sobota, 30 listopada 2013

Chapter 11


 Pov, Melody
Wróciłam na górę i założyłam słuchawki. Puściłam muzykę, najgłośniej jak się dało, byle nie słyszeć tego co się na dole działo. Nie chciałam, ani nie miałam zamiaru brać w tym udziału. Porwałam mojego małego psa na ręce i zaczęłam się kiwać w rytm melodii. Musiałam wyglądać jak jakaś wariatka, co potwierdziło się gdy zobaczyłam się w lustrze. Szczerze, to wydawało mi się że lepiej tańczę. "Bo ty jesteś TAKA perfekcyjna" 
W tamtym momencie niczym się nie przejmowałam. Nic mnie nie obchodziło. Ale zaczęło gdy muzyka płynąca z moich słuchawek została zagłuszona przez tą z dołu. Całujące się pary w ogródku tylko to potwierdziły. To wszystko, wymknęło się spod kontroli. Wiedziałam że do tego dojdzie, było to dość oczywiste, ale nie sądziłam że aż tak szybko. Nie przeszkadzało mi to do czasu aż ktoś nie zaczął mi się dobijać do drzwi, aż się wszystko trzęsło. Mądra ja, pomyślała i wcześniej zamknęła te drzwi, chociaż raz mój mózg udowodnił że jednak jest. Nie chciałam tu zostać, bałam się. Ale gdzie miałam pójść? Teraz, uświadomiłam sobie że nie mam nikogo. Nikogo kto by po prostu przy mnie był. Nie myśląc za wiele schowałam telefon w kieszeń dresów i wzięłam psa. Zamknęłam drzwi od pokoju i zaczęłam kierować się do wyjścia. Przepychałam się przez tłum ludzi, i było to naprawdę nieprzyjemne. Szczególnie jak jakiś piany, obleśny typ zacznie się do Ciebie przystawiać. Wtedy to jest nieciekawie. Z wielkim trudem wyszłam z domu, łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Które nie było do końca orzeźwiające. Nie wiedziałam gdzie iść. Byłam zdesperowana. I nie chodzi o to że wyszłam z domu, w byle jakim koczku i dresach. Chodzi o to że jest po 21 a ja nie mam gdzie się podziać. W większości filmach, główna bohaterka zwykle w takich momentach szła do przyjaciółki lub chłopaka. Do Lou nie pójdę, nie chodzi tu o to że nie chcę go zbytnio widzieć. Zwykle na filmach, tak się kończy jak się kończy. Więc nie. Do Rose, Eleny? Nie. Niewykluczone że one są teraz na tej imprezie. Nie mam nikogo. "Teraz to zauważyłaś?". Zauważyłam to za późno. Zbyt późno.
-I co, Misia? Nie mamy gdzie iść- czy ja naprawdę liczę na to że pies mi odpowie? Otarł łzy i pociągnęłam nosem. Nie wiele myśląc zabrałam się z mokrej ławki i ruszyłam w znanym mi od tygodni kierunku. Nie potrafię wyjaśnić tej decyzji. Ale nie miałam innej. Myślę że on mnie zrozumie i przenocuje? Czego ja oczekuję. Zawsze jest opcja hotelu ale z psem by mnie nie wpuścili, poza tym nie wzięłam nic poza telefonem. Szłam szybko ściskając Misie by nie zmarzła. Doszłam do tej ulicy. Do tej furtki. Światło paliło się jedynie w jego pokoju się paliło. Ciekawe co pomyśli jak mnie zobaczy, a co zrobi jego mama? Nie przepada za mną to widać. A przynajmniej ja potrafię takie rzeczy dostrzec. Niepewnie otworzyłam furtkę, która lekko zaskrzypiała. Nogi mi rozniosła się po domu trzęsły a brzuch znowu bolał. Nie lubię tego uczucia. Zadzwoniłam. Łzy spływały po moich policzkach. Ze strachu. Bałam się jego reakcji jak tego co się działo w domu. Po raz pierwszy tak to przeżywam. Nigdy mnie to nie obchodziło. Bo w zasadzie zawsze bawiłam się razem z innymi.
-Mel?-usłyszałam ten głos. Obraz był zamazany ale mogę powiedzieć że nie miał okularów. Zamrugałam i wtuliłam się w chłopaka. Spiął się i niepewnie odwzajemnił mój uścisk. Czułam się bezpiecznie, jak nigdy. Było mi tak dobrze, i czułam że to moje miejsce. Nic już nie istniało. Tylko ta chwila.
-Co się stało?-zapytał, a raczej wyszeptał
-Boję się.
-Czego? Co się stało?-zapytał, a w jego głosie była troska. Nie, drwiny czy obojętność.
-To co się u mnie dzieje-powiedziałam w jego ramie.
Chłopak ścisnął mnie mocniej a moja Misia uczepiła mi się na nodze. Weszliśmy do środka, zrobiło się cieplej. Marcel zaprowadził mnie do kuchni. Nastawił wodę i usiadł obok mnie. Nic nie mówił. Pewnie nie wiedział co. Oczy mi wyschły i już widziałam wyraźnie. Nie miał okularów ani tego głupiego swetra. Miał na sobie zwykłą czarną koszulkę i szare dresy, wyglądał bardzo atrakcyjnie. Nawet pomimo tych ulizanych włosów.
-Twój pies?-zapytał retorycznie. Nie tylko sobie z nim przyszłam
-Tak, przepraszam nie chciałam go tam zostawiać-powiedziałam nie pewnie. On mnie w ogóle tu chce?
-W porządku, jak się bawi?-zapytał i wziął psa na kolana.
-Misia-uśmiechnęłam się. Mała cichutko zaszczekała i polizała rękę chłopaka-Ty tez masz psa..?
-Tak, ale teraz jest razem z mamą-wyjaśnił
-Gdzie?-zapytałam. Nie przemyślałam tego. Zdecydowanie nie.
-Na jakimś wyjeździe, nie wiem-wzruszył ramionami. Pokiwałam głową na znak że rozumiem.
    -Dlaczego przyszłaś?-zapytał. Siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś serial.
-Ja..-zaczęłam, ale zdałam sobie sprawę że nie znam odpowiedzi-Właściwie to nie wiem. W sumie nie miałam gdzie-powiedziałam wpatrując się w moje dłonie
-W porządku, cieszę się że jesteś-czy on naprawdę to powiedział?! To coś w stylu "możesz na mnie liczyć", "przyjaźnimy się"? Nie mam pojęcia ale zrobiło mi się bardzo miło. Posłałam mu nieśmiały uśmiech i odwróciłam wzrok na telewizor. W między czasie przysunęłam się bliżej chłopaka. Po prostu tego potrzebowałam.
-Co się tak właściwie stało?-zapytał. No tak mądra ja nic nie powiedziała.
-No wiesz rodzice wyjechali, i w takich momentach zwykle u nas jest impreza. Często wychodzą spod kontroli i jest to istna dzicz i burdel na nogach. Ale przedtem nie za bardzo mi to przeszkadzała. Dziś po godzinie zaczęłam się bać. To było straszne. Jak tak wyglądała..
-Spokojnie-powiedziała kojącym głosem, ogólnie działa on na mnie kojąco
-Ktoś się zaczął dobijać to poszłam, ledwo co wyszłam. A potem. Nie wiedziałam gdzie pójść-powiedziałam
-W porządku. Chcesz zostać?-zapytał. Chcę. Ale jak mam odpowiedzieć. Odmówić? I gdzie ja pójdę?-Zostajesz-oznajmił po moim dłuższym milczeniu. Ułatwił sprawę
-Nie będę przeszkadzać?-zapytałam, na co pokręcił przecząco głową-Dziękuje-uśmiechnęłam się
   -I tak po prostu go wyrzuciłaś?-zaśmiał się. Od godziny opowiadamy sobie, historie z dzieciństwa, śmieję się jak opętana. Właśnie opowiadałam mu historię jak wyrzuciłam garnek z 5 piętra, tylko dlatego żeby go nie myć. Na prawdę ten chłopak ma o wiele lepsze życie niż bym się tego spodziewała.

Pov. Jen.
Całe miasto od 15 żyło tylko i wyłącznie tą wielką imprezą. Zawsze jak ich rodzice wyjeżdżają jest jakaś. I dziwne że państwo Harris jeszcze o niczym się nie dowiedzieli. Zwykle z początku była to "przyzwoita" impreza ale pod koniec stawał się to dom publiczny i jakaś dżungla. Ale jak na niej nie byłeś to od razu wielki lamus! I ja właśnie miałam zamiar być dziś takim lamusem.
Codziennie przed zaśnięciem myślałam o Marcelu, ale to się po chwili zmieniało i moje myśli przejmował Lou. Dlaczego myślę o kimś tak płytkim? A najgorsze jest to że nie mogę przestać. Tylko on w mojej głowie. To niezdrowe.
Większość dziewczyn w sobotnie dni, chodzi po sklepach, kinach, kawiarniach. Ogólnie wychodzą z domu i fajnie się bawią. Ale nie ja. Czy to oznacza że jestem inna? To że jestem nieśmiała, odrzuca mnie na margines społeczny? Sprawia że jestem dziwolągiem? Oceniana z góry? No cóż, w naszych czasach każdy ocenia i jest oceniany z góry. Oceniamy przede wszystkim wygląd, zewnętrzność. Nie liczy się to co w środku. Ale przecież my grubi i brzydcy też potrzebujemy miłości, i tolerancji. To tak dużo?
Czy prosząc o szacunek i akceptacje przesadzam?
Czy kiedykolwiek przestaniemy patrzeć na wygląd?
Czy przestaniemy oceniać ludzi, których nie znamy?
Czy damy radę być nawzajem dla siebie oparciem?
Czy nauczymy się akceptować samych siebie?


Melody leżała na kanapie w pokoju chłopaka. Była mu ogromnie wdzięczna za nocleg. Czuła się też trochę nieswojo. Nie znają się z Marcelem długo ani dobrze. Ale mimo to chłopak nie zostawił jej. Nie odwrócił się mówiąc "Radź se sama". Udowodnił że można na niego liczyć, i że nie ocenia ludzi po okładce, że daje im szanse. Dobrze, że są tacy ludzie jak Styles.
Blondynka wierciła się na łóżku, ostrożnie by nie obudzić zapewne śpiącego już bruneta. Cały czas przyjemnie bolał ją brzuch.
-Śpisz?-zapytała po chwili
-Nie-szybko otrzymała odpowiedź
-Obejrzymy "Pamiętnik"?
-Co?
-Mój ulubiony film-wyjaśniła
-Emm, jasne-chłopak wstał i zapalił światło.



________________
Wybaczcie że tak późno, tak wyszło.
Coś mało komentujecie. To przez brak moich spamów na twitterze, czy moje opowiadanie jest aż tak beznadziejne?

8 komentarzy:

  1. jeju świetny. nie spodziewałam sie że przyjdzie akurat do Marcela xd. ale ważne że ją wpuścił :)
    historie z dzieciństwa hahaha. zrzuciła garnek z 5 piętra xd. leże i nie wstaje xd.
    a tak na poważnie. świetny. życze weny i czekam na następny i mam nadzieje że będzie wmiare szybko :) @luvvmytomlinson

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest świetny czekam na następny i zapraszam do mnie : http://to-jest-ta-chwila-uwierz-w-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy1:30 PM

    Twoje opowiadanie jest świetne! xxx Kocham takie blogi ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie że Mel poszła do Harrego! :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy1:52 PM

    fajny rozdział i opowiadanie ogólnie jest cudne ! czekam na nexta ! pozdrawiam i weny życzę ! Małgorzata <3

    OdpowiedzUsuń
  6. KOCHAM TO OPOWIADANIE !
    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy4:53 PM

    Masz talent, masz w sobie taką łatwość pisania, widać że to lubisz :* Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń