem-wzruszył ramionami. Pokiwałam głową na znak że rozumiem.
    -Dlaczego przyszłaś?-zapytał. Siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś serial.
-Ja..-zaczęłam, ale zdałam sobie sprawę że nie znam odpowiedzi-Właściwie to nie wiem. W sumie nie miałam gdzie-powiedziałam wpatrując się w moje dłonie
-W porządku, cieszę się że jesteś-czy on naprawdę to powiedział?! To coś w stylu "możesz na mnie liczyć", "przyjaźnimy się"? Nie mam pojęcia ale zrobiło mi się bardzo miło. Posłałam mu nieśmiały uśmiech i odwróciłam wzrok na telewizor. W między czasie przysunęłam się bliżej chłopaka. Po prostu tego potrzebowałam.
-Co się tak właściwie stało?-zapytał. No tak mądra ja nic nie powiedziała.
-No wiesz rodzice wyjechali, i w takich momentach zwykle u nas jest impreza. Często wychodzą spod kontroli i jest to istna dzicz i burdel na nogach. Ale przedtem nie za bardzo mi to przeszkadzała. Dziś po godzinie zaczęłam się bać. To było straszne. Jak tak wyglądała..
-Spokojnie-powiedziała kojącym głosem, ogólnie działa on na mnie kojąco
-Ktoś się zaczął dobijać to poszłam, ledwo co wyszłam. A potem. Nie wiedziałam gdzie pójść-powiedziałam
-W porządku. Chcesz zostać?-zapytał. Chcę. Ale jak mam odpowiedzieć. Odmówić? I gdzie ja pójdę?-Zostajesz-oznajmił po moim dłuższym milczeniu. Ułatwił sprawę
-Nie będę przeszkadzać?-zapytałam, na co pokręcił przecząco głową-Dziękuje-uśmiechnęłam się
   -I tak po prostu go wyrzuciłaś?-zaśmiał się. Od godziny opowiadamy sobie, historie z dzieciństwa, śmieję się jak opętana. Właśnie opowiadałam mu historię jak wyrzuciłam garnek z 5 piętra, tylko dlatego żeby go nie myć. Na prawdę ten chłopak ma o wiele lepsze życie niż bym się tego spodziewała.

Pov. Jen.
Całe miasto od 15 żyło tylko i wyłącznie tą wielką imprezą. Zawsze jak ich rodzice wyjeżdżają jest jakaś. I dziwne że państwo Harris jeszcze o niczym się nie dowiedzieli. Zwykle z początku była to "przyzwoita" impreza ale pod koniec stawał się to dom publiczny i jakaś dżungla. Ale jak na niej nie byłeś to od razu wielki lamus! I ja właśnie miałam zamiar być dziś takim lamusem.
Codziennie przed zaśnięciem myślałam o Marcelu, ale to się po chwili zmieniało i moje myśli przejmował Lou. Dlaczego myślę o kimś tak płytkim? A najgorsze jest to że nie mogę przestać. Tylko on w mojej głowie. To niezdrowe.
Większość dziewczyn w sobotnie dni, chodzi po sklepach, kinach, kawiarniach. Ogólnie wychodzą z domu i fajnie się bawią. Ale nie ja. Czy to oznacza że jestem inna? To że jestem nieśmiała, odrzuca mnie na margines społeczny? Sprawia że jestem dziwolągiem? Oceniana z góry? No cóż, w naszych czasach każdy ocenia i jest oceniany z góry. Oceniamy przede wszystkim wygląd, zewnętrzność. Nie liczy się to co w środku. Ale przecież my grubi i brzydcy też potrzebujemy miłości, i tolerancji. To tak dużo?
Czy prosząc o szacunek i akceptacje przesadzam?
Czy kiedykolwiek przestaniemy patrzeć na wygląd?
Czy przestaniemy oceniać ludzi, których nie znamy?
Czy damy radę być nawzajem dla siebie oparciem?
Czy nauczymy się akceptować samych siebie?


Melody leżała na kanapie w pokoju chłopaka. Była mu ogromnie wdzięczna za nocleg. Czuła się też trochę nieswojo. Nie znają się z Marcelem długo ani dobrze. Ale mimo to chłopak nie zostawił jej. Nie odwrócił się mówiąc "Radź se sama". Udowodnił że można na niego liczyć, i że nie ocenia ludzi po okładce, że daje im szanse. Dobrze, że są tacy ludzie jak Styles.
Blondynka wierciła się na łóżku, ostrożnie by nie obudzić zapewne śpiącego już bruneta. Cały czas przyjemnie bolał ją brzuch.
-Śpisz?-zapytała po chwili
-Nie-szybko otrzymała odpowiedź
-Obejrzymy "Pamiętnik"?
-Co?
-Mój ulubiony film-wyjaśniła
-Emm, jasne-chłopak wstał i zapalił światło.



________________
Wybaczcie że tak późno, tak wyszło.
Coś mało komentujecie. To przez brak moich spamów na twitterze, czy moje opowiadanie jest aż tak beznadziejne?

sobota, 23 listopada 2013

Chapter 10

Pov. Melody

Szybkim tempem szłam w stronę domu Marcela. Szyłam szybko, nie dlatego że marzłam, lecz dlatego że chciałam go już zobaczyć. Co jest dziwne. A dziwniejsze jest to że na myśl o naszym spotkaniu strasznie bolał mnie brzuch. Żołądek mi się skręcał, ale o dziwo było to przyjemne uczucie. Było to coś nowego. Zaciskałam palce w pięści próbując ukryć zdenerwowanie.
Delikatnie zapukałam i aż mi się słabo zrobiło gdy usłyszałam otwieranie zamaka. "Co ja mu powiem?" "O czym będziemy gadać?" "Jak się zachować?". A potem dotarło do mnie że to tylko projekt, że nie ma się czego stresować, że nie to nic dla mnie nie znaczy. No nie powinno nic znaczyć, ale jest jakoś inaczej.
-Hej-uśmiechnęłam się na widok tych użelowanych włosów
-Cześć-odwzajemnił uśmiech i wziął ode mnie moją torbę. Nigdy tego nie robił, ale i ja nigdy nie zdejmowałam u niego butów. Siedziałam w nich z kurtką pod pachą, gotowa w każdej chwili do wyjścia. Dziś zrobiłabym wszystko by dłużej tu zostać.
Powiesiłam kurtkę i weszłam za chłopakiem po schodach. Otworzył przede mną drzwi do pokoju i puścił przodem. Co było bardzo słodkie. "Melody, spokój!"
Dopiero teraz zauważyłam jak jego pokój wygląda. Na prawdę byłam aż taką ignorantką? Na wprost drzwi było wielkie okno, po prawej stał regał z książkami a po lewej duże biurko. Oprócz łóżka, które było całkiem wygodne miał też szarą kanapę. Nic specjalnego a jednak coś wyjątkowego.
Uśmiechnięta usiadłam na krześle przy biurku, bo możliwość kręcenia się na tym krzesełku bardzo przyciągała. Chłopak położył jej torbę na blacie biurka i usiadł na kanapie. "Tylko nie niekomfortowa cisza"
-Mamy już 17 rozdziałów-powiedział
-Na ile?
-40-powiedział przeglądając notatki. Dziwne że taka krótka książka a tyle rozdziałów. A my nie jesteśmy nawet w połowie co oznacza więcej czasu z chłopakiem. "Wcale Cię to nie cieszy"
-Mamy czas do połowy maca-wzruszyłam ramionami
-Jakoś tak z miesiąc jeszcze-też wzruszył ramionami jakby go to nic nie obchodziło.
-A jak tam z Jen?-zapytałam lekceważąco, no bo czemu miałaby mnie obchodzić. A tym bardziej to czy się przyjaźnią, spotykają, czy idą razem na bal, imprezę czy cokolwiek innego. Nie obchodzi mnie to! Ale nie są razem? Prawda?
-Dobrze-powiedział, mało, ja potrzebuję informacji
-To dobrze-wzruszyłam ramionami i zabrałam się za czytanie i rozważanie kolejnego rozdziału

Marcel idzie z Jen na tą imprezę. Czemu jestem zła? Przecież o to mi chodziło. A teraz jeszcze zabieram tą dziewczynę na zakupy. Potem idę z Marcelem ale to będzie przyjemne. Z nią może być gorzej. Wolę już te ohydne kamizelki chłopaka niż jej podarte spodnie. Umówiłyśmy się w centrum o 17, no i ominęła mnie praca z Marcelem.
Idzie, w tych swoich obdartych dzwonach. NIE! Po prostu nie!
-Cześć-uśmiechnęła się, odwzajemniłam jej uśmiech nic nie mówiąc by przypadkiem nie wypalić "Nawet nie myśl że będę miła". Weszłyśmy to sklepu z odzieżą z lat 70-tych. Tylu falbanek na raz to jeszcze nie widziałam. Ekspedientka próbowała z naleźć coś dla Jen, ale wszystko co pokazywała nie pasowała. Albo nie ten kolor, albo butów bym do tego nie znalazła, albo dziwny krój.
-W takim razie czego pani szuka?-zapytała mnie siląc się na miły głos, choć widziałam jak zaciskała szczękę. ekspedientki mają ciężką pracę. 
-Dla niej...coś czerwonego, bez falbanek-uśmiechnęłam się. Kobieta pokiwała głową i przewróciła oczami myśląc że tego nie widzę. Weszła na zaplecze i wyszła z czerwoną sukienką. Wydaje mi się że jest idealna. Brunetka wzięła ją a w jej oczach nie było nic. Żadnej reakcji. Ma na rękach swoją idealną sukienkę i nic. Ja bym tak nie potrafiła. Rozejrzałam się i chwyciłam pierwszą lepszą sukienkę w moim rozmiarze. 

Pov. Jen 
Zakupy z Mel to ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę i ona widocznie również. "Dla Marcela" powtarzałam w głowie by "przypadkiem" jej nie walnąć.  Dlaczego ona czterdzieści minut wybierała dla mnie sukienkę a sama wzięła pierwszą lepszą. Zostawiając ją w tyle weszłam do dużej przymierzalni. Ostrożnie odwiesiłam sukienkę na haczyk i zdjęłam koszulkę przez głowę.  Zdejmując ją zobaczyłam w lustrze Melody za mną. Czy ona właśnie mi weszła do przymierzalni?! Spojrzałam na nią dziwnie, modląc się by odebrała to jakoś zachętę do wyjścia. Bo przecież  nie powiem jej by se poszła, nie mam tyle odwagi. O ile w ogóle jakąś mam. Dziewczyna zdjęła koszulkę a ja nie mogłam przestać patrzyć na jej płaski, wysportowany brzuch. Od dzisiaj nie obijam się na wf-ie. Zażenowana wciągnęłam swój brzuch i szybko naciągnęłam na siebie sukienkę. Wyglądałam ładnie ale dziwnie się czuła, i nie chodziło o towarzystwo Melody, ja po prostu nie noszę sukienek. A jeszcze gorsze jest to że ona wzięła pierwszą lepszą i wygląda świetnie! No ale to ona, ona jest po prostu perfekcyjna. Nawet w worku na śmieci wyglądałaby super. To zdecydowanie nie fair. Nie można być tak ładnym? Nienawidzę jej za to. 
-I jak?-zapytała mnie. 
-Jest ładna-powiedziałam-wezmę ją-oznajmiłam i zamknęłam się w przymierzalni. Nie miałam ochoty więcej łazić z nią po sklepach. Mam sukienkę więc to koniec. 
-Ok, teraz po buty-klasnęła podekscytowana w dłonie. Jęknęłam w duchu i poczłapałam za blondynką. Tylu butów to ja w życiu nie widziała. A co lepsze Melody ma co drugą parę. Skąd wiem? Chodzi w tą i we wtę wyliczając "Te mam...Te fu..Tych nie chcę...Te się porwały...Mam...Mam". Ona na prawdę jest szurnięta. 
-Czarne szpilki?-zapytała. Chwilę zajęło mi upewnienie się że na pewno mówi do mnie, a nie do siebie. Z nią to nigdy nie wiadomo. 
-Nie noszę-powiedziałam rozglądając się za jakimiś płaskimi butami, ale cóż nie zbyt mi to wychodziło. Za dużo tego oczopląsu dostaje. Jak ona cokolwiek tu odnajduje. 
-To zaczniesz-wzruszyła ramionami i podała mi pudełko butów. I takie pytanie skąd ona wie jaki mam rozmiar?  Zdjęłam moje stare trampki i zajęłam wysokie, za wysokie obcasy. Nawet nie stanęłam a już czuję jak mi stopy odpadają. Żyły na moich stopach stały się bardziej widoczne niż powinny. 
-Nie wstanę-powiedziałam widząc jej zachęcające spojrzenie
-Czemu? To łatwe po prostu podnosisz tyłek-powiedziała. Wiem jak się podnieść idiotko, problem z zrobieniem kroku i utrzymaniem równowagi, której przy mojej koordynacji ruchowej nie utrzymam. Podała mi rękę a ja ja delikatnie złapałam. Wstałam i od razu nogi zrobiły mi się jak z waty. Teraz mam za co podziwiać połowę dziewczyn z mojej szkoły. Podziwiam je za to że potrafią w tym czymś chodzić. 
-Wiesz to jednak nie dla mnie-powiedziałam cicho. Czemu ja się przy niej krępuje? 
-To proste-zachęciła-Najpierw pieta potem palce-nakierowała. Mi ciężko było zrobić krok w tych butach a w zeszłym roku na dzień sportu cheerleaderki grały w nich w piłkę. 
-Dobra, pouczymy się w domu-powiedziała po moich kilku nieudanych próbach przejścia kilku kroków. Westchnęłam z ulgą i szybko zdjęłam buty, obiecując sobie "nigdy więcej"



Melody siedziała na łóżku rozmyślając o..wszystkim. Jak szybko przywiązała się do Marcela i jak się zmieniła. Zaczęła dostrzegać rzeczy dawniej niewidoczne, zaczęła zwracać uwagę na ludzi, którzy ją otaczają i tą całą sztuczną atmosferę wokół niej. Głaskała swojego małego pieska i próbowała powstrzymać łzy. Co jej nie do końca wychodziło. Siedziała tak od godziny słuchając smutnych piosenek. Jej rodzice wyjechali na jakieś szkolenie zostawiając ich z opiekunką. Wibrowanie jej telefonu oznajmiło jej wiadomość której nie specjalnie miała ochotę czytać. Pewnie kolejny sms z zaproszeniem na imprezę. 
Takiej treści się nie spodziewała. Zupełnie nie wiedziała o co chodziło. Zrzuciła słuchawki i zbiegła po schodach. Drzwi były otwarte przez co zimne powietrze wlatywało do wnętrza domu. Gdzieniegdzie stały pełne puszki a w salonie Josh z kolegami ustawiali głośniki
-Co ty robisz?-zapytała. Chłopaki się odwrócili a w oczach kilku starszych pedofilii można było dostrzec dziwny błysk.
-Imprezę-powiedział ustawiając kolumnę
-Gdzie pani Marchel?-zapytała rozglądając się za kobietą
-Ma wolne-zaśmiał się i przybił piątkę z jednym z kolegów. Dziewczyna obróciła się na pięcie i zamknęła się w pokoju. Nie miała zamiaru brać w tym udziału. Zazwyczaj jak rodzice wyjeżdżają rodzeństwo urządza jakieś imprezy ale połowa z nich nie skończyła się dobrze. I tym razem się na to nie zapowiadało.






______________________________
No i mamy kolejny!
Wybaczcie ale w połowie pisania zmieniła mi się czcionka i nie mam pojęcia jak to zmieić #INFORMATYCZKA

piątek, 15 listopada 2013

Chapter 9

  Jen, siedziała rozmyślając o dzisiejszym wieczorze, zajęła miejsce w autobusie.
Była zauroczona chłopakiem, tak bardzo że nie zwracała uwagi na ocierającego się o nią grubasa. Nie spodziewała się że kiedykolwiek pogada z tym chłopakiem. Myślała o tym dużo. Wiele razy wyobrażała sobie ich rozmowę. Jednak żałowała tego gdyż sądziła że w praktyce może się zawieść. Spodziewała się raczej rozmowy o szkole. A dziś, to słowo nawet nie padło. Z całą pewnością nie zawiodła się na chłopaku. Zaskoczył ją, i to pozytywnie.
Zastanawiała się komu to zawdzięcza. "Melody. To oczywiste. Ale czemu?" Blondynka zrobiła to dla własnych korzyści, ale to jeszcze nie wyszło na jaw. I nie wiadomo czy w ogóle wyjdzie. Bo jak na razie się na to nie zapowiada. 
Spocony grubas w dalszym ciągu opierał się o zamyśloną brunetkę. Ale nie wyglądało na to by jej to przeszkadzało. Była za bardzo rozmarzona. "Marcel". Ten chłopak zajmował jej cały umysł. 
    Duże zaskoczenie, Marcel. Chłopak wyglądający...jak wyglądający. Cichy, poniewierany, ciamajdowaty. Spodobał się komuś z wyglądu. Z wyglądu, no bo z Jen wcześniej nie rozmawiał. A jednak! Ale pamiętajmy że mowa o nowym Stylesie.
"Jest cudowny"

Pov. Melody 
Siedziałam na angielski i słuchałam zawodzeń anglisty. "Współcześni poeci". Interesujące. 
Znowu usiadłam obok Marcela. Wydaje mi się że na stałe zmieniłam miejsce. A co dziwne nauczyciel nie zwrócił na to uwagi. Może wie że tu nie będę gadać. Bo nie będę. Prawda? 
Nigdy nie sądziłabym się o to że opuszczę moją oślą ławkę dobrowolnie. Zdecydowanie odtrącała mnie ta myśl. A teraz zrobiła to z własnej woli. "I czerpiesz z tego korzyści "
-Francuzki pisarz...-Naprawdę nie rozumiem dlaczego ten koleś się tak produkuje. I tak nikt go nie słucha. 
Martwo wpatrywałam się w zegar ścienny. Mi się wydaje, czy naprawdę te wskazówki ruszają się coraz wolniej? 
Ciągle mnie to męczyło, ta sprawa z Marcelem. Jak ktokolwiek mógł mu coś zrobić? Oj, te debile nie mają już życia. "I co się tak przejmujesz?!" Na serio, muszę przestać być wredna sama dla siebie. To męczące. Walczyłam z moją wewnętrzną chęcią zerknięcia na chłopaka obok. "Zwątpiłam w samą siebie"
Dzwonek zadzwonił a ja czym prędzej wybiegłam z klasy. Nikogo taki widok raczej nie zdziwił bo zwykle wybiegam tak z angielskiego. Po drodze do szafki spotkałam moje dziewczyny. Pogadam z nimi trochę i wrócę do "normy". 
Czy ja naprawdę nie zauważyłam tego wcześniej, jak masze rozmowy są puste? Cóż, albo one są bardziej bezsensowne albo ja jakimś cudem zmądrzałam. Ale tego to się akurat nie dowiem więc..
-Widziałam! Jak można ubrać takie buty do takiej bluzki!-jęknęłam przewracając oczami 
-Hhehe, niżej upaść nie można-zaśmiała się Rose. Pękam ze śmiechu, uwierzcie mi. 

Wreszcie mam okazję porozmawiać z Willem i Tome'm. Stali oparci o ściany i cicho o czymś gadali. Prawda jest taka że w tym momencie nie wiem co im powiedzieć. Wszystkie pomysły z mojej głowy nagle wyleciały. I zostałam sama z moją wyobraźnią. Która musi zacząć szybko działać. Wzięłam ze sobą Grubego Jamesa. Jest potężny, wielki i silny, no i wszyscy się go boją. Ale to ja mam u niego specjalne względy. I muszę powiedzieć że jest to pewien zaszczyt. Ma się ten tyłek. Potężny chłopak stanął za mną a ja podeszłam do tych debili. Którzy myślą że są największymi kozakami w szkole. 
-Chłopaki-zaczęłam a oni od razu na mnie spojrzeli. Kurde, nie mogliście dłużej podnosić głów. Gdy byłam już pewna że skupili się wyłącznie na mnie, tak potrafię to wyczuć, kontynuowałam-To wy zrobiliście to Marcelowi?-zapytałam. Chwilę zajęło im skojarzenie faktów. Gdy już to uczynili zaśmiali się i chcieli mi przybić piątkę. O nie! Nic z tego-No właśnie...to nie było fajne-powiedziałam mrożąc ich wzrokiem. Czułam się jak nauczycielka w podstawówce. "To nie było fajne". Lepszego tekstu nie mogłam wymyślić. 
-O co Ci chodzi?-zapytał...jeden z nich. 
-O to co mu robicie. Co wam to daje?-zapytałam. "Od kiedy Cię to obchodzi?" 
-A co Ci tak na nim zależy!-bruknął..jeden 
-Robię z nim projekt i jak coś mu się stanie, i wyjdzie na to że sama będę musiała go zrobić, to po was-wysyczałam każde słowo. W sumie, niezłe kłamstwo. Ale czy na pewno kłamałam? Czy na prawdę chodzi tylko o to? 
-Dobra. Luz-brunet wytrzeszczał oczy 
-Macie mu dać spokój-powiedziałam a oni pokiwali głowami. Jestem straszna? Czy wpłynęła na to moja szkolna pozycja?- A na dodatek. Macie go przeprosić. Tak ładnie, przy wszystkich, głośno-uśmiechnęłam się.  Myśl o skompromitowaniu ich, wydaje się bardzo pozytywna "Wracamyy!" 
-No chyba nie!-krzyknął ten drugi 
-Tak-powiedziałam uśmiechając się wrednie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Patrzeliśmy na siebie, chwilę w milczeniu. 
-Dobra-westchnął i obaj się zgodzili. Ja to mam dar przekonywania. Albo po prostu się boją. Ale uznajmy że to ja tak na nich wpłynęłam. Mam nadzieję że więcej nie będą go zaczepiać. Że dadzą mu spokój. 
-Przypilnuj ich-powiedziałam do Wielkiego.

Na lunchu jak zwykle siedziałam z dziewczynami na podwyższeniu. Co jakiś czas rozglądałam się za tymi debilami. Marcel już jest. Siedzi obok Jen. Więc chyba idzie po mojej myśli. Uśmiechają się. Czyli zrobiłam coś dobrego. To dlaczego nie czuje się lepiej? "Bo zrobiłaś to z egoizmu" No tak, moje trzecie ja nie dawało o sobie zapomnieć. Ale oni się cieszą więc ja też powinnam. Zauważyłam że ja nigdy nie czułam się tak swobodnie w towarzystwie Lou. 
Podekscytowana przygryzłam wargę gdy Ci dwaj weszli na stołówkę, a za nimi Gruby James. 
-Co ci?-Elena zapytała 
-Patrz tam-pokazałam jej głową na stolik, przy którym siedział. Chłopaki podeszli do Marcela, po chwili we trójkę stali i gapili się na siebie. Kilka osób zaczęło ich obserwować. 
-Przepraszamy-powiedzieli niczym dzieci w podstawówce, pod groźnym spojrzeniem wychowawcy. Ale to nie była podstawówka tylko liceum i nie było żadnej wychowawczyni tylko Gruby. Ale fajnie patrzyło się na ich kompromitacje- Od dziś NIKT nie ma prawa go tknąć, czy robić cokolwiek innego!-powiedział głośno by każdy usłyszał. Siedziałam uśmiechnięta i dumna. 
-To twoja sprawka?-zapytała Elena. Na co tylko pokiwałam głową. Dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnym spojrzeniem, ale kompletnie mnie to nie interesowało. Rose jak zwykle gapiła się na wszystko i głupio uśmiechała. Mój telefon zabrzęczał, oznajmiając nową wiadomość. 
Jedno słowo. A tyle radości. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. No do czasu
aż pojawił się Louis, coraz bardziej mam go dość. Nie wiem co mnie tak nagle wzięło. Wczoraj wieczorem, jeszcze o nim myślałam. Chciałam go już zobaczyć. A jak go widzę to mam ochotę się schować. Coś jednak jest w stwierdzeniu "kobieta zmienną jest". 
Wysiliłam się na uśmiech do chłopaka ale i tak nie spuszczałam Marcela z oczu. "Byle do 17". Czemu tak bardzo zaczęło mi się podobać to chodzenie do niego? Dlaczego tak bardzo mi na tym zależy? Chcę poznać już odpowiedzi. 
____________________________________________
Hej! Dziś rozdział wcześnie ;> Co wiąże się z moim szóstym dniem nauki ;)
A więc pozdrawiam ze szkoły xD #nie #fajnie 
*"Trzecia ja" Melody-Melody. Melody-w szkole i Melody-sumienie ;> 
~komentujcie ♥ 

sobota, 9 listopada 2013

Chapter 8

Drogi Pamiętniczku! ♡
Wydaje mi się że wracam do Ciebie na stałe.
Czuje że się zmieniam. Ale nie wiem w co ani na co.
Nie mam też pojęcia po co i przez kogo.
Znów jestem z Lou. Ale jestem w sensie publicznym.
Rzadko rozmawiamy, w ogóle nie piszemy.
Ciekawe czemu zaczął na mnie zwracać uwagę.
Fejm mu spadł?
A no tak, ja piszę a Ty o niczym nie wiesz.
Chodziłam już z Lou. Ale w tajemnicy.
Nikt nie wiedział więc nikt się nie wtrącał.
Sądziłam że da się z nim jakoś porozmawiać. Ale nie.
On jest tylko ładny.
Czasami patrzę na niego i zastawiam się
"Jaki jego rodzice popełnili błąd?"
Nasza znajomość zaczęła się szybko więc równie szybko się skończyła.
Odkąd zerwaliśmy nie odzywaliśmy się do siebie.
Aż to teraz.
Zaczął się na mnie "patrzeć".
Co oczywiście Elena od razu zauważyła.
Bo gapi się na niego co pięć sekund.
A ja? Musiałam udawać że to fajne. Że mnie to kręci.
Przebywanie w towarzystwie Louisa jest męczące.
Za spędzanie czasu z Marcelem przychodzi mi łatwo,
naturalnie. Co mnie BARDZO dziwi. Bo wiesz jak on wygląda.
Ale i tak kontynuuje ten plan z nim i Jen.
Coś czuje że to wypali.

Stałam pod domem chłopaka czekając aż łaskawie z niego wyjdzie. Stąpałam z nogi na nogę próbując nie zamarznąć. Na dworze 0 stopni a ja nie pomyślałam żeby przyjechać autem. Może nie tyle co nie pomyślałam co nie chciałam. "Szybciej!". 
Awe! Wyszedł. 
-Hej-powiedział zbliżają się. Nie dało się nie zauważyć mocno fioletowej rany na jego policzku. Bił się? O, nie kto mu to zrobił?! 
-Co Ci się stało?- No tak bp zwykłe "cześć" to za mało. Chłopak odruchowo dotknął sinego miejsca, krzywiąc się. 
-Nic-mruknął. O tak zgrywaj twardziela. 
-Smarowałeś?-zignorowałam jego wypowiedź. "Serio Mel na prawdę chcesz to wiedzieć?!" 
-Ta-powiedział odwracając wzrok-Idziemy?-zapytał. Skinęłam głową i ruszyłam za nim. 
Szliśmy w ciszy. Ciągle zastanawiałam się kto mu to zrobił? Musiałam wiedzieć. 
-Kto to zrobił?-powtórzyłam. Patrząc na niego. Chciałam by zabrzmiało to jak grzeczne pytanie ale chyba mi nie wyszło-To ci z korytarza?-zapytałam, mając nadzieję że wie o jaki moment mi chodzi. 
-Melody-westchnął jakby chciał powiedzieć "I co z tego?". Wtedy byłam już pewna że to Ci. Będzie wpierdol! "Na serio chcesz GO bronić?" Ech, muszę uciszyć trzecią mnie. 
Pokiwałam głową na znak że rozumiem i że nie musi nic mówić. I wróciliśmy do milczenia. Byłam zła, na Will'a i Tom'a. To oni, podeszli tego dnia do mnie i się spytali po co mu pomagałam. 
Muszę to załatwić. "Ty na serio chcesz go bronić?! Go!" Tak. "Jesteś Melody Harris. Ta co nie przejmuję się niczym ani nikim" Nie jestem taka. "Uwierz mi jesteś." Nie! "Nie oszukujmy się"
Koniec! Czy ja właśnie kłóciłam się sama ze sobą? To normalne, to normalne "Wmawiaj se!"


Pov. Jen 
Byłam zdziwiona gdy Louis chciał się spotkać na robienie pracy w jakiejś kawiarni. On się chce ze mną pokazywać publicznie? Cóż jestem pewna że to jakaś pułapka czy próba kompromitacji mnie, ale mimo to i tak się zgodziłam. Jemu się nie da odmówić. I o to w taki sposób znalazłam się w autobusie, na starym, kurzącym się krześle. Mój tyłek płaci za moją powierzchowność!
Prawie wyskoczyłam z autobusu, gdy ten zatrzymał się na moim przystanku. Zdecydowanie wolę te nowszej generacji autobusy. Byłam spóźniona. Jak zwykle. Choć teraz mogę zwalić to na owy środek komunikacji miejskiej. Pośpiesznie weszłam do środka kawiarni. No cóż, to co zastałam w środku, no cóż zbiło mnie z nóg.


Pov. Melody
Siedziałam z Marcelem w kawiarni i nie wiedziałam co powiedzieć. Mało jest takich chwil gdy nie wiem co powiedzieć. I przyznam że bardzo tego nie lubię. Nerwowo tupałam nogą rozglądając się po pomieszczeniu. Za każdym razem gdy poczułam chłodne powietrze odwracałam się patrząc kto wchodzi. Nie ma jej. Kurde.
-Czekasz na kogoś?-zapytał. Chwilę zajęło mi zorientowanie się o co mu chodzi
-Em..nie-mruknęłam. I wtedy weszła. Te rozdwojone końcówki rozpoznam wszędzie. Czarne kozaki z ćwiekami po boku, wytarte czarne dżinsy i dziwna jaskrawa kurtka-Poczekaj-powiedziałam do chłopaka i podbiegłam do dziewczyny.
-Hej-uśmiechnęłam się i nie czekając na jej odpowiedź pociągnęłam ją i posadziłam na moim miejscu-To ja was teraz zostawiam...-chciałam dokończyć moją wypowiedź ale jakoś nie było mi dane.
-No proszę kogo my tu mamy-ten głos. Luck. Jak ja Go nie cierpię.
-Witaj-powiedziałam zaciskając usta w cienką linijkę. Luck jest jedynym człowiekiem który tak łatwo potrafi mnie wyprowadzić z równowagi. Mocno zacisnęłam szczękę by nie zacząć go wyzywać.
-Nic się nie zmieniłaś-mruknął. Jakby mnie to coś obchodziło. "To dlaczego się przejmujesz?". Jestem wredna nawet sama dla siebie.
-Ty również-powiedziałam nie dając się sprowokować.
-Fajne buty. Szkoda że z zeszłej kolekcji-mruknął i zaczął odchodzić. O, nie tej wojny nie wygra
-Jakbyś chciał wiedzieć to nowa kolekcja jeszcze nie wyszła-krzyknęłam za nim
-Co nie oznacza że nie są zeszło sezonowe-wzruszył ramionami. Coraz mocnej zaciskałam szczękę. Nienawidzę go!


Pov Marcel
Melody zachowywała się dzisiaj dziwniej niż dziwnie. Co było dziwne.
Pytała o tego siniaka. Kurde, a jak ona im coś powie? Nie chcę kłopotów, nie w tej szkole. Błagam Cię kobieto nie rób mi tego! A potem to całe milczenie. Aż mi w uszach dzwoniło. Wydawało mi się że Mel, jest osoba która zawsze ma coś do powiedzenia, co udowodniła wiele razy. A teraz była cicho. Chwilami zastanawiałem się czy mi jej nie podmienili. Ale jednak nie. Dało się to poznać po "ślinieniu" się na widok jakieś pary butów. Nie zdziwię się jak zaraz po nie poleci. Sprawa z Jen, kompletnie mnie zbiła z tropu. O co tu chodzi? A po minie brunetki wnioskuję że ona też nic nie wie. I jeszcze ten dziwny koleś. Czemu go  obchodziły jej buty?!
-Em..cześć-powiedziała dziewczyna czerwieniąc się. Dobra, to dziwne
-Hej-powiedziałem grzecznie, i zapanowało milczenie. Dlatego lubię gaduły. Osoby umiejące podtrzymać rozmowę są ciekawsze.
-Mogę spytać co Ci się stało w policzek?-zapytała delikatnie. Wkurzyło mnie to pytanie ale nie mogę się na nią gniewać jest taka drobna. Nie chodzi mi tu o jej wzrost, choć jest on nie wielki.
-Oberwałem-powiedziałem. Po prostu. Od razu uprzedzam że w tej sprawie nie mam nic więcej do dodania. Brunetka pokiwała głową nic nie mówiąc, chyba wiedziała o czym myślę. Albo jest zbyt nie śmiała by się odezwać.
-O co tu chodzi?-zapytała. No cóż, nie właściwą osobę.
-Też chciałbym wiedzieć-mruknąłem, powodując ciszę.
-Powiesz coś o sobie?-zapytałem nie wiedząc czym mam coś po wiedzieć czy kontynuować milczenie

Jen jest świetna, na prawdę nie sądziłem że może być taka fajna. A na dodatek przekonałem się że wcale nie jest szarą myszką. Po prostu jest odrobinę wstydliwa.
W ciągu czterdziestu minut dowiedziałem się o niej wielu rzeczy.
I na prawdę zaczynam się zastanawiać czy ona przypadkiem nie
jest chora psychicznie. Co jakiś czas rozglądałem się sprawdzając czy Melody dalej tu jest. Co sprawdzałem to była.
-Jak byłam mała ukradłam kota sąsiadce-wyznała
-Co?!-zakrztusiłem się śliną.
-No tak, bo on był słodki a ta baba była jędzą. Ten kot się tam męczył-powiedziała z przekonaniem
-Nie mów że masz go dalej?-zapytałem śmiejąc się
-No mam-powiedziała jakby to było normalne. Dziewczyna zaczęła opowiadać jakąś kolejną historię z dzieciństwa, ale już jej nie słuchałem. Melody napisała. To było dość dziwne, i niespotykane. Z początku nie miałem zamiaru jej odpisywać ale moje palce same znalazły się na ekranie, wystukując odpowiedź. Nie spodziewałem się że odpisze. Wiec schowałem telefon i wsłuchiwałem się w opowieść o kąpieli w makaronie. Ta dziewczyna jest świrnięta.
-Twoi rodzice są razem?-zapytała
-Nie-powiedziałem poprawiając okulary, które ciągle mi zjeżdżały. Ten plaster po coś był.
-Moi też nie-uśmiechnęła się smutno. Tylko ja na tym nie ubolewałem. W pewnym sensie rodzice rozstali się z mojej przyczyny. Może nie tylko przeze mnie, ale głównie dlatego. Znowu poprawiłem okulary.
-Nie miałeś na nich plastra?-zapytała wskazując na okulary
-Ta, był ale Melody go zdjęła-wzruszyłem ramionami.
-Aha-powiedziała cicho.


Plan wyszedł. Tak mi się wydaje. 
Zostawiłam ich samych i coś mi się wydaje że się dogadują. 
Powinnam się być zadowolona, ale jakoś mi to nie idzie. 
Tomlinson nawet się nie pojawił. 
Nie powiem że mnie zawiódł bo niczego od niego nie oczekiwałam. 
Jedynym plusem dzisiejszego dnia są te śliczne kozaczki! 
Uwielbiam je. 
Co się ze mną dzieje? Nawet buty nie poprawiają mi humoru! 

__________________________
Hej, Chciałabym jeszcze raz podziękować @couldabeenthe1 za zrobienie mi szablonu! 
Mam nadzieję że się podoba nowy wygląd. 

Co sądzicie o zachowaniu Mel? 

Dziękuje za wszystkie wejścia i komentarze. KOMENTUJCIE!
KOCHAM I DO NASTĘPNEGO! ♡♡♡

sobota, 2 listopada 2013

Chapter 7

Pov Melody

W szkole nerwowo rozglądałam się po korytarzu, próbując dojrzeć chociaż sylwetkę Marcela. Męczy mnie to że nie wiem co się z nim dzieje. Czy to normalne? Raczej nie. Może i prościej byłoby do niego napisać, ale nie mogłam. Po prostu nie.
Nie zdawałam sobie sprawy że w naszej szkole jest tyle uczniów. Musiałam wyglądać jak debil kręcąc głową na wszystkie strony. Ale jakoś nie bardzo mnie to obchodziło. Skoro chłopaka rzeczywiście nie ma w szkole to pewnie nie będzie go też na angielskim, jedynym naszym wspólnym przedmiocie, chyba.
Niespodziewaną ulgę poczułam gdy zobaczyłam chłopaka na tyłach klasy. Siedział i kreślił coś w zeszycie. On sobie tak spokojnie siedzi kiedy ja cały weekend się głowiłam co się z nim dzieje. Nie, nie martwiłam się po prostu mnie to zastanawiało. "Tak to sobie tłumacz". Usiadłam w ławce obok chłopaka. Zdziwiony spojrzał na mnie na co wzruszyłam ramionami. "Co ty robisz?!". Nie chciałam się kłócić sama ze sobą więc po prostu wpatrywałam się w paskudny sweter anglisty. Takie widoki ranią.
Facet zaczął omawiać kolejny temat, który prawdopodobnie nikogo nie interesował. Wyrwałam kartkę z zeszytu i napisałam do chłopaka siedzącego obok, czy robimy dziś projekt. Dyskretnie podałam mu karteczkę, nie patrząc na jego reakcję. Chwile potem na mojej ławce znowu znalazła się nierówno wyrwana karteczka.
"Skoro chcesz. Przyjdź po lekcjach..?" Jak na chłopaka ma wyjątkowo paskudne pismo.
"Kończę o 15.10"
"Ja też"
"W porządku będę o 16"
Oddałam mu kartkę, której nie dostałam z powrotem. Całą lekcje walczyłam ze sobą by nie spojrzeć na chłopaka. Uparcie wpatrywałam się w poskudne wzorki na swetrze nauczyciela.  Dzwonek zadzwoniła a ja w ekspresowym tempie wyszłam z klasy, nie słuchając co zadanie. I tak będzie w termilarzu.

Delikatnie zapukałam do drzwi. Przystępując z nogi na nogę czekałam aż drzwi się otworzą. Po sekundzie drzwi się otworzyły a ja automatycznie się uśmiechnęłam.
-Hej-powiedziałam radośnie, chyba z byt radośnie
-Cześć-powiedział pocierając tył karku. Weszłam do środka i zdjęłam buty czego jak dotąd jeszcze nie zrobiłam. Chłopak powiesił moją kurtkę i gestem ręki poprowadził do kuchni.
-Chcesz herbatę?-zapytał wyjmując kubek z szafki
-Pewnie-uśmiechnęłam się. "Czemu jesteś taka miła! Co z tobą nie tak?!". Zajęłam miejsce przy mały stole. W pomieszczeniu panowała miła atmosfera. Taka rodzinna. W powietrzu unosił się zapach domowych obiadów. Gdzie nie gdzie leżały okruchy, leżały jakieś papierki lub widniały zaschnięte plamy.
Nie to co u mnie. Duża kuchnia. Sterylnie czysta. Prawie w ogóle ni używana.
Brunet postawił naprzeciwko mnie usiadł obok na krześle i zapanowała niekomfortowa cisza.
-Mogę Cię o coś zapytać?-brunet spojrzał na mnie niepewnie
-Jasne
-Jak to jest z tymi twoimi sesjami?- Zaraz zapyta jak to jest pracować z doświadczonymi modelkami, jak to jest być w centrum uwagi, ile zarabiam...-Nie męczy Cię to?- co?! Tego się nie spodziewałam. Jako pierwszy zapytał mnie jak się czuje, a nie o sławy czy inne bzdety o które ludzie zazwyczaj pytają-Koliduje to ze szkołą. Choć wydaje mi się że nie bo jesteś mądra i masz dobre stopnie...-sąd on wie jakie mam stopnie?
-Nie, sesje mam w soboty i nie trwają długo. Robią kilka zdjęć i tyle. Od dwóch godzin do trzech tam siedzę. Raz na jakiś czas zdjęcia są gdzie "w terenie"-zrobiłam cudzysłów w powietrzu-Nie męczy mnie to. Lubię być w centrum uwagi, i te wszystkie ciuchy-zaśmiałam się zadowolona że mogę komuś o tym opowiedzieć
-Zdajesz sobie sprawę jak niektórzy to koloryzują?-zapytał lekko się śmiejąc. Może i ma ten swój katarowaty głos ale śmiech na zabujczy.
-Tak coś tam słyszałam. Jestę profeszjonal modeling-zaśmiałam się. Tak szczerze to się dawno nie śmiałam.
-Te pokazy..-powiedział dziewczyńskim głosem.

Siedzieliśmy z chłopakiem w salonie i oglądaliśmy jakąś komedie. Jestem u niego od dwóch godzin i nie mam ochoty uciec. Nie przypuszczałam że ja i on możemy się dogadać. Ale i tak dalej chcę go "wyswatać" z Jen. Mam już nawet pomysł jak to zrobić.
-Marcel?-zawołała chyba jego mama. No tak przecież jej nie było.
-Tutaj!-krzyknął. Inteligentnie chłopie, bardzo. Po chwili w pokoju pojawił się kobieta z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy
-Dzień dobry-przywitałam się
-Dobry-mruknęła zaszokowana, po czym wyszła z pokoju. Tak to było normalne.

-Hmm..dziękuje za miły dzień-uśmiechnęłam się zakładając buty
-W porządku, fajnie było-powiedział spokojnie. Założyłam kurtkę i krzyknęłam "do widzenia" do mamy chłopaka.
-Mogę coś zrobić?-zapytałam szybko
-Tak, chyba tak-powiedział zmieszany chłopak. Wyciągnęłam ręce i odkleiłam mu ten plaster z okularów.
-Uch, męczyło mnie to-westchnęłam. Zwinęłam plaster w kulkę i schowałam do kieszeni-To pa-pomachałam mu i szybkim krokiem ruszyłam do auta

Pov Marcel
Melody poszła. Nie spodziewałem się że można z nią tak fajnie pogadać. Tak normalnie. Odwróciłem się i spostrzegłem mamę stojącą na schodach patrzącą na mnie podejrzanie.
-Co?-zapytałem. Jak dobrze mówić bez tego "kataru"
-Nie podoba mi się to-mruknęła i weszła do kuchni
-O co Ci chodzi?-zapytałem idąc za nią, starałem się użyć jak najmilszego tonu na jaki w tym momencie było mnie stać
-Chciałeś wyrwać się z takie towarzystwa. Dla tego się przeprowadziliśmy. A teraz co?-wyrzuca
-Jesteś zła bo z nią gadam?-zapytałem zdziwiony
-Ona jest taka sama jak te twoje dawne koleżanki!-wykrzyczała. Wiem że nie o mnie jej chodzi. Więc w takim razie o co?
-Nie jest jak one. Nie zauważyłaś jak się dzisiaj zachowywała. Jest inna. -powiedziałem
-Przestań-syknęła
-O co chodzi? Czy to ma coś wspólnego z jej rodzicami?-zapytałem. Coś mi o nich wspominała.
-To nie ma z tym nic wspólnego. Ale ona jest taka jak jej matka-mruknęła. Czyli jednak o to chodzi.
-Na pewno nie-powiedziałem mało zainteresowany
-A właśnie że tak! Te same ruchy, gesty, styl..-Na prawdę nie miałem ochoty tego słuchać. Jej historie dotyczące szkolnych czasów były żenujące. Tak to chyba dobre określenie.
-Nie mas tej pewności-kontynuowałem, wiedzą że rozpocząłem kłótnię
-Mam. Uwierz mi mam. -powiedziała i obdarzyła mnie spojrzeniem typu "Mam rację nie kłóć się"
-Skoro tak-powiedziałem i powoli zacząłem się wycofywać


-Cześć kotku-powiedział Louis
-Heej-blondynka powiedziała radośnie-Słuchaj, jutro zabiorę Marcela i Jen o tej restauracji
-Wiesz że to wredne?-zapytał chłopak
-Trudno-dziewczyna wzruszyła ramionami ale po chwili zdała sobie z tego sprawę że chłopak tego nie widzi-Nie zaszkodzi spróbować
-Jak chcesz. W takim razie jutro mam wole?-zapytał
-Tak nie musisz się z nią spotykać-powiedziała obojętnie
-To dobrze, bo mam jej dość-powiedział nie zdając sobie sprawy że dziewczyna ma całkiem odwrotne zdanie co do Marcela.
-No to jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to będziesz miał spokój-powiedziała radosnym głosem
-No oby-mruknął-Wiesz dziś Mike....-zaczął opowiadać o dniu na siłowni, o treningu i ogólnym dniu. Nie miał pojęcia że dla Melody jest to tak samo ciekawe jak opowieść dziadka zaczynająca się od "Kiedy byłem na wojnie...". Mimo tego co jakiś czas potakiwała czy mruknęła. "Już wiem jak się czują inni kiedy ona nawija o swoim dniu"   
-Lou, bateria mi pada. Ja kończę do jutra skarbie-powiedziała i szybko się rozłączyła "Dobra wymówka"



_____________________________________
Rozdział nie za długi ale mam nadzieję że się podoba ;*
ROZDZIAŁ DEDYKOWANY MOJEJ OLI 
@I_live_to_dream

KOMENTUJCIE <3 
Do następnego ;**