sobota, 24 stycznia 2015

Chapter 29

Pov Melody

Mamy piętnastą co oznacza że mam jeszcze koło dwóch godzin na przygotowanie się. Co i tak nie jest wystarczające bo nigdy nie będę na to gotowa. Psychicznie, oczywiście.
Tak w ogóle to po co mu to? Żyjemy w takich czasach gdzie (jak dla mnie) poznawanie rodziców nie ma sensu. Jasne, jest fajnie jak akceptują tą osobę, ale jak nie, to czy to sprawi że się rozstaniecie? To że twoja  mama na przykład, nie lubi twojego chłopaka sprawi że z nim zerwiesz, czy będziesz go postrzegała inaczej? Jak dla mnie osoby trzecie w związkach są niepotrzebne.
Nie żyjemy w jakimś średniowieczu by o każdym aspekcie naszego życia decydowali rodzice.
    Z drugiej strony cieszę się że Marcel ma taki kontakt z mamą i że zależy mu na jej opinii. Wiem , że są ze sobą bardzo blisko. Od wielu lat mieszkają we dwójkę, jego mama jest rozwódką i (z tego co wiem) nie spotyka się z nikim, więc na pewno poświęca swojemu synowi dużo uwagi, nawet teraz kiedy jest już prawie dorosły. Marcel opowiadał mi, że w pewnym momencie życia jego mama była jedyną osobą której ufał i nie bał się niczego powiedzieć. Ich relacja jest naprawdę bliska. Chłopak polega na instynkcie mamy, co może się wiązać z tym, że jak mnie nie polubi to może być koniec.
Matka chłopaka już zdaje się mnie nie lubić, gdyż po pierwsze; jestem dziewczyną "górującą" nad typem ludzi od których jej syn jakby uciekł, po drugie; kiedy Marcel zaproponował bym przyszła na kolacje powiedziała, że "może lepiej nie bo coś jej jeszcze nie będzie pasować i nic nie zje, a ja nie chcę się denerwować". Co było jak woah kim ta kobieta jest, po trzecie; jestem pewna że słyszała jak się kiedyś darłam na Marcela, po czwarte; wszyscy wiemy jak się zachowywałam robiąc u niego ten projekt.
"Po prostu postaraj się być miła" 
Jasne.
Rozczesałam włosy i zeszłam na dół w celu znalezienia ładowarki. Tyle telefonów w domu, więc ładowarek powinna być ponad tona a tymczasem nie ma ani jednej. Przed wyjściem z pokoju nałożyłam jeszcze skarpetki i zbiegłam po schodach. W domu był zbyt głośno, więc to oczywiste że przyszli koledzy Josh'a.
-Masz ładowarkę?-zapytałam chłopaka na co sześć głów (niepotrzebnie) odwróciło się w moim kierunku
-Nie, też właśnie nie mogłem znaleźć-wzruszył ramionami- poszukaj, może w którejś szufladzie jest- machnął ręką w stronę komód.
-Jasne-mruknęłam pod nosem i odwróciłam się by przeszukać szuflady
-Co tam słychać Mel?- zapytał Colin
-Jest dobrze- mruknęłam "na odczepnego"
-Posiedzisz z nami?- Ok, wiem że kiedyś zabiłabym za taką propozycję od samego pana Hopkin'a
-Nie, ale dzięki- odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam
-Co uczysz się?-zapytał drwiąco Caleb. Tego tu nigdy nie lubiłam, serio.
-Szukam ładowarki, nie widzisz?- posłałam mu fałszywy uśmiech
-Zapytaj swojego chłopaka może Ci własną skonstruuje- zaśmiał się
-Jaki jest twój problem?-zapytałam spokojnie takim tonem jakbym była znudzona jego twarzą.
-Możesz go prosić o inne rzeczy, nie tylko zadania domowe, od kiedy jesteś jego dziewczyną- uśmiechną się
-Skąd to wziąłeś?-zapytałam najspokojniej jak potrafiłam, bo szczerze jeszcze chwila i mu przywale
-A nie jest tak?
-Myślisz że spotykam się z nim dla zadań?-prychnęłam. Wzruszył ramionami i skinął
-Stary, daj spokój- Carter wywrócił na niego oczami
-Nie muszę z nikim chodzić by mieć zadania- uśmiechnęłam się- W przeciwieństwie do Ciebie
   Nie rozumiem czemu rzuca mi coś na Marcela skoro sam spotyka się z Lucy Marin, która nie oszukując się jest mózgiem naszej szkoły z fizyki i chemii. Jeszcze jakiś czas temu tak się śmiał,
że dziewczyna jest zbyt naiwna i jak łatwo przyjdą mu dobre oceny a teraz lata za nią z kwiatami każdego ranka.
-Coś ty powiedziała?!-wstał
-Spokojnie. Nikt jej nie powie jakie początkowo były Twoje zamiary, była by szkoda-zrobiłam smutna minkę. Zamknęłam szufladę biodrem i wyminęłam go by zobaczyć czy w koszyku pod telewizorem nie ma tej ładowarki
-Czy ona właśnie próbuje mnie szantażować? - zapytał swoich kolegów- I tak tego nie zrobi. Nie odważysz się
-To moja siostra, jasne, że to zrobi- zaśmiał się Josh. Wyraz twarzy Caleba zmienił się z zadowolonej w przestraszoną.
-Jedna uwaga na temat mnie i Marcela a wszystkie pracy Lucy oddane z Twoim nazwiskiem zamienią się na negatywne oceny i może nawet wywalenie ze szkoły.
-Och, jasne, uważaj bo Ci dyrektor w to uwierzy- powiedział drwiąco
-Mi może nie. Lucy na pewno- otworzyłam dużą szufladę by  niej poszukać ładowarki
-Myślisz że Lu Ci uwierzy? -prychnął
-Nie muszę jej nic mówić. Ona wie-powiedziałam patrząc na niego przez ramię- Mam-pokazałam im białą ładowarkę i zanim zdążyli się odezwać wyszłam z pomieszczenia

Stałam przed lustrem po raz setny upewniając się czy mogę tak iść. Wydaje mi się że jest dobrze, w moim tylu ale nie wyzywająco. Sukienka sięga trochę przed kolano, ma krótki rękaw i zerowy dekolt. Ma łady wzór i jest delikatna. Spakowałam kilka rzeczy do białej torebki i fizycznie byłam gotowa do wyjścia.
-Proszę-powiedziałam gdy ktoś zapukał do drzwi
-Mogę na chwile?-zapytał Caleb
O, proszę 
-Jasne-wzruszyłam ramionami
-Chciałem się zapytać, znaczy powiedz mi o co Ci chodziło z Lucy- nie proś nie trzeba 
-Co chcesz wiedzieć?- obróciłam się do lustra i poprawiłam sobie włosy
-Skąd wie o...no wiesz?
-Lucy Marin jest jedną z najmądrzejszych osób świata, naprawdę myślisz, że sama się nie domyśliła?-popatrzyłam na niego jak na idotę, którym zresztą był. Chłopak popatrzył na mnie jakby nie mógł pojąć tego, że jego plan wyszedł jakby na jaw- Tekst "wydajesz się inna, chcę Cie poznać" sprawdza się tylko w opowiadaniach.
-Skoro tak to czemu robiła mi te zadania?-zapytał
-Ją spytaj. Ja na jej miejscu już dawno bym Cię kopnęła-wzruszyłam ramionami
-Jasne, że tak-zaśmiał się- Pownieniem z nią o tym pogadać?
-Dalej Ci robi zadania?
-Nie.
-Prosisz o nie?
-Nie
-To nie. Jak będziesz jej mówił jak bardzo ją kochasz i ile dla Ciebie znaczy to wpleć to jakoś-wzruszyłam ramionami
-Nah, nie będę tego mówi-skrzywił się
-Ok
-Nie będę, boże nie będę jakimś frajerem
-Będziesz frajerem jak jej tego nie powiesz. Dziewczyny potrzebują takich słów. Spotykacie się już jakieś pół roku, ile jeszcze chcesz czekać. I nawet nie zaprzeczaj bo jesteś w niej totalnie zakochany
-Jak niby mam to zrobić?-odezwał się cicho
-Normalnie. Powiedz co czujesz- wzruszyłam ramionami
-Musisz mi z tym pomóc, znaczy pomożesz mi?-poprawił się
-Tak, spoko. Ale idę teraz poznać matkę mojego chłopaka, która tak na marginesie totalnie mnie nie znosi, więc może jutro?-zapytałam
-Jasne, zgadamy się. Leć poznać teściową-zaśmiał się
-Mam nadzieje że to przeżyje- mruknęłam
  Napisałam Marcelowi, że wychodzę z domu i założyłam białe buty na grubym obcasie z szerokim paskiem oplatającym kostkę.
-Josh, ja wychodzę. Jakby mama się pytała to powiedz że nie wrócę późno, a jakby się tata pytał to powiedz że wymknęłam się z pokoju wyglądając jak dziwka-powiedziałam uśmiechając się
a chłopaki lekko się zaśmiali. Brat uniósł kciuk w górę na co pokiwałam głową i ruszyłam w stronę drzwi
-Nie przejmuj się, bądź sobą a na pewno Cię pokocha-powiedział Caleb i uśmiechnął się
Ok, tego to się w ogóle nie spodziewałam

-Cześć- powiedziałam po czym pocałowałam bruneta w policzek
-Hej. Ślicznie wyglądasz, tak...delikatnie?-uśmiechnął się lekko. Zaśmiałam się i mu podziękowałam. Chłopak złapał moją rękę i splótł nasze palce.
-Denerwujesz się?-zapytałam
-Nie bardzo
-Czemu nie? Przecież wiesz, że mnie nie lubi a ja nie koniecznie mogę ją do siebie przekonać. A jak zabroni Ci się ze mną widywać? Czemu jesteś taki spokojny?-zapytałam lekko spanikowana
-Przekonasz ją-ścisnął moją dłoń mocniej- Nawet jeżeli Cię nie polubi nie sprawi to, że z Tobą zerwę czy coś. Nie będę patrzyć na Ciebie inaczej, tylko dlatego, że nie dogadujesz się z moją mamą-powiedział a mi trochę ulżyło.
A jak mówi to tylko po to by mnie uspokoić?
-Nie wspominaj nic o rzeczach o których nie musi wiedzieć-uśmiechnął się i musnął moje usta.
Westchnęłam i kiwnęłam głową.
-Nie denerwuj się tak
Łatwo powiedzieć
-Chciałabyś żebym poznał Twoich rodziców?-zapytał przerywając ciszę
-Co to za pytanie? Czemu pytasz?
-Tak jakoś. Idziesz poznać moją mamę i tak się zastanawiam...
-Moi rodzice ledwo o mnie pamiętają. Co jakiś czas wychodzimy do jakiejś drogiej restauracji "spędzić rodzinnie czas" co jest nawet fajnie, ale ostatnio zdarza się rzadko-wyjaśniłam- ale jak się zdarzy to jesteś zaproszony- uśmiechnęłam się do niego
-Naprawdę jest mi przykro z ich powodu-powiedział
-Daj spokój. Zawsze tak było, więc..-wzruszyłam ramionami, pokiwał głową po czym powiedział:
-Wiedz że cokolwiek pomyśli moja mama o Tobie, nie zmieni tego co jest między nami- zatrzymałam się i wtuliłam w niego.
Boję się że jednak może coś zmienić. 

____________________________________________

Liebster Blog Award -----> Hope



1. Ile czasu zajmuje ci poranna toaleta?
     - z 10-20 minut jakoś tak 
2. Jak często słuchasz muzyki?
   - w zasadzi ciągle mam słuchawki w uszach 
3.Masz jakieś uzależnienia?
   - chyba czytanie, nie wiem, czytam po prostu strasznie dużo
4. Od jak dawna jestes w fandomie? 
    - 20 październik 2011 
5. Jak często chodzi na zakupy?
   - sama nie wiem, różnie
6. Kiedy masz urodziny? 
   - 23 kwietnia 
7. Jaki masz model telefonu? 
   -Cubot 
8. W jakich jeszcze fandomach jesteś ? 
   - 5sosFam 
9. Ulubiony zapach?
   -Wanilia 
10. Z czym kojarzą ci się święta Bożego Narodzenia? 
    - Z moją babcią krzyczącą na dziadka, chyba tak
11. Masz rodzeństwo?
     - 2 siostry 

Wiem, że to polega na nominowaniu także innych blogów ale ja jakoś się w to nie bawie, a nie chciałam zbyt ignorować tego więc :) 

Dziękuje za przeczytanie ilysm x 

sobota, 20 września 2014

Chapter 28

Pov. Melody
 
    Siedziałam z moimi dziewczynami w naszej kawiarni. Brakowało mi takich wypadów. Tylko my trzy. Bez osób trzecich. Żadnych chłopaków, innych koleżanek, kuzynek. Już nie pamiętam kiedy
tak ostatnio siedziałyśmy. W tym momencie powinnam być zrelaksowana i szczęśliwa a nie nerwowo tupać nogą.
  -Poważnie?-zapytała Elena
-No tak. Wczoraj zadzwonił i powiedział to tak jakby to nie była żadna wielka rzecz-przytaknęłam. Opowiadałam dziewczynom w jaki to sposób Marcel powiedział mi że jego mama chce mnie poznać.
-Może dla niego nie jest- stwierdziła brunetka odstawiając swoją filiżankę i wzruszając ramionami
-To źle?-zapytałam niepewnie
-Cóż. Skoro powiedział to tak lekko. Może nie przejmuje się jej opinią...
-To by raczej nie chciał bym ją bliżej poznała - przerwałam jej
-Może ona chciała?- zapytała Rose
-Druga opcja?-zapytałam obracając naczynie w dłoni
- Może się tym nie przejmuje- El upiła łyk herbaty
-Mam poznać jego mamę, poważnie, to poważne. Zdecydowanie jest się czym przejmować- wyjaśniłam
-Może wie że Cię polubi i się tym nie stresuje- Mollow wzruszyła ramionami
-Kochana, za każdym razem jak do niego przychodziłam ta kobieta patrzyła na mnie jak ty na tą Red!
-Za co ona tak Cię nienawidzi?-zapytała skrzywiona. Zaśmiał się z praktycznie bezpodstawnej nienawiści przyjaciółki.
-Jest grupą od którego jej syn chciał uciec- powiedziałam i smutno się uśmiechnęłam
-Zadaje się tylko z Tobą. A jedna osoba to nie grupa- zauważyła Rose. 
    Zależało mi na tym by mama chłopaka mnie polubiła. Nie sądzę by to wpłynęło jakoś na nasz związek. Ale miło by było mieć aprobatę jego matki. Chociaż by dlatego że brunet jest z nią zżyty
i polega na jej opinii. Chcę by uważała mnie za odpowiednią dla niego. No i chcę akceptacji.
-Nie pomagasz- jęknęłam
-Wybacz. Słuchaj, jestem pewna że Cię polubi. Bywasz miła i masz śliczny uśmiech. Robisz dobre pierwsze wrażenie. Wszyscy chcą się z Tobą zadawać to czemu ona by nie chciała?-zapytała Elena.
Walnę ją. Zaraz to zrobię. Serio. 
-Nie wydaje mi się by na to patrzyła- powiedziałam z udawanym smutkiem. Bo, poważnie czyją mamę interesuje status społeczny?
-Każdy na to patrzy-wtrąciła Ro. A ja po raz kolejny mam ochotę kogoś walnąć.
-Zresztą, co się przejmujesz. Nie wydaje mi się by ta wizyta zmieniła jego zdanie na Twój temat. Nawet jeśli jego mama Cię nie polubi. Nic się nie stanie. Widać, że traktuje wasz związek poważnie, więc nie zrezygnuje z Ciebie, przez brak akceptacji jego mamy- Uwielbiam to że Elena chce dopingować ludzi. Dobrze dla niej. No i ludzi. Ale czemu ona nie rozumie że ja potrzebuje tej akceptacji? Potrzebuje tego cholernego "Marcel, lubię Twoją dziewczynę" . 
-Jak mam się tam zachowywać? No wiesz co robić by spodobać się czyjemuś rodzicu? Co mówić? Jak się ubrać? Jak zachowywać? Jeżeli ubiorę coś białego a jego mama nie będzie lubiła tego koloru?-głupio zadawałam pytania, próbując zmienić jakoś temat
-Po pierwsze- przerwała mi El- każdy lubi biel. Po drugie, nie mam pojęcia żaden chłopak nie przedstawiał mnie jeszcze swojej rodzinie- wzruszyła ramionami- O mój boże! To jest na prawdę poważny związek! A ty na prawdę go lubisz, bo się tym tak przejmujesz! Boże, Harris to poważne!- nagle zdała sobie z tego sprawę. Gratuluję Ci Mallow!
-Cały czas wam to powtarzam- jęknęłam
-Jesteś z nas pierwsza-uśmiechnęła się brunetka
-Nie, Mikey przedstawił mnie swoim rodzicom, byłam z nimi na kolacji. Nasz związek też był poważny- powiedziała pewnie Rose
-Mikey jest gejem-oznajmiła jej El
-Wtedy nie był- broniła się
-Cóż, poznał Ciebie i zdał sobie sprawę że jednak woli chłopców. Powinien być Ci wdzięczny- powiedziała Elena, ze złośliwym błyskiem w oku i fałszywie się uśmiechnęła.
- No i nie byliście w związku- postanowiłam dodać
-Byliśmy- upierała się
-Rose, nie- spojrzałam na nią spojrzeniem 'tak było, przestań się oszukiwać'
-Mówcie sobie co chcecie- To właśnie jedna z rzeczy która jest dobra dla Linton. Ignorowanie plotek na swój temat, nie przejmowanie się opinią innych na temat jej charakteru, inteligencji czy elokwencji oraz bogaci rodzice i spadek, zabezpieczający jej przyszłość.
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że Elen'a zrobiła to samo.
-Ok, dziewczyny więc zgodnie z naszymi zasadami, od dziś nie lubimy Kate Johnson-oznajmiła El. Schodząc tym z tematu mnie i Marcela.
-Nosi kratkę z paskami?-zapytała Rose, krzywiąc się zapewne na samą myśl o tym połączeniu
-Kiedyś to było modne-wtrąciłam
-Modne nie znaczy ładne- oznajmiła El.
Tak, powiedziała dziewczyna, która podczas deszczu wyszła w zasłonie prysznicowej, gdyż
'to jest modne' -W każdym bądź razie, nie lubimy dziewczyn kochających się w naszych chłopaka czy crush'ach, pamiętacie?- Okey, nie zeszliśmy z tego tematu i w porządku, wymyśliłyśmy to jakoś sto lat temu, ale od dobrego roku żadna się już tego nie trzyma. Bo gdybyśmy to robiły na pewno nie siedziałybyśmy tu teraz w trójkę.
Naprawdę, nie chcę wymieniać sytuacji, w których Elena Mallow podrywała Louisa Tomlinson'a. Lub sytuacji, w których ja Melody Harris, podrywałam Brad'a McCall'a, byłego chłopaka Ro, wtedy aktualnego, albo sytuacji gdzie Rose Liton podrywała Shwan'a Bell, w którym Elena odwiecznie się kocha i który odwiecznie ją ignoruje. Naprawdę nie chcę.
-I tak z nią nie gadam. Jest denerwująca- oznajmiła Rose i obejrzała się za siebie
-Szukasz kogoś?-zapytałam. Bo skoro Elena, odwołała się do 'starych zasad' to wydaje mi się że nadal one nas obowiązują.
Z tego co pamiętam, jedną z nich jest mówienie sobie nawzajem wszystkiego. Zero tajemnic.
Nawet gdyby to miała zranić. Cóż, zwłaszcza wtedy. No bo, kto przegapi okazję na zranienie takiej suki?
A Rose ewidentnie kogoś szuka, bo ona nigdy nie patrzy za siebie. Ok, nie chodzi o te zasady jestem po prostu byt ciekawa.
-Nie, miałam tylko wrażenie że ktoś mnie obserwuje- uśmiechnęła się. Kłamca. 
-Nie ważne. Och i co zrobimy z jej należeniem do drużyny?-zapytała brunetka
-Dziewczyny, jest ok, nie ma się czym martwić. Porównajcie ją sobie do mnie nie ma szans.
A jakby coś się działo, to zawsze możemy sprawić by sama odeszła- uśmiechnęłam się i dopiłam herbatę.
Zdecydowanie powinnam znaleźć ten stary zeszyt z tymi zasadami. Zdecydowanie.
Przybrałam zainteresowany wyraz twarzy wpół słuchałam jak Elena opowiada jak to fajnie, było ostatnio na stadionie.
Nigdy nie lubiłam tam przebywać, w miarę możliwość starałam się tam nie chodzić.
Mogłaś tam w ogóle nie chodzi.
Tak, ale wszyscy fajni tam chodzili. Będą tam raz na jakiś czas automatycznie stawałeś się fajniejszy.
-Po co ona tam przyszła?-wyłapałam pytanie Rose
-Nie wiem. Pewnie za Lou się przywlekła czy coś-mruknęła ze znużeniem jasna brunetka.
Chyba powinnam zacząć słuchać.
-Bez sensu, to w takim razie czemu cały czas siedziała kilka siedzeń dalej od wszystkich ?- zdziwiła się Ro
Zdecydowanie powinnam zacząć słuchać.
-Może myślała, że Louis się nią zajmie?-zaśmiała się- Nie wiem, w każdym bądź razie, Cox zwinął bratu jakiś nowy towar. Josh zaciągnął Lou i cóż, przypomniał sobie o swojej Jenny kilka godzin później-zaśmiała się zwycięsko.
Mam ochotę ją uderzyć. 
Chociaż, bardziej jego. 
Jeżeli poważnie zostawił Jen samą na tym stadionie. 
To go skrzywdzę. 
Dzięki, Marcelowi przekonałam się do dziewczyny, choć to nie chodzi to. Siedzenie tam jest straszne same w sobie, a samemu to już w ogóle.
Idiota.
Nie słuchając dalej, wysłałam chłopakowi wiadomość, jednak przed tym zmieniłam jego nazwę w kontaktach. Tamta była nieodpowiednia. Tak.




Pov. Jen

Patrzyłam na chłopaka stojącego przede mną. Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić. Zapomnieć o tym, jak stracił moje zaufanie. Chcę by było dobrze. Nie mam dużego, znaczy nie mam żadnego doświadczenia w związkach, ale jestem pewna że tak nie można tego załatwić. Nie mogę mu się rzucić na szyję.
Chociaż tak bardzo chcę. 
Nie mogę. 
Nie. 
Staliśmy tak dłuższą chwilę, w milczeniu, patrząc na siebie. Brakowało mi możliwości spojrzenia
w jego oczy...
STOP. 
-Hej-powiedział zachrypniętym głosem- Możemy pogadać?-zapytał odchrząkając.
Pokiwałam głową i nic nie mówiąc, otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka.
Nie odzywaj się niech wie, że jesteś zła.  
-Jesteś sama w domu?-zapytał. Przytaknęłam. -Boże, Jenny-westchnął- Tak, bardzo Cię przepraszam. Nie wiem, jak mogłem być tak nieodpowiedzialny, tak zawalić. Nie mam pojęcia. I nie będę się niczym usprawiedliwiał. Bo co Ci powiem? Zanieśli mnie? Byłaś tam, widziałaś, że nie. Nie będę kłamał, bo po co? To po prostu moja wina. Nie mogę nic wymyślać. Nie powinienem był Cię zostawiać chociażby na chwilę. Ja, w ogólnie nie powinienem tam być, tym bardziej z Tobą. Tak mi przykro. Nie mam pojęcia po co to zrobiłem? Ale...znowu poczułem tą potrzeba bycia kimś, wiesz mieć ten status społeczny, wrócić do swojej szkolnej pozycji. Kiedy my już wracaliśmy...no wiesz tam na ławki Clark, ten duży z tatuażami, powiedział, że już myślał że stałem się jakąś nudną cipą. Zaśmiałem się w tedy i powiedziałem, że zawsze taki będę. Cóż, dziewczyny krzyknęły że 'mamy Lou z powrotem'. Podobał mi się to. Zawsze chciałem by mnie lubili, mieli za wyluzowanego gościa, który nie przejmuje się konsekwencjami, nie przestrzega zasad i nie boi się wylądować w areszcie. Byłem, jestem zadowolony, że tak myślą, bo jestem taki. Chociaż w połowie. Wiesz jestem wyluzowany, zasady nie są dla mnie, nie obchodzą mnie żądne kary i byłem już kilka razy w areszcie. Od zawsze liczyło się to oraz to jak bardzo jestem popularny. I tamtej nocy czułem, że byłem jeszcze bardziej. Zawsze robiłem wszystko by być sławniejszy w tej szkole, mieście. To się liczyło. Ale kiedy zauważyłem, że Cię nie ma, to wszystko przestało mieć znaczenie. To mnie już...nie cieszyło, to nie miało sensu. Gdy mi powiedzieli, że wyszłaś od razu wybiegłem. Pewnie znowu coś o mnie pomyśleli, ale nie dbam o to. Nie było Cię i to była moja wina. Wyklinałem całą drogę do Ciebie. Ale gdy dobiegłem było ciemno, więc nie chciałem Cię budzić. Nie byłem też do końca trzeźw, a nie wydaje mi się byś chciała mnie takiego widzieć. No i zdałem sobie sprawę, że po co mi ten głupi status społeczny, skoro nie ma w nim Ciebie. Jesteś w tym wszystkim najlepszą częścią. Odkąd Cię poznałem chętnie chodzę do szkoły. Byle tylko Cię zobaczyć. Od początku to robiłem. Szukałem Cię wzrokiem na korytarzu, w stołówce. Byle tylko Cię zobaczyć.
Jak w pierwszej chwili miałem ochotę zabić tego idiotę od angielskiego, tak następnego dnia chciałem go na rękach nosić. Sprawiłaś, że nie opuszczałem lekcji. Polepszyłaś mi frekwencję-zaśmiał się lekko- Ale to nie ma teraz znaczenia. Sprawiasz, że się uśmiecham. Tak szczerze i często nie świadomie. Jesteś moim szczęściem, powodem do uśmiechu. Masz mnie całego. Tak szybko mną zawładnęłaś.
I wiem, że teraz sam sobie nie poradzę. Potrzebuje Cię. Nie wiem co mogę zrobić byś mi wybaczyła, byś mi ponownie zaufała. Nie mogę być bez Ciebie. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Tak bardzo, że mnie to przerasta.
Jesteś niezwykła. Dla innych możesz być przeciętna, zwyczajna, ale nie dla mnie. Dla mnie jesteś niesamowita, poważna lecz zwariowana. Szalona lecz twardo stąpająca po ziemi. Mądra lecz nieprzemądrzała. Śliczna lecz nie pusta i egoistyczna. Skromna, uczciwa, zabawna, słodka, urocza. Jen, dla mnie jesteś perfekcyjna. Uwielbiam Cię i każdą Twoją cząstkę.
To głupie, ale jakoś nie wyobrażam sobie by to mógłby być koniec. Powiedz mi że nie chcesz bym znikał z Twojego życia, powiedz że chcesz mnie widywać, Jen- zakończył swój monolog. Odetchnął, ale ramiona nadal miał napięte.
Płacze. 
To są dosłownie najpiękniejsze słowa świata. 
Kocham Go. 
-Chcę Cię widywać i nie chcę byś znikał z mojego życia-powiedziałam przez łzy. Brunet odetchnął
z wyraźną ulgą. Podszedł do mnie i objął w tali, wtulając nos w moją szyję. Płakał. Oboje płakaliśmy.
-To było piękne-szepnęłam, bojąc się że gdy powiem to głośniej to zepsuje nastrój.
-To była prawda- odszepnął. Jak tu go nie kochać? 
Odsunął się ode mnie minimalnie, prawą rękę przeniósł na mój policzek. Kciukiem ścierał łzy, palcem wskazującym kreślił kółka za uchem. Nachylił się i delikatnie musnął moje wargi. Splotłam swoje dłonie na jego karku, delikatnie bawiąc się jego włosami.
-Tęskniłem- wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
W tym momencie zapomniałam. Nic innego nie miało znaczenia poza tym cudownym chłopakiem
i tymi przepięknymi słowami, które przed chwilą usłyszałam.
 
-Teraz poważnie muszę unikać Melody-powiedział Louis. Siedzieliśmy u mnie w pokoju, rozmawialiśmy a jakiś mało interesujący film leciał w tle.
-Dlaczego?-zmarszczyłam brwi
-Chce mnie pobić-powiedział poważnie, na co się zaśmiałam-Ona poważnie może to robić-oznajmił
a ja przestałam się śmiać
-Czemu miałaby to zrobić?-zapytałam
-W zemście..
-Jakiej zemście?-powiedziałam zaniepokojona. Ich coś kiedyś łączyło i najwidoczniej dalej się kontaktują. Co jest przecież ok, bo ona jest z Marcelem i jest koleżanką Lou. Ale nic nie poradzę na to że jestem zazdrosna i przy niej niepewna. Ona jest przecież taka śliczna i ma idealną figurę, ludzie ją lubią i każdy chcę się z nią przyjaźnić. Nie jestem do niej porównywalna.
 "Dla mnie jesteś perfekcyjna" 
-Dowiedziała się, że Cię zostawiłem na tym stadionie-powiedział cicho- Jest sceptycznie nastawiona do tego miejsca. Widocznie nie spodobało jej się, że Cię tam zabrałem i na dodatek zostawiłem.
Mi zresztą też nie-mruknął
Stanęła w mojej obronie? Melody Harris chce mu dokopać dla mnie? Powiedziałaby, że to słodkie ale chyba mi nie wolno.
-Jesteś pewien, że jest się czym martwić?-zapytałam lekko unosząc brwi
-Tak. Ona potrafi być groźna- pokiwał głową
-Zmasakruje Ci twarz i co Ci wtedy zostanie?-zapytałam z udawanym przejęciem
-Ty-pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niego a mój żołądek wykonał kilka koziołków.
-No nie wiem-zaśmiałam się- Ale skoro ja Ci wybaczyłam, to ona chyba Ci już nic nie zrobi-wzruszyłam ramionami
-Nic nie wiesz. Zrobi- powiedział przerażony. I, chwila, on się serio bał?
-Boisz się jej?-zapytałam zdziwiona
-Trochę. Cóż, bardziej kolegów jej brata i faktu, że zawsze się z nimi biła.
-No to masz problem- cmoknęłam
-Napisz Marcelowi by wybił jej to z głowy-wypalił
-Co?-zaśmiałam się- Sam mu napisz
-Nie mam jego numeru, nie gadam z nim. Poza tym Ciebie posłucha-wymienił
-To głupie-powiedziałam
-Jesteś moją dziewczyną. Powinnaś się o mnie martwić-zarzucił mi.
-Martwię. Ale chyba sobie zasłużyłeś- zaczęłam się droczyć
-Jenny, ja teraz naprawdę się boję- jęknął
-Ok, dobra napisze do niego. Nie sraj- wywróciłam oczami
-Dziękuje-wtulił się we mnie





piątek, 11 lipca 2014

Chapter 27

pov. Melody

Ubrałam się i od kilku minut krążyłam po przedpokoju. Od drzwi do drzwi. Denerwowałam się. Bardzo. Oczywiście, chodziłam wcześniej na randki, ale one nigdy nie znaczyły tyle co ta. Marcel jest chłopakiem, którego naprawdę bardo lubię. Z nim nie chodzi tylko o całowanie się, chodzenie za rączkę i publiczne okazywanie "uczuć", tak aby każdy to widział.
-Daj spokój-powiedział wkurzony Josh
-Znajdź se przyjaciół-jęknęłam odwracając się do chłopaka. Wystawił mi środkowy palec i poszedł na górę. Ktoś zapukał do drzwi a ja zesztywniałam. Wzięłam torebkę i powoli podeszłam do drzwi. Otworzyłam je
i przywitałam Marcela. Miał na sobie ciemne spodnie, białą koszulkę i odpiętą niebieską koszulę.
Wyglądał świetnie, jednak czemu czułam, że to nie on?
     Rozejrzałam się gdy, zauważyłam, że chłopak zwalnia. Skądś znałam to miejsce. Byłam tego pewna.
-Idziemy do szkoły?-zapytałam po skojarzeniu faktów
-Dług Ci to zajęło-zaśmiał się na co walnęłam go w ramie
     Weszliśmy po awaryjnych schodach dostając się pod drzwi. Prawdopodobnie prowadzą one na dach.
  Chłopak wyjął klucze i otworzył drzwi. "Okej" . Przytrzymał mi drzwi, co było naprawdę bardzo słodkie.
Jakim cudem w naszej szkole jest huśtawka, a ja o tym nie wiedziałam? "Nie wiedziałaś, że można wejść na dach" . "Nie wiedziałaś, że mamy dach". Wokół były doniczki z kwiatami, lub jakimś krzaczkami. Stała też, średniej wielkości, drewniana altana, którą oplatały ciemno różowe, drobne kwiatki. W środku niej stała ławka z tego samego drewna co budowla.
-Okej-powiedziałam zdziwiona- Jak to znalazłeś?-zapytałam
-Mamy w szkole kółko botaniczne- wyjaśnił. "Okej. Więc, kolejna rzecz której nie wiedziałam"- Zrobili to w ramach jakiegoś projektu- wzruszył ramionami
-I tak po prostu pozwolił nam tu przyjść?-zapytałam
-Niechętnie ale tak- przyznał- Ale wiesz, nie chwaląc się. Jestem królem. A wiesz, tak jest, że ludzie robią co król każe-powiedział. To chyba cytat z czegoś.
Usiedliśmy na huśtawce. Brunet objął mnie ramieniem i delikatnie pocałował w głowę.
-Mogę Ci coś powiedzieć?-zapytał. "Okej. Mam się bać?"
-Em, tak- z trudem wydusiłam
-Więc, mieszkając u taty, tam gdzie przedtem. Byłem, cóż, dalej jestem dość popularny. Byłem w tej całej szkolnej elicie. Grałem w piłkę, zostawałem po lekcjach i groziłem słabszym. Nie przyznawałem się do swoich osiągnięć, niezwiązanych ze sportem. Nie przyznawałem się do tych kujonów z kółka matematycznego, którego byłem przewodniczącym. Nie przyznawałem się do Angus'a, z którym wieczorami siedziałem w piwnicy i grałem w japońskie gry. Siedziałem na stadionie i patrzyłem jak inni piją, palą.  Udawałem, że ja też to robię. Wierzyli. Sądzili, że wiem jak to jest być na haju albo jakie to uczucie budzić się na kacu. Mówili o tym jak o czymś wspaniałym, ale jeden z nich jest na odwyku. A, proszę Cię, mamy siedemnaście lat.
Ech, w każdym bądź razie, przestało mi się to podobać. Ale nie wiedziałem jak to zmienić. Przestałem chodzić na ten stadion pod pretekstem, że rodzice zaczynają coś podejrzewać. Cóż, wyzywali mnie czasem od cip z tego powodu, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Nie byli znajomymi, nigdy tak nie myślałem, byli tymi, którzy pomogli mi podtrzymać popularność, zwiększyć ją i dać wizerunek złego chłopca. Nie podobało mi się to co ze sobą robiłem. Kiedy dowiedziałem się, że rodzice się rozchodzą i mama chce się przeprowadzić, skorzystałem. Wyjechałem. Żegnając się zdałem sobie sprawę, że nikt tak na prawdę nie będzie za mną tęsknić. Tak naprawdę, każdy miał mnie dość i chciał zająć moje miejsce. Nie lubili mnie za osobowość, a za wyglądem aż tak się nie tęskni. Rzadkie rozmowy na internecie im jak i mi wystarczają. Tutaj chciałem inaczej. Chciałem by ktoś polubił mnie za to jaki jestem, nie jak wyglądam. I udało się- powiedział głaszcząc mój policzek.
-Dobra, tego się nie spodziewałam - zaśmiałam się lekko. - W sumie, to rozumiem. Też się nie chcę przyznawać to innych osiągnięć, niż te z drużyną. Też udawałam pianą czy naćpaną. Tyle, że ja nadal żyję
w tym fałszywym otoczeniu- uśmiechnęłam się smutno- Czemu powiedziałeś mi dopiero teraz?-zapytałam
-Nie wiem. Tak jakoś. Miałem zacząć "hej jestem Marcel nie zwracaj uwagi na mój wygląd jestem bardzo fajny i mega popularny tylko w innym mieście"- powiedział z ironią
-No nie. To by było dziwne- przyznałam
-Wracając. Zacznij od przepisania się do klasy z rozszerzoną matematyką.- powiedział
-Co? Skąd...
-Pan Wilkinson, na każdej lekcji o Tobie wspomina. A jak sprawdza testy to jest "O proszę Harris znowu
sześć! Ale nie, nie będę na rozszerzonym, nie pójdę na konkurs, nie, jestem na to zbyt fajna"- powiedział udając nauczyciela. Zaśmiałam się lekko z jego parodii.
-Jesteś na rozszerzonej?-zapytałam
-Melody, jestem mądry-powiedziałam jakby to było oczywiste - Nie dbaj o zdanie innych- dodał poważnie
-Chyba masz rację, bo to co teraz przerabiamy na matmie, jest śmieszne - przyznałam
-Będziesz miała najlepsze papiery na studia
-Nie wiem czy chcę na nie iść-przyznałam
-Myślałaś nad tym?- zapytał
-Trochę. Wiesz, zawsze chciałam zostać modelką. Już tak powoli zaczynam to robić. Ostatnio zadzwoniła do mnie jakaś pani, mówiąc że otwiera butik i chce bym była w reklamie-poinformowałam go podekscytowana
-Wiem-uśmiechnął się
-Jak?-zapytałam zdziwiona
-To mama mojego kolegi. Zaczęli o Ciebie wypytywać to jak pokazałem im twoje zdjęcie i Oli mi powiedział-wyjaśnił
-Och, sama Ci chciałam powiedzieć. Trudno. Wracając. Wiem, że to nie jest pewne. Mogę to robić przez rok, dwa nie całe życie. Nikt chyba jeszcze tego nie dokonał. A jak okres dojrzewania mi wróci i będę brzydka?-zapytałam
-To jedno z najgłupszych zdań jakie słyszałem- stwierdził.
-Myślałaś nad studiami matematycznymi?-zapytał, nie uzyskując odpowiedzi na swój poprzedni komentarz
-Tak i to nie raz. Ale co ja będę robić? Siedzieć za biurkiem jako sekretarka? Być bankierem? Czy nauczycielem? Od razu mówię, że wszystkie trzy opcje odpadają. Nie chcę nudnej pracy-stwierdziłam -
A wyliczanie ryzyka ubezpieczeniowego jest nudne.
-Tak, masz rację-zaśmiał się
-Chyba, że bym była cheerlederką całe życie-stwierdziłam. Brunet popatrzał się na mnie dziwnie- 'College cheerleaders'- wyjaśniłam
-Coś takiego jest?-zapytał
-Tak. Zdecydowanie.

Pov. Jen

Siedziałam w pokoju. Udało mi się bez budzenia mamy wejść do domu. Wiem, że nie zrobiłaby mi awantury, ale chcę by dalej mi ufała i uważała za rozsądną. A rozsądna osoba, wyszłaby z tego stadionu przed zmrokiem, czego ja nie zrobiłam. "Rozsądna osoba w ogóle by tam nie poszła". Miałam nadzieję
że spędzę z chłopakiem więcej czasu. Myślałam,że jak tam zostanę, stworzę sobie wizerunek wyluzowanej. Że będę dla niego lepsza. Że udowodnię mu, że nie jestem sztywna i ze mną też się można bawić. Że będą ze mną niczego nie traci. Czego nie zrobiłam, nawet w najmniejszym stopniu.
Takie towarzystwo nigdy jakoś specjalnie mnie nie kręciło. Ale jak każdy, chciałam pogadać, posiedzieć
z tymi popularnymi.
Oparłam się o zimną ścianę i spojrzałam na swoje sine dłonie. Zimno nigdy mi nie służy. Wystarczy chwila
na mrozie a moja skóra na dłoniach staje się szorstka, sucha i zmienia kolor.
Byłam zła. Wściekła. Zawiedziona. Niepewna. Już sama nie wiedziałam co czułam. Nie tak chciałam zacząć te ferie. 
-Ok, więc czemu nie wrócił?-zapytałam siebie. Zaczęłam wymyślać różne wersje i jak zwykle pierwsze przyszły te najgorsze. Spięłam się na myśl że coś mu się mogło stać. Mógł się przecież upić, leżeć nieprzytomny czy...ech, nie wiem co jeszcze. W każdym razie nie było to dobre. Momentalnie przeszły mnie dreszcze i szybko zerwałam się na nogi.
-Jen, czemu nie śpisz?- w drzwiach stanęła zaspana mama. Czemu ona po przebudzeniu wygląda tak dobrze, a ja jak jakiś bezdomny?
-Em, właśnie szłam założyć piżamę- skłamałam
-Mhm. Dobranoc-wymamrotała i zamknęła drzwi.
Mogę uznać to za znak od wszechświata? Gdyby chciał bym poszła szukać Louis'a mama by nie przyszła. Można to tak tłumaczyć.
Powinnam być teraz zła a nie mu współczuć czy się o niego bać. Wmówiłam sobie złość i położyłam się spać.
Wstałam o 11. Spóźniłam się do kościoła, ale byłam zbyt zła by się tym przejmować.
-Dzień dobry-przywitała się mama- Późno dziś wstałaś. Nie chciałam Cię budzić, wiem że wczoraj późno poszłaś spać- uśmiechnęła się życzliwie.
-Tak-mruknęłam starając się uśmiechnąć. Przez cały dzień próbowałam zachowywać pozory, zachowywać się normalnie. W sumie to siedziałam w pokoju i udawałam że czytam książkę lub oglądałam jakiś film. Nie było to dziwne, zazwyczaj to robię w wolne dni. Tak jest, jak nie masz znajomych. Żyjesz serialami, książkami i życiem fikcyjnych postaci. Szczerze mówiąc, to lepsze niż prawdziwe życie. Poważnie. Złe jest to, że nie mogę się na tym skupić. Po raz pierwszy moje własne życie weszło ponad to wyimaginowane. 
Po raz pierwszy czuję, że naprawdę je mam. A może miałam. Nie! Nadal mam! Bo on jest życiem. I nadal go mam. Prawda?
      Co jakiś czas wchodziłam do kuchni jadłam lub brałam coś do jedzenia i wracałam do pokoju. Niby nic dziwnego. Dzień typowej nastolatki. Ale moje dni nie do końca tak wyglądały. Nigdy nie siedziałam tak bezczynnie. Gapiąc się w ścianę i nie zwracając na nic uwagi. Nie myśląc o niczym. Teraz nie mogłam się na niczym skupić i na nic nie miałam ochoty. Nawet na oglądanie supernatural co jest...no bo kto by nie chciał tego oglądać?
   Chciałabym z kimś pogadać, ale naprawdę nie mam z kim. Moja najlepsza przyjaciółka a zarazem jedyna przyjaciółka, Rebel, nigdy nie miała chłopaka i zdecydowanie nie ma pojęcia o tego typu sprawach. Może 
i przeczytała mnóstwo poradników, ale żaden tu nie pomoże. Żaden mi nie powie co mam zrobić, jak się zachować. Żaden chyba nie ma rozdziału pod tytułem "Mój chłopak zostawił mnie w nocy na stadionie z jakimiś ćpunami"
     Następnego dnia robiłam to samo. Czyli nic. Szwendałam się po domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. 
Mama gdzieś wyszła, więc miałam cały dom dla siebie. Co nie zrobiło mi nawet różnicy. Usiadłam w kuchni 
i przygryzałam paznokcie, walcząc z chęcią pójścia do chłopaka. To on zawalił i  to on powinien się starać, walczyć. Pokazać, że mu zależy. On powinien wykonać pierwszy ruch, wyjaśnić wszystko. On powinien zdać sobie sprawę z tego co zrobił. I to on powinien teraz dzwonić do drzwi...Dzwonić? O Boże. 
Zeskoczyłam z krzesła i otworzyłam drzwi. Chłopak o ślicznych niebieskich oczach stał przede mną unikając mojego spojrzenia. Był tu. Przyszedł. 
Wykonał pierwszy krok. Do kogo należy następny? 
Oczywiście, że do niego! 
Tak, racja. 


Pov. Mavis 

-Mar?-zapytałam chłopaka. Spacerowaliśmy po obrzeżach miasta, z dala od ludzi. Byliśmy tylko my. 
-Mar?-zmarszczył brwi
-No wiesz, taki skrót. Mavis-Mav- wyjaśniłam gestykulując 
-Brzmi okropnie-stwierdził 
-Wiem, ale chciałam być fajna
-Nie wyszło
-No nie-zaśmiałam się 
-Więc o co chciałaś zapytać, Mav? 
-Czemu twoja mama mnie nie lubi?-zapytałam po chwili, wpatrując się w chodnik
-Czemu tak myślisz?
-Jak przychodziłam to się dziwne patrzyła. Tak ja na pana Shaw'a, i każdy może się tylko domyślać jak bardzo go nie znoszę-powiedziałam kręcąc gestownie głową
-Szczerze, rozmawiałem już z nią o tym- wyznał, a ja podniosła brwi w zaskoczeniu- Po prostu, wiesz uciekłem 
od tego towarzystwa, a ona uważa, że ty jesteś jakimś powrotem do niego-wyjaśnił
Jestem?
-Oczywiście, że nie-powiedział a ja spojrzałam na niego zdając sobie sprawę, że powiedziałam to na głos- Tak, powiedziałaś to na głos- zaśmiał się na co przewróciłam oczami - Wiesz, mama zaproponowała byś wpadła kiedyś na kolację. Co ty na to?-zapytał 
Kolacja z rodziną? Poważnie, nigdy nie brałam w takim czymś udziału. Nawet z własną. Nie licząc wigilii, chociaż trwa ona jakieś dwadzieścia minut. Mimo, że jest cicho to jest miło. Trochę. 
Wszyscy razem siadamy przy stole, jemy, próbujemy rozmawiać, ale głównie jemy. Po kilku minutach rodzice wychodzą z dziadkami do teatru, opery czy czegoś innego, co jest ekskluzywne, drogie i snobistyczne. A ja 
z bratem, kończymy na kanapie oglądając te wszystkie świąteczne filmy i jedząc chińszczyznę z tej knajpki otwartej 24 na dobę 365 dni w roku. 
-Tak, byłoby fajnie-odpowiedziałam wyrywając się z rozmyśleń 
-Będziemy teraz rozmawiać, jak bardzo się denerwujesz i panikujesz że Cię nie polubi? A ja będę Cię wspierać 
i zapewniać że będzie dobrze. Po czym powiesz że jestem najlepszy i będziemy się całować na tym murku?-kiwnął głową na murek
-Nie-zaśmiał się- Ale całować się możemy-uśmiechnęłam się siadając na ściance.










kc 

piątek, 9 maja 2014

Chapter 26

postacie pojawiające się w rozdziale:
-Dan Green
-Victor Fosters
-Ted Hay
-Seth Berg
-Oliver Larsson
-Blanca Norton
-Sally Miller
-Edith Scott
-Mercedess Levine



pov. Marcel (przed spotkaniem z Melody)

Siedziałem w aucie obserwują tak dobrze znaną mi drogę. To jest właśnie to co otrzymują dzieci rozwodników.  Jedno z rodziców i podróże do drugiego, co jakiś czas. Tak to przynajmniej wyglądało
u mnie. Nie minął drugi rok od ich rozwodu, a oni już zachowują się jakby się nie znali. Za każdym razem gdy mama odwozi mnie do taty mam nadzieję, że wysiądzie ze mną i się z nim chociaż przywita. Ale nie,
ona odjeżdża, żegnając się ze mną. Za każdym razem gdy odjeżdża czuję się zawiedziony.
Nie rozmawiają ze sobą, chyba, że to konieczne. Nie składają sobie życzeń na święta, urodziny, imieniny.
Nie pogodziłem się z tym.
Ciągle żywię nadzieję, że pewnego dnia mama wstanie uśmiechnięta. Przyjdzie do kuchni i znowu będzie podśpiewywać pod nosem. Zrobi herbatę i powie mi, że wracamy do taty, że jest szczęśliwa.
Pomimo, że od ich rozstania minęło tyle czasu, ja dalej nie wiem co się stało. Nie mam pojęcie czemu pewnego dnia, mama oznajmiła mi, że się rozstają. Nie powiedziała czemu. Do tej pory tego nie zrobiła. Nie wiedziałem czyja to wina, ale nie zastanawiałem się dwa razy gdy mama zapytała czy się z nią przeprowadzę. To, że to zrobiła było dobrą decyzją. "Dla Ciebie egoisto" Sama chciała.
-A jak tam z tą dziewczyną?-zapytała mama przerywając cieszę
-Tą, której tak bardzo nie lubisz?-powiedziałem szorstko. Nie podobało mi się to, że moja mama nie lubi Mel
-Od razu nie lubię. Ale wydaje się wredna i zarozumiała-skrzywiła się
-Nie znasz jej- przypomniałem
-To nas poznaj- wzruszyła ramionami. Nie taki zły pomysł. "Zapamiętać"
   -Słyszałam od mamy Andi'ego co zrobiłeś na balu- oświadczyła mam po chwili ciszy. Jęknąłem zażenowany- Nie wstydź się Marcelku, to było słodkie-uśmiechnęłam się i jestem pewien, że jedynym powodem dlaczego mnie nie poczochrała jest to że kieruje.
-Dzięki-mruknąłem i wiedziałem że jestem czerwony.
-Jak z bajki. Kto by pomyślał, że mój syn jest taki romantyczny-rzuciła śpiewanie
-Mamo. Przestań- Naprawdę, to sprawia, że czuję się niekomfortowo.
-Dalej zastanawiam się jak wygrałeś-przyznała. Cóż, dzięki za szczerość.
-Widocznie, wyglądałem najlepiej w tamtej sali-wzruszyłem ramionami. Nie specjalnie cieszyło mnie
to że wygrałem.
-Widziałam jak wyszedłeś z domu i wcale się nie zdziwiłam jak wróciłeś z koroną-powiedziała i puściła mi oczko
-Mamo, nie flirtuj ze mną-rzuciłem zaczepnie, co wywołało u niej śmiech. Zrobiłbym wszystko by widzieć
go częściej.
-Przepraszam-zaśmiała się- I tak będziesz mój-zagroziła. Tak, mamo śmiej się z mich adoratorek.

-Baw się dobrze- powiedziała z udawanym uśmiechem, gdy zatrzymaliśmy się pod domem ojca
-Nie wejdziesz?-zapytałam z nadzieją, że może tym razem odpowiedź będzie inna.
-Nie. Może innym razem-powiedziała stanowczo i uśmiechnęła się by złagodzić odmowę.
Przytaknąłem i pocałowałem ją w policzek. Odpiąłem pasy i wyjąłem torbę z bagażnika.
-Kocham Cię-pomachałem do niej i założyłem torbę na ramię
Odwróciłem się w stronę domu. Miejsce, w którym się wychowałem wydaje się teraz takie obce.
Zapukałem i czekałem aż ktoś mi otworzy.
-Marcel! Kochanie, tyle razy mówiłam. Nie pukaj. To także twój dom -przywitała mnie Alma. "Nie mów do mnie kochanie" "To nie mój dom" "także?" 
Alma Lopez jest dziewczyną mojego taty.
Nie lubię jej. Jedyne za co jej nie lubię to, to że zabiera mamie tatę oraz niszczy ich szansę na powrót
do siebie. Poza tym nie mam nic.
Jest miła, wesoła, zabawna, dość zgrabna i ma wyjątkową hiszpańską urodę. Jej ciemno brązowe włosy sięgają jej do ramion, ma ciemno brązowe oczy i duże usta.
Jest bardzo ładna.
Ale i  tak jej nie lubię. Wydaje mi się że ona zdaje sobie z tego sprawę, ale nic nie mówi. Staram się być miły, ale niech nie oczekuje zbyt wiele.
Przerzuciłem torbę na drugie ramię i zdjąłem trampki. W przedpokoju było więcej par butów damskich, wisiało więcej kurtek i na szafce obok lustra stał koszyczek, chyba z biżuterią.
-Wprowadziłaś się?-zapytałem spięty. "Błagam, nie"
-Tak-cicho przytaknęła wpatrując się w podłogę
-Och. Pójdę na górę-powiedziałem uciekając wzrokiem
-Zejdź za godzinę, tata wróci i obiad będzie-poinformowała mnie. Przytaknąłem. Szybko pokonałem schody i otworzyłem drzwi do mojego dawnego pokoju. Uśmiechnąłem się lekko.
Jest tu wiele wspomnień. Jedna ze ścian pokryta jest zdjęciami. Na półce stoją puchary, medale i dyplomy
z zawodów, konkursów. "Zawsze taki ambity" Łóżko dalej ma to rozcięcie na oparciu, a jedna ze ścian wciąż jest brudna od tego soku, którym kiedyś rzuciłem.
Usiadłem na łóżku i przyglądałem się wszystkiemu. Patrząc na ścianę ze zdjęciami, zdecydowałem że muszą być tu zdjęcia Mel i z Mel. Przykleję je, "jutro". 

Po jakiejś godzinie zszedłem na dół. Nie ukrywam z lekką niechęcią. Cóż, po informacji o wprowadzce Almy czuję się tu bardziej nieswojo.
Kobieta siedziała na kolanach taty i spokojnie ze sobą rozmawiali.
Wyglądali na szczęśliwych.
"Nie"
Dziewczyna miała głowę opartą na ramieniu taty a jego ręka pocierała jej plecy w kojącym geście.
Chrząknąłem chcą zwrócić na siebie uwagę. Odwrócili się i oboje uśmiechnęli, kobieta delikatnie a tata szeroko i szczerze.
Gdy widzę tego typu uśmiechy czuję się kochany. Że komuś na mnie zależy i cieszy się z mojego widoku. Jedna z rzeczy którą tak bardzo lubię, a której tak wiele nie zauważa.
-Synu!-krzyknął i zsunął brunetkę z kolan. Poszedł do mnie i dość mono mnie przytulił- Jak dobrze Cię widzieć- powiedział a ja uśmiechnąłem się. "Jesteś ckliwy" 
    Siedzieliśmy przy stole spokojnie, mało rozmawiając. Opowiadałem co tam w szkole, kilka zmyślonych historii "co tym razem zrobiłem z kumplami" i ogólne relacje z balu "Dlaczego wszyscy tak go przeżywają?". Tata opowiadałam jak u niego w pracy i co nowego u sąsiadów, dorzucił kilka słów
 o wprowadzce Almy, chcą ją włączyć bardziej do rozmowy. Ale widząc moją minę dał sobie spokój.
-Ta dziewczyna to tak na dłużej?-zapytała brunetka
-Tak-uśmiechnąłem się.
-Pierwszy prawdziwy związek?-zapytał z cwanym uśmiechem tato. Kiwnąłem głową i spuściłem wzrok na talerz.
-Związki z liceum są najlepsze. Zazwyczaj są bardziej na poważnie, są trwalsze..-rozmarzyła się Alma-Połowa stanów jest w małżeństwie z swoją licealną miłością-powiedziała rzeczowym tonem "Gówno prawda" 
-A potem są rozwody. Po jakimś czasie ludzie zdają sobie sprawę, że to nie ta sama osoba co za czasów szkoły -powiedział ojciec. Upuściłem widelec na talerz, sprawiając że oboje na mnie spojrzeli
-Pójdę na górę-powiedziałem gwałtownie wstając od stołu. "Tato, mamę poznałeś w liceum"


 Obciągnąłem spodnie w dół i przyspieszyłem kroku. Minęło trochę czasu odkąd widziałem się z moja paczką. Pomimo tego, że to fałszywe, samolubne, złośliwe osobniki to i tak za nimi tęskniłem, chociaż trochę. No i za tym miejscem. Naszym miejscem.
Jest ono w środku parku, zarośnięta, mało znana część tego obszaru. Dawniej był na niej wypalony spory placek, więc w pewne wakacje zbudowaliśmy z chłopakami tam drewnianą altankę. Wujek Victor'a jest architektem, więc pomimo, że budowały to czternastolatki altanka jeszcze się trzyma. Od kilku lat, naprawdę dbamy o to miejsce i wygląda ono coraz lepiej.
Altana jest w kształcie koła, w środku po bogach są szerokie deski służące jako ławki.
-Styles!- krzyknął Dan
-Green!- odkrzyknąłem i przybiłem z nim piątkę. Przywitałem się z chłopakami i kiwnąłem głową do dziewczyn.
-Mar!-usłyszałem i od razu skrzywiłem się na dźwięk tego głosu- Wiedziałam, że wkrótce wrócisz- uśmiechnęłam się z wyższością, jak Mel kiedyś. "Czy ja właśnie je porównałem?" 
-Mój tata tu mieszka-zauważyłem.- Za trzy dni wracam-dodałam chcą uniknąć kolejnych pytań i dalszej konwersacji z blondynką.
-Szkoda-mruknęła "wielka"- Ale wrócisz na nasz bal?-zapytała z nadzieją "Ha, nie"
-Po co? Już miałem swój bal- wzruszyłem ramionami i usiadłem obok Ted'a
-Teraz pójdziesz ze mną. Będziesz królem i znowu będziemy wszyscy razem. Wiesz jak dawniej-uśmiechnęła się klaszcząc w dłonie  "Wolę literowanie Melody, niż jej klaśnięcia" Otworzyłem usta by coś powiedzieć ale przerwała mi, jak to miała w zwyczaju- Odpowiedz po kolei. Chyba wiesz jak brzmią pytania- wyjaśniła poprawiając włosy "Pytanie. Wszyscy wiemy co chcesz usłyszeć"
-Muszę?-zapytałem...w sumie wszystkich
-Chyba tak-szepnął mi Ted
-Melody-powiedziałem od nie chcenia. Nie chcę by zaczęli się nią interesować. Blanca zmarszczyła brwi, prychnęła i odwróciła się siadając obok Mercedess. Dziewczyny zaczęły rozmawiać, co chwilę wymachując rękami, co oznaczało że wczuły się w konwersację.
-Co tam chłopaki?-zapytałem pocierając kolana
-Zabawne. Dobra dupa?-zaśmiał się Seth. Jego zawsze lubiłem najbardziej, "Ma do siebie świetny dystans". Mieliśmy dobry kontakt, wspólne tematy, zainteresowania i nie był aż tak rozwydrzony. Cóż, dalej to mamy.
-Kto?- zapytałem, udając że nie wiem o kogo chodzi
-Melody-brunet przewrócił oczami
-Em, tak-mruknąłem. "Nie ciągnij tego tematu. Zarumienisz się. Wiesz to"
-Masz zdjęcie?-zapytał Dan "Tysiąc" 
Odblokowałem telefon i odszukałem to ładne zdjęcie i pokazałem chłopakom. Odwróciłem głowę w innym kierunku by nie zauważyli u mnie zmiany koloru.
-Harris?-zapytał Oli
-Znasz ją?-zapytałem zdziwiony
-Ta, moja siostra się nią jara i jest modelką czy kimś tam, w każdym bądź razie moja mama otwiera sklep
i ona będzie reklamowała tam ciuchy, nie wiem. Wiem, że zrobią jej zdjęcia w ciuchach i one będą wisiały tam w tle witryny, czy jakoś tak - wyjaśnił miotając się. "Nie wiedziałem" . Uśmiechnąłem się do chłopaków, mając nadzieję że to załatwi sprawę.
-Chodzę z nią-powiedziałam, napotykając dziwne, niedowierzające spojrzenie Victor'a
-Nic nie mówię-chłopak uniósł ręce w obronnym geście


instagram.com/melody_queen 
# I feel like he's everything I've ever wanted * 
#Marcel 

Zasnąłem z uśmiechem na ustach,wiedząc że moja księżniczka, myśli o mnie. Księżniczka. Nigdy tak jej 
nie nazywałem. Powinienem to zmienić. Słyszałem jak Lou nazwał ją tak kiedyś, a jej oczy się tak ładnie zaświeciły. 
Melody Harris dostałaś tytuł księżniczki. 


Pov Louis
Zawaliłem. Cholera. Jest kiepsko. Jest tragicznie. Jest bardzo źle. Jest bardziej niż źle.
Co ja sobie myślałem?!
Nic.
Właśnie w tym problem.
Idiota.
Wielki.
Największy.
Zostawiłem ją a teraz jej nie ma. Zaciągnąłem ją tutaj. Prawie, że siłą. Obiecałem się nią zająć. Siedzieć obok niej, pilnować czy nikt jej nic nie robi, chronić przed ludźmi pod wpływem.
A co zrobiłem?
Nic.
Właśnie w tym problem.
Teraz jej nie ma. To moja wina.
Gdzie jest?
Ktoś ją porwał? Stało jej się coś? Jest bezpieczna? Co robi? Ktoś ją dotknął? Jak się czuje?
Nie wiem, nic. Miała na mnie poczekać. Miałem ją odprowadzić przed dwudziestą drugą do domu.
By mieć pewność, że jest bezpieczna.
Wyjąłem telefon by sprawdzić czy nie mam żadnej wiadomości. Nic. Nawet nie napisała.
Przecież nawet nie ma dziewiątej...rano. Świetnie. Dwudziesta trzecia czterdzieści.
Co ja zrobiłem?
Ona mnie znienawidzi. Wkopałem się. Co mam teraz zrobić?
Zagrać bad boy'a i wmówić jej że to nic takiego? Użyć moich sztuczek by zapomniała? Rzucić kilka czułych słówek z nadzieją, że zamydlą jej oczy?
Czy rzucić się na kolana, błagając o wybaczenie? Przyznać się do oczywistego błędu i mieć nadzieję
że ze mną nie skończy? Obiecać poprawę i prosić by mnie naprawiła ? 
Zrobiłbym to?Płaszczył bym się przed jakąś dziewczyną, przepraszając? Przed jakąś nie, przed Jen - tak.

_________________________________________
* fragment Taylor Swift-White Horse

No więc mamy perspektywę chłopaków  ;) Mam nadzieję, że rozdział się podobał xx
Dziękuje za wszystkie wejścia i komentarze <3 !




poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Chapter 25

pov. Melody

Chodziłam po całym domu, rozmawiając przez telefon z Sue. Mamy przerwę wiosenną, więc mam więcej czasu, na tego typu rzeczy.
-No i mama kupiła do salonu, tego na dole, biały dywan- powiedziałam przechodząc po foli
-Możecie po nim chodzić?-zapytała
-Tak, pokryła go folią. To już podchodzi pod obłąkanie- wyjaśniłam wpatrując się w opakowany dywan
-A wyobrażasz sobie, jak fajnie byłoby się tak położyć na tym dywanie?-zapytała rozmarzonym głosem
-Folia może być trochę niewygodna-wtrąciłam
-No ale bez-zaśmiała się
-A, no chyba że tak. Fajnie by było, ale nie ma na co liczyć. Mama ma rentgen w oczach i każdy kłębek kurzu by zauważyła-sprostowałam
-No tak, ale wiesz
-Tak. Drugi dzień ferii i ja znowu nic nie robię- jęczę
-To wyjdź gdzieś. Jestem pewna, że proponują Ci wyjścia- powiedziała
-No tak. Ale nie mogę mieć żadnych planów
-Czemu?-zdziwiła się
-Bo jak Marcel zadzwoni i będzie chciał coś zrobić, gdzieś wyjść to muszę być wolna, a nie potem wszystko odwoływać-wyjaśniam
-Kobieto, daj spokój. Wyjdź do ludzi.- zaśmiała się- A skoro on się nie odzywa, to ty zadzwoń-zaproponowała
-Nie wiem. Nie, ja nie mogę zadzwonić.- powiedziałam odrobinę spanikowana
-Chyba się nie boisz?-zapytała drwiąco
-Jasne, że nie-prychnęłam i położyłam się na kanapie, spuszczając głowę na podłogę a nogi kładąc na zagłówek.
-Ty się naprawdę boisz!-krzyknęła
-Ciszej-mruknęłam pomimo że nikt i tak nas nie słyszał
-Melody to twój chłopak a ty się boisz do niego zadzwonić?-zapytała. Wiem czemu, zrobiła to specjalnie, chciała mnie wkurzyć, wiem to!
-Co ja poradzę, że się przy nim denerwuję-przyznałam zrezygnowana
-Melody ty jesteś w nim naprawdę zakochana-powiedziała. Dziwne było to, że nie użyła "o mój Boże"
czy "totalnie" nawet nie przeliterowała żądnego wyrazu.
-No- przyznałam zarumieniona i usiadłam
-A może on ma życie, skoro nie dzwoni? - zapytała
-To chyba nie w tym mieście kochana-zaśmiałam się i ruszyłam w stronę kuchni
-Może on ma sekretne życie. Gdzie jest mega przystojny, ma pełno znajomych i tysiące kochanek-powiedziała teatralnie
-Przestań-ucięłam ze śmiechem. To się wydaje śmieszne- Chociaż może, jedną z tych już ujawnił-wzruszyłam ramionami i otworzyłam lodówkę.
-Jak to?
-No wiesz, ten bal i ta zmiana-powiedziałam i zaczęłam przyglądać się produktom w lodówce
-Melody, ja nic nie wiem-przypomniała mi
-No cóż to trochę skomplikowane- powiedziałam, biorąc butelkę wody i zamykając lodówkę
-Mamy czas?- zaśmiała się
-Taak-zawtórowałam jej i obróciłam się w celu nalania wody do kubka- O mój Boże-jęknęłam
-Co jest?-zapytała
-Josh liże się z jakąś blondynką na blacie. Ohyda- skomentowałam i dalej na nich patrzyłam
-Skąd wiesz?-zapytała
-Widzę-wzruszyłam ramionami
-Podglądasz ich?
-Nie, stoję za nimi
-Zauważyli Cię?
-A skąd. Są zajęci-zaśmiałam się-Ej, ja na serio chcę tą szklankę-jęknęłam
-Oni Cię nie słyszą?-zdziwiła się
-Sama nie wiem
-Masz jakiś problem?-zapytała dziewczyna odrywając się od ciemnego blondyna
-Tak, chcę szklankę-uśmiechnęłam się, widząc jej poirytowanie-Poczekaj Sue, chwilę - rzuciłam
do telefonu, nie wysilając się by się rozłączyć.
-Nie możesz się bez niej obejść-zapytała wrednym tonem. Och, chyba nie ma pojęcia że bycie wredną wychodzi mi idealnie.
-Nie możecie się obejść bez tego-wskazałam na nich ręką- przynajmniej tutaj-dodałam uśmiechając
 się złośliwie. Bycie wredną jest fajne, złe, ale fajne. Dziewczyna spojrzała na mnie z pod przymrużonych powiek. Jej imitacja "wrednej dziewczyny" była śmieszna.
-Al przestań- powiedział mój brat przez zęby
-Kim ty właściwie jesteś?!-krzyknęła dziewczyna. Ok, coś z nią na pewno jest nie tak. Nie dość,
że całowała się z Josh'em, wysoko to dziewczyna nie mierzy, to jeszcze się unosi, buntowniczka.
-Pytanie, kim TY jesteś?- odpowiedziałam jej
-Idź do tego swojego kujonka-jęknęła przewracając oczami.
Jeżeli ja też się tak zachowywałam, to dzięki Bogu, że nikt mnie nie zabił.
Mnie nikt, ale na nią to się zaraz rzucę. "Jedne...Dwa...Trzy..!"
-To ty chyba tego mojego kujonka nie widziałaś-prawie krzyknęłam. Wiem, że to było złe.
"Przecież nie obchodzi Cię zdanie innych". Poza tym nie chciałam wykorzystywać nowego wizerunku Marcela, przecież nie za to go lubię.
Nie potrzebowałam Marcela do tego by się nim pochwalić. Ale i tak poczułam ogromną potrzebę by Marcel z balu, stanął jakimś magicznym sposobem w progu kuchni mówiąc "Cześć kochanie".
Co było bardziej niż nieprawdopodobne gdyż znając chłopaka, ten garnitur na pewno jest już cały brudny.
Nie zjawi się tutaj wciągu sekundy no i on nie zwraca się do "skarbie, kochanie".
-Masz kubek siostra-powiedział Josh podając mi zielone naczynie.
Wychodząc z kuchni, rzuciłam przez ramię do Alice że może w przyszłym roku się dostanie do drużyny. Widząc jak zaciska pięści i napina szczękę, wiedziałam że wygrałam. Czy coś czułam? Nie, nic.
-Melody, muszę kończyć-powiedziała Sue. Och, nie jetem już tą samą Mel która pamiętałaś 

   Siedziałam przy biurku wpatrując się w telefon. Niby jest ta zasada, zadzwoń po trzech dniach.
Ale jeszcze chwila i zwariuje. Naprawdę chcę usłyszeć jego głos.
Telefon zabrzęczał, oznajmiając nadejście wiadomości.
"Jesteś w domu?"
MARCEL! Irytuje mnie fakt, że nie używa emotek, nigdy nie wiem czego się spodziewać. Odpisałam zwykłe tak, oczywiście odczekałam dwie minuty, żeby nie było, że czekałam na wiadomość od niego.
"Będę za 15 minut"
Pomijając fakt, że od dwóch dni nie wyszłam z domu, wyglądam nieźle. Szybko rozczesałam włosy
i w rekordowym tempie się przebrałam. Szare dresy zastąpiłam czarnymi leginsami, na białą bokserkę założyłam bordową bluzę. W momencie gdy chciałam zacząć się malować zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na siebie w lustrze i zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi, a moje serce zabiło sto razy mocniej.
Brunet miał na sobie ciemne dżinsy i białą koszulkę. Czerwono-czarną kurtkę w kratkę miał rozpiętą a na nogach miał białe trampki, które były już całe brudne. Włosy miał zaczesane do tyłu, bez nadmiaru żelu,
za co od razu byłam wdzięczna.
-Hej-uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach by go pocałować-Chodź-wpuściłam go do środka
  -Słuchaj, chciałabyś gdzieś wyjść?-zapytał oparty o biurko
-Tak, możemy-wzruszyłam ramionami. Ostatni często gdzieś wychodziliśmy.
-Chodzi mi o coś w rodzaju randki. Takiej prawdziwej-powiedział lekko zakłopotany. Ta było słodkie, gdy jego policzki się zaróżowiły. Mój puls przyśpieszył, a ogromy uśmiech wpłynął na usta.
-Tak, byłoby fajnie-uśmiechnęłam się i usiadłam na mebel a brunet po chwili stanął między moimi nogami.-Co będziemy robić-zapytałam łapiąc chłopaka za ręce
-Niespodzianka-uśmiechnął się. "A jakże by inaczej". Przewróciłam oczami, pomimo tego że uwielbiam niespodzianki i naprawdę doceniam jego starania. Choć cokolwiek by nie wymyślił będzie wspaniale.


pov. Jen

Jest środa. Środek tygodnia. Wolne. Lecz ciągle środek tygodnia. Jest po dwudziestej drugiej a ja siedzę na jakimś stadionie. Siedzę na jakiejś zimnej ławce. Jest mi zimno. Siedzę wokół nieznajomych ludzi. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Dookoła palą. Są tu ćpuny. Pijaki. Cała się trzęsę. Jestem tu sama. Zgubiłam Lou. Zostawił mnie.
-Hej, chcesz?!-krzyknął do mnie jakiś koleś machając jointem. Pokręciłam przecząco głową zbyt przestraszona by się odezwać. Mam nadzieję, że zauważył mój gest w tych ciemnościach. Stwierdzam,
 że tak po tym jak się odwraca i śmieje ze znajomymi. Nie jestem pewna cy to ze mnie ale takie mam przeczucie. Cóż, przyzwyczaiłam się. Zawsze mnie wyśmiewano.
Nie chce tu być.
Pójdę stąd gdy tylko zbiorę w sobie tyle odwagi. Nie chcę by ktoś to zauważył. Obawiam się, że ktoś będzie chciał bym została. Będą ze mnie drwić. A tego wolę uniknąć.
Boję się.
"Chodź ze mną będzie fajnie. Zabawimy się. Pokarzę Ci jak się bawią ludzie w naszym wieku. 
Nic Ci się nie stanie....Obiecuję. Nie zostawię Cię...Odwiozę Cię przed dwudziestą drugą..." 
Więc gdzie jesteś?
Potarłam ramiona z nadzieją, że będzie mi cieplej. Grupka siedząca, jeszcze chwilę przede mną gdzieś poszła. Co oznaczało że nikogo nie było w pobliżu. Pomijając to, że się strasznie bałam, była to moja szansa na ucieczkę. Szybko i najzgrabniej jak potrafiłam wstałam z siedzenia. Żwawym tempem wyszłam z rzędu
i biegiem pokonałam schody, prowadzące do wyjścia.
Czy liczyłam, że mnie zatrzyma? Tak. Chciałam tego. By krzyknął "Jen, czekaj, przepraszam, chodź odprowadzę Cię". 
Ale nie krzyknął. Nie przeprosił. Nie odprowadzi mnie.

Dzień. 8 
Nie wróciłam na czas do domu. Siedziałam na zamkniętym stadionie, co na pewno nie było legalne. 
Patrzyłam jak ludzie palą i piją. Wdychałam ten dym. 
Było mi zimno. 
Lou mnie tam zostawił samą. 
Dostałam karę. 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Chapter 24

pov Melody

Wolnym krokiem szłam wzdłuż szpitalnego korytarza. Kręciła na palcu końcówki włosów, robiłam tak zawsze gdy się denerwowałam. Nie mogłam skupić się na niczym konkretnym.
Strasznie się martwiłam. Chciałam wiedzieć co się z nią stało, i przestać się obwiniać. Choć poczucie winy,
z powodu jakiego potraktowałam Sue, zostanie ze mną do końca życia. Ale chciałabym się nie obwiniać
o ten wypadek, przestać wmawiać sobie że to moja wina.
  Weszłam do sali, w której leżały cztery dziewczyny. Nie rozpoznałam mojej Sue i już chciałam się cofnąć gdy mnie zawołała. Byłam pewna że to ona. Nie pomyliłabym jej głosu. Potrafię go nawet wyłapać w pełnej stołówce.
-Sue?-zapytałam zamykając za sobą drzwi. Sześć par dodatkowych oczu bacznie mnie obserwowało.
-No a kto?-powiedziała podirytowana, mruczą oczy i robiąc tą zabawną minę, która miała być poważna
-Zmieniłaś się-powiedziałam bez zastanowienia
-Tak długo spadłam?-zaśmiała się- To ja powinnam to stwierdzić. Przed zaśnięciem-zaakcentowała ostatnie słowo- chodziłaś w ogrodniczka-przypomniała mi
-Weź przestań-zakryłam twarz rękoma
-Były stylowe-zaśmiała się- Więc w końcu się mnie posłuchałaś i je wszystkie pocięłaś?-zapytała
-Tak, pozbyłam się ich, mama ich nawet na ścierki nie chciała- oznajmiłam
-Dżinsem mebli nie wytrzesz- zauważyła
-Słusznie-przyznałam jej rację i jakoś bardziej zrozumiałam moją mamę
-Co się stało?-zapytała całkiem zmieniając temat i ton głosu. Zbytnio nie wiedziałam o co jej chodzi. -Mama nie chciała po Ciebie zadzwonić. Co było dziwne. Twierdziła że to zły pomysł, że nie może i takie tam. Jak się pytałam o co jej chodzi to ucinała temat. Kłóciłam się z nią o to ale, sama wiesz, że z moją mamą nie wygrasz.
-No wiesz to moja wina-powiedziałam- Nie wiem od czego zacząć
-Najlepiej od początku-powiedziała jakby to było takie proste
-Sue?-do sali weszła pielęgniarka- Choć na chwilę, zmienimy opatrunki-powiedziała miłym głosem
-Zaraz wrócę-dziewczyna zwróciła się do mnie. Pokiwałam głową i odetchnęłam z ulgą. Mam o kilka minut więcej na przygotowanie się do tej rozmowy. Zostałam w pomieszczeniu z nieznanymi mi dziewczynami, które patrzyły na mnie krzywym wzrokiem. Żeby nie wyjść na jakąś idiotkę, która głupio gapi się w ścianę, wyjęłam telefon z torebki. Kilka nieodebranych połączeń, nie przeczytanych wiadomości, powiadomień
i polubień. Większość wiadomości dotyczyła jakiejś imprezy. Z tego co wyczytałam ma być to impreza
u jakiegoś chórzysty z naszej szkoły. Było drętwo ale przyszła drużyna z cheerleaderkami i to rozkręcili.
Interesujące, bardzo.

*pov*

Leżałam w tym głupim szpitalu już tydzień. Nic się tu nie dzieje. Nikt z nikim nie rozmawia. Zastanawiam się
czy aby na pewno jestem we właściwym szpitalu i czy przypadkowo nie wylądowała na jakimś oddziale dla psychicznych. W sali jest jakaś gruba blondyna, która nigdy nic nie mówi i ciągle coś je. Jest jakaś Jade,
która śpi. Śpi, wstaje na badania, śpi, wstaje na obiad, śpi. Ostatnio doszła jakąś brunetka, która ma tam częściową amnezję, ciulowo tak nic nie pamiętać. Ale ta też się nie odzywa, tylko ciągle coś czyta.
Teraz wyszła na zmianę opatrunku i zostawiła z nami tą blondyneczkę. Wygląda mi ona na taką której nawet skarpetki pasują do "outfitu".
Przez chwilę wpatrywała się głupio w ścianę, po czym wyjęła telefon. Po jakimś czasie zaczął dzwonić, przy okazji głupi ma dzwonek.
-Tak?-zapytała tam fałszywy głosikiem- Słysze-zaśmiała się- Coo...Kiedy?...Razem....Omg!....Tak...Kelsey zrobiła to...tak...totalnie w samochodzie...Mów za siebie!- uszy mi więdły. Ten jej głos tak mnie wkurzał, że jeszcze jedno słowo i bym jej przywaliła.
Wreszcie się rozłączyła. Spokój nie traw długo gdyż jej głupi dzwonek znowu zaczął dzwonić. Wydaje mi się że ta dziewczyna ma większe życie towarzyskie niż cały ten szpital razem wzięty.
-Hej...tak właśnie jestem....nie właśnie wyszła....zmienić opatrunek...nie...nie wiem jak....tak myślisz?....ale ja się boję...a jak...w porządku...Kocham Cię- rozłączyła się. Oczywiście że ma chłopaka bo jakże inaczej.
Po chwili wybrała jakiś numer i znowu było słychać jej głupi głos
-A jak mnie wygoni?...tak strasznie mi jej brakowało.....no nie wiem....nie wybaczy mi...od nowa?..w sumie...tak...chyba...dziękuje...Ja też...Jasne..pa -rozłączyła się. Ok, zrobiło się ciekawie. Chyba porzucę plan wyjęcia słuchawek w celu uniknięcia jej głosu.
Zue, czy jak jej tam, wróciła i usiadła z powrotem na łóżku.
-Więc?
-Ok, chodzi o to, że my się tak jakby już nie przyjaźnimy-wypaliła. "To czemu tu jesteś, heloł?!"
-Co?-głos tej drugiej złamał się i zauważyłam jak zaciska ręce w pięści.
-Olałam Cię. Stałam się suką. Pod naciskiem grupy, przestałam się z tobą zadawać. Ale nie mogę tego zwalać na innych, przecież mam własny rozum. Nie wiem czy pamiętasz, ale dostałam się do cheerleaderek.
Po jakimś czasie zajęłam miejsce Molly, tej blondynie co miała wiecznie odrosty, albo to było krzywe, naturalne ombre. Cokolwiek. Zaczęłam olewać wszystko i wszystkich. Ranić i niszczyć, wszystko
i wszystkich. Wyłączyłam uczucia. Zmieniłam się na gorsze. Złamałam dane Ci obietnice. Zniszczyłam wszystko i straciłam wszystko. Dopiero ostatnio odnalazłam siebie. Trzeźwo na wszytko spojrzałam.
Nie zrobiłam tego sama. Zapewne gdyby nie coroczny projekt z angielskiego, dalej bym taka była.
Wiesz że zawsze chciałam uwagi, być w centrum, być ważna. W szkole taka była. Nie ważne jakim kosztem. Wtedy się to dla mnie nie liczyło.- Dobra. Spodziewałam się jakiejś historii o zniszczonych butach.
-Wow-brunetka wykrztusiła- Gdyby nie ta amnezja, nawet byś tu nie przyszła- stwierdziła, w sumie nie potrzebnie bo i ja to wiedziałam. Blondynka spuściła głowę na swoje palce. - Brakowało Ci mnie chociaż?-zapytała trochę zbyt wrednie
-Tak. Oczywiście. Wiesz ile razy chciałam do Ciebie zwyczajnie podejść i pogadać? Ale nie zrobiłam tego, ale jak wiesz byłam może i dalej jestem zołzą. I nic mnie nie usprawiedliwia-powiedziała. Czy tylko mnie dziwi że tak otwarcie sama siebie wyzywa?
-Tak, jesteś. Ale cóż, no nie pamiętam tego. Więc nie mogę się za bardzo gniewać. W końcu jesteś tu teraz-stwierdziła. Ta tleniona zołza, jak się sama określiła, ma za łatwo w życiu.
-Możemy wrócić do tego co było...?- zapytała
-Pewnie, a jak mi się przypomni, to skopie Ci za wszystko tyłek-zaśmiała się i zamknęła koleżankę
w uścisku.


Pov Jen

-Lou, dawaj szybciej, bo się spóźnimy!-krzyknęłam do chłopaka. Od piętnastu minut czekam na niego
w korytarzu.
-Już-powiedział, schodząc ze schodów.
-Gdzie ty masz plecak? Pośpiesz się, mamy jakieś dwadzieścia minut, jeśli się pośpieszymy to zdążymy na pierwszą lekcję, może odrobinę się spóźnisz bo masz biologię, na trzecim piętrze. Ale zdążysz-powiedziałam szybko i sięgnęłam do klamki ale chłopak mnie powstrzymał.- Co ty robisz?-zapytałam zdenerwowana.
Na prawdę bałam się że się spóźnimy. "Będziemy mieli kłopoty" 
-Nie idziemy dziś do szkoły-oznajmił
-Jak to nie? Nie wygłupiaj się, spóźnimy się- powiedziałam nerwowo
-Normalnie- stwierdził
-Czy ty chcesz iść na...wagary-wyszeptałam ostatnie słowo
-Tak-również szepnął- Czemu szepczesz?-zaśmiał się
-Jeszcze ktoś nas usłyszy-powiedziałam równie cicho
-Daj spokój. Kto?-rozejrzał się wokół. No tak, nikogo u niego nie było.
-Nie, Louis, nie mogę- stwierdziłam i chciałam otworzyć drzwi ale chłopak zamkną je na klucz. Spojrzałam na niego błagalnie.
-Nigdy nie chciałaś tak po prostu zostać w domu i tam nie iść?-zaśmiał się
-Chciałam, oczywiście, ale tak nie można. To złe- Pomimo tego że w szkole czuję się źle, nie chcę jej opuszczać. Szkoła to nie dzieciaki, to edukacja. "Tak, wmawiaj sobie"
-Każdy kiedyś to zrobił. "Ale ja nie jestem każdy" wiem-wyprzedził mnie "Skąd on wiedział że własnie to chciałam powiedzieć?" 
-Nie, nie możemy-powiedziałam
-Możemy- zaczął kłótliwie
-A jak nas zawieszą?
-Dasz zwolnienie- wzruszył ramionami
-A skąd je wezmę. Mama mi przecież...
-Napisze. Dobrze o tym wiesz.- tak on ma racje. Kilka razy mama sama mnie namawiała bym została na jeden dzień w domu. Zawsze odmawiała. Chyba nikt normalny, nie namawia własnego dziecka na wagary
-Jen, wyluzuj się, nic Ci się nie stanie-nalegał
-Przykro mi ale nie jestem taka buntownicza jak ty-oznajmiłam upierając się przy sowim
-Załóżmy się-zaproponował
-O co?
-Daj mi miesiąc. W miesiąc zrobię z Ciebie buntowniczkę-powiedział pewnie
-Jak masz zamiar to zrobić?-zapytałam, na co chłopak wzruszył ramionami- Zgoda. Masz 30 dni-uśmiechnęłam się. Szczerze chcę by wygrał ten zakład. Chce być "buntowniczką". Chcę się przynajmniej tak czuć. Chcę by mnie zmienił.
Więc, dzień pierwszy: Poszłam na wagary

niedziela, 6 kwietnia 2014

Chapter 23

Pov Melody

Siedziałam z Marcelem oglądając jakiś teleturniej dla "szczególnie uzdolnionych". Nie było to zbyt ciekawe
i w normalnych okolicznościach bym się na to nie zgodziła. Ale dla Marcela mogę się poświęcić.
Nogi miałam położone na kolanach chłopaka i bawiłam się jego telefonem. Zazwyczaj nie chciał mi go dawać, ale jest tak zajęty oglądaniem, że nawet gdybym siedziała tu nago to by nie zauważył.
-Melody ktoś do Ciebie dzwoni-powiedział podając mi telefon, ciągle patrząc w ekran-Kto dzwoni?- zapytał gdy długo nie odbierałam.
-Pani Richardson- powiedziałam cicho, nie wierzyłam że dzwoni. Czemu dzwoni?
-To odbierz- powiedział jakby to było takie proste. Przełknęłam ślinę i zebrałam w sobie odwagę by przesunąć palcem po ekranie przeciągając zieloną słuchawkę.
-Halo?- powiedziałam i po mimo starań mój głos i tak zadrżał
-Melody tu mama Sue - niepotrzebnie się przedstawiła
-Dzień dobry- przywitałam się i coraz bardziej się denerwowałam
-Wybacz że dzwonię, wiem że się nie przyjaźnicie z Sue od..
-Odkąd ją olałam- powiedziałam szczerze, zdając sobie sprawę że kobieta szuka takiego określenia by mnie nie zranić
-Tak..em słuchaj, bo ona miała wypadek. Ma częściową amnezję i nie pamięta ostatnich lat. Nie chce
z nikim rozmawiać, no oprócz Ciebie. Nie wiem czy powinnam o to prosić...ale...jakbyś chciała..to możesz przyjść i z nią porozmawiać-powiedziała cicho. Była przybita. Dość dobrze znam panią Richardson i wiem że na pewno przeżywa wypadek córki. Podała mi adres po czym się rozłączyła, nie czekając na moją reakcję.
Zastanawiam się ile musiało ją to kosztować. Ten telefon do mnie. Nigdy nie była typem osoby, która chętnie przyjmowała pomoc. Pamiętam jak kiedyś zepsuła jej się pralka, mama chciała jej oddać naszą starą, bo akurat ją wymieniała, gdyż nie pasowała do nowego wystroju domu, nie przyjęła jej od razu. Trwało to około miesiąca zanim ją wzięła. I gdyby nie to że pranie w rękach nie było takie skuteczne,
 nie przyjęłaby jej. A po tym codziennie przez dwa tygodnie przynosiła obiad dla całej naszej rodziny. Pani Richardson to kobieta z klasą i zasadami, każdy o tym wie i za to ją szanuje.
Sue wychowuje sama, gdyż jej mąż wyjechał "do pracy" i nie wrócił, jak wyjechał w 2000 tak nie wrócił.
     Sue Richardson znam, a raczej znałam, od zawsze. Poznałyśmy się w przedszkolu i od tego czasu stałyśmy się nie rozłączne. Wszędzie chodziłyśmy razem. Byłyśmy bardzo zżyte.
Spędzałam wakacje z jej rodziną nad jeziorem podczas gdy moja zwiedzała domy mody.
Mieszkałam u niej gdy rodzice wyjeżdżali.
Byłam z nią zawsze. Od zawsze i miałam być na zawsze.
Wiecznie się wygupiałyśmy, robiłyśmy siarę na mieście, za głośno się śmiałyśmy, za dużo mówiłyśmy.
Ona była, gdy nikogo nie było. Miałam tylko ją, Ale to mi nie przeszkadzało. Potrzebowałam tylko jej.
Ale to olałam. Zostawiłam moje szczęście. W połowie pierwszego roku zaczęłam ją zostawiać. Odwoływałam nasze spotkania. Wystawiałam. Wykręcałam się z wspólnego spędzania czasu.
Czasem nawet blokowałam na różnych portalach.
To wszystko przez tą popularność. Ta głupia chęć bycia kimś. Ta głupia potrzeba bycia zauważalnym.
To bezsensowne zainteresowanie. Te głupie bycie w centrum uwagi.
Zatraciłam się w tym. Zostawiłam ją dla pustych lalek, którą po jakimś czasie się stałam.
Tyle razy sięgałam po telefon by do niej zadzwonić, lecz po chwili przypominałam sobie że nie mogę.
Kilka razy po szkole kierowałam się do niej po czym w połowie drogi cofałam się z słowami Bonnie
w głowie. "Będziesz tu gwiazdą. Będziesz jak ja. Nie możesz się z nią zadawać. To Ci nie pomoże 
w zdobyciu popularności. Musisz udawać, że wszyscy są twoimi najlepszymi przyjaciółmi. 
Z nią nie dasz rady". 
Gdy Bon mi o tym mówiła była poważna. Mówiła o tym jak o czymś wielkim, trudnym do osiągnięcia.
Jakby od tego zależało moje życie.
Brakowało mi jej i brakuje. Ale byłam zbyt dumna, zadufana by to przyznać.
Zawiodłam ją. Zawiodłam jedyną osobę, która zawsze we mnie wierzyła. Straciłam to.
Wchodziłam do niej bez pukania krzycząc "co tam dziwko". Straciłam to.
Dzwoniłyśmy do siebie i gadałyśmy całą noc. Straciłam to.
Siedziałyśmy w małym domku na drzewie narzekając na dzieci grające w piłkę. Straciłam to.
Jadłyśmy wszystko, jęczą że nigdy nie będziemy miały idealnej figury. Straciłam to.
Zastąpiłam moją nieidealną, zabawną, pełną życia i pomysłów Sue. Na typowe, sezonowe dziewczyny, którym brakowało iskry.
Zapomniałam o niej. Zapomniałam o części siebie.
Nasze zdjęcie dalej stoi w moim pokoju, od jakiegoś czasu w potłuczonej ramce. Ale i tak jej nie zmienię, bo dostałam ją od niej. Nie mogłam i nie mogę jej wyrzucić.
     -Co się stało?-zapytał Marcel wreszcie odrywając wzrok od telewizora
-Moja Sue jest w szpitalu-powiedziałam otępiała- Miała wypadek
-Sue?-zapytał zdziwiony
-Tak. Moja była najle..siostra- poprawiłam się
-Była?
-Tak. Przyjaźniłyśmy się od dziecka, a potem ją olałam. Dal tej cholernej popularności-powiedziałam
i już nie mogłam powstrzymać łez. Dusiłam się nimi. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, pozwoliłam
sobie na odczuwanie uczuć w pełni. Nie tłumiłam tego.
Chłopak mocno mnie przytulił. Potrzebowałam tego, kogoś by był ze mną i ze mną to przezywał. Po dłuższej chwili odsunęłam się od chłopaka i usiadłam po turecku. Brunet podał mi chusteczki i czekał aż coś powiem.
-Ona ma amnezje. Częściową. Chce rozmawiać tylko ze mną ale nie pamięta co jej zrobiłam.
-Chcesz do niej iść?- zapytał
-Nie wiem. To nie będzie podłe?
-Nie wiem. Ale możesz to przecież naprawić. Odnowić waszą przyjaźń-zaproponował- Powiesz jej
o wszystkim, wyjaśnisz. Nie jesteś tą samą osobą co kilka miesięcy temu i wiesz o tym-powiedział i złapał mnie za rękę. To niesamowite, że nawet gdy nie do końca wie o co chodzi, potrafi mnie pocieszyć
i doradzić. Jest najlepszy.

Pov Jen

Wracałam z Lou ze szkoły. Miła odmiana iść sam na sam.
-Jen, przepraszam za ten bal-powiedział przerywając ciszę
-O co chodzi?-zaśmiałam sie zdezorientowana
-Wiem, że czułaś się niezręcznie a ja nie zrobiłem z tym nic. Nie odeszliśmy od Mike i reszty. Chciałem żebyś się świetnie bawiła a nie czuła dziwnie i...no wiesz-wyjaśnił
-Lou, było cudownie. Naprawdę świetnie się bawiłam. Dziwnie się czułam w tym towarzystwie,
ale ty byłeś i to było najważniejsze-uśmiechnęłam się ciepło a chłopak przygryzł wargę
-Więc...czemu ciągle...em..no wiesz...patrzyłaś na Marcela?-zapytał jąkając się. Uśmiechnęłam się choć w środku byłam sparaliżowana i jak najbardziej nie było mi do śmiechu.
-Sprawdzałam czy to na pewno on-wymyśliłam. W sumie, nie wiem czemu na niego zerkałam, jakoś mnie tak ciągnęło.
-Jen, ty mnie teraz nie zostawisz, prawda?-zapytał słabo. Jak on mógł tak pomyśleć?
-Lou oczywiście że nie. Nie mogłabym. Nie wytrzymałabym, nie wytrzymuje jak więcej niż godzinę się
z tobą nie kontaktuje- wyjaśniałam uśmiechając się. Czułam się winna. Jak mogłam zapomnieć o Louis'ie
i myśleć o Marcelu. To śmieszne.
-To dla mnie nowe-powiedział cicho
-Dla mnie też-przyznałam
-Boże nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Całą noc myślałem że mnie zostawisz-powiedział i zaśmiał się.
Nie pozostało mi nic innego jak do niego dołączyć. Jak mógł o tym pomyśleć, jak ja mogłam dać mu takie znaki?
-Mama zaprasza Cię na obiad-powiedziałam by przerwać krępującą ciszę
-Mnie?-zdziwił się
-Tak, chce się upewnić, że jesteś żywy, albo że Ci nie płace-zaśmiałam się
-Wiara rodzicielska. Jasne, że przyjdę-pocałował mnie w skroń na co poczułam się dziwnie. Każdy gest z jego strony był taki szczery, pełny uczuć i troski. Dlaczego ja tak nie mogę? Dlaczego mam wątpliwości? Dlaczego o nim myślę?

______________________________________________________
Co sądzicie? Kocham Was i dziękuje za komentarze <3
Jamie_Campbell_Bower

Liebster Award :)


1. Słuchasz jakichś rockowych kapeli? Jeśli tak to jakich?
-Kocham Black Sabbath, ale to raczej hard rock :)

2. Ostatnio oglądany serial.
-GLEE, GLEE, GLEE

3. Ulubiony smerf :)
-Ciamajda, tak mi się żal robi, że on się tak wywraca, więc go lubię, żeby mu nie było przykro

4. Jaki kolor lakieru masz aktualnie na paznokciach?
-Nie maluję, gdyż moja katolicka szkoła nie pozwala na takie "wybryki" lol 

5. Jak lubisz spędzać wolny czas?
- Puszczam muzykę i tańczę udając że jestem w teledysku, to normalne 

6. Jaką książkę przeczytałaś najwięcej razy?
-Trylogie "Demoniczne maszyny"

7. Masz jakieś zwierzątko? Jeśli tak to jak się wabi?
-Mam rodzeństwo, ale to się chyba nie liczy 

8. Co Cię skłoniło do pisania?
-Wcześniej pisałam takie..typowe fanfiction ale nie wiem czemu zaczęłam 

9. Ostatnio słuchana piosenka.
-5 second of summer - heartbreak girl

10. O czyim koncercie marzysz?
-One Direction :))

11. Jaki masz stosunek do bananów...? :)
- "To są dziwne owoce. To nie są owoce. Owoce są okrągłe. A banan jest podłużny." ~S.