niedziela, 13 kwietnia 2014

Chapter 24

pov Melody

Wolnym krokiem szłam wzdłuż szpitalnego korytarza. Kręciła na palcu końcówki włosów, robiłam tak zawsze gdy się denerwowałam. Nie mogłam skupić się na niczym konkretnym.
Strasznie się martwiłam. Chciałam wiedzieć co się z nią stało, i przestać się obwiniać. Choć poczucie winy,
z powodu jakiego potraktowałam Sue, zostanie ze mną do końca życia. Ale chciałabym się nie obwiniać
o ten wypadek, przestać wmawiać sobie że to moja wina.
  Weszłam do sali, w której leżały cztery dziewczyny. Nie rozpoznałam mojej Sue i już chciałam się cofnąć gdy mnie zawołała. Byłam pewna że to ona. Nie pomyliłabym jej głosu. Potrafię go nawet wyłapać w pełnej stołówce.
-Sue?-zapytałam zamykając za sobą drzwi. Sześć par dodatkowych oczu bacznie mnie obserwowało.
-No a kto?-powiedziała podirytowana, mruczą oczy i robiąc tą zabawną minę, która miała być poważna
-Zmieniłaś się-powiedziałam bez zastanowienia
-Tak długo spadłam?-zaśmiała się- To ja powinnam to stwierdzić. Przed zaśnięciem-zaakcentowała ostatnie słowo- chodziłaś w ogrodniczka-przypomniała mi
-Weź przestań-zakryłam twarz rękoma
-Były stylowe-zaśmiała się- Więc w końcu się mnie posłuchałaś i je wszystkie pocięłaś?-zapytała
-Tak, pozbyłam się ich, mama ich nawet na ścierki nie chciała- oznajmiłam
-Dżinsem mebli nie wytrzesz- zauważyła
-Słusznie-przyznałam jej rację i jakoś bardziej zrozumiałam moją mamę
-Co się stało?-zapytała całkiem zmieniając temat i ton głosu. Zbytnio nie wiedziałam o co jej chodzi. -Mama nie chciała po Ciebie zadzwonić. Co było dziwne. Twierdziła że to zły pomysł, że nie może i takie tam. Jak się pytałam o co jej chodzi to ucinała temat. Kłóciłam się z nią o to ale, sama wiesz, że z moją mamą nie wygrasz.
-No wiesz to moja wina-powiedziałam- Nie wiem od czego zacząć
-Najlepiej od początku-powiedziała jakby to było takie proste
-Sue?-do sali weszła pielęgniarka- Choć na chwilę, zmienimy opatrunki-powiedziała miłym głosem
-Zaraz wrócę-dziewczyna zwróciła się do mnie. Pokiwałam głową i odetchnęłam z ulgą. Mam o kilka minut więcej na przygotowanie się do tej rozmowy. Zostałam w pomieszczeniu z nieznanymi mi dziewczynami, które patrzyły na mnie krzywym wzrokiem. Żeby nie wyjść na jakąś idiotkę, która głupio gapi się w ścianę, wyjęłam telefon z torebki. Kilka nieodebranych połączeń, nie przeczytanych wiadomości, powiadomień
i polubień. Większość wiadomości dotyczyła jakiejś imprezy. Z tego co wyczytałam ma być to impreza
u jakiegoś chórzysty z naszej szkoły. Było drętwo ale przyszła drużyna z cheerleaderkami i to rozkręcili.
Interesujące, bardzo.

*pov*

Leżałam w tym głupim szpitalu już tydzień. Nic się tu nie dzieje. Nikt z nikim nie rozmawia. Zastanawiam się
czy aby na pewno jestem we właściwym szpitalu i czy przypadkowo nie wylądowała na jakimś oddziale dla psychicznych. W sali jest jakaś gruba blondyna, która nigdy nic nie mówi i ciągle coś je. Jest jakaś Jade,
która śpi. Śpi, wstaje na badania, śpi, wstaje na obiad, śpi. Ostatnio doszła jakąś brunetka, która ma tam częściową amnezję, ciulowo tak nic nie pamiętać. Ale ta też się nie odzywa, tylko ciągle coś czyta.
Teraz wyszła na zmianę opatrunku i zostawiła z nami tą blondyneczkę. Wygląda mi ona na taką której nawet skarpetki pasują do "outfitu".
Przez chwilę wpatrywała się głupio w ścianę, po czym wyjęła telefon. Po jakimś czasie zaczął dzwonić, przy okazji głupi ma dzwonek.
-Tak?-zapytała tam fałszywy głosikiem- Słysze-zaśmiała się- Coo...Kiedy?...Razem....Omg!....Tak...Kelsey zrobiła to...tak...totalnie w samochodzie...Mów za siebie!- uszy mi więdły. Ten jej głos tak mnie wkurzał, że jeszcze jedno słowo i bym jej przywaliła.
Wreszcie się rozłączyła. Spokój nie traw długo gdyż jej głupi dzwonek znowu zaczął dzwonić. Wydaje mi się że ta dziewczyna ma większe życie towarzyskie niż cały ten szpital razem wzięty.
-Hej...tak właśnie jestem....nie właśnie wyszła....zmienić opatrunek...nie...nie wiem jak....tak myślisz?....ale ja się boję...a jak...w porządku...Kocham Cię- rozłączyła się. Oczywiście że ma chłopaka bo jakże inaczej.
Po chwili wybrała jakiś numer i znowu było słychać jej głupi głos
-A jak mnie wygoni?...tak strasznie mi jej brakowało.....no nie wiem....nie wybaczy mi...od nowa?..w sumie...tak...chyba...dziękuje...Ja też...Jasne..pa -rozłączyła się. Ok, zrobiło się ciekawie. Chyba porzucę plan wyjęcia słuchawek w celu uniknięcia jej głosu.
Zue, czy jak jej tam, wróciła i usiadła z powrotem na łóżku.
-Więc?
-Ok, chodzi o to, że my się tak jakby już nie przyjaźnimy-wypaliła. "To czemu tu jesteś, heloł?!"
-Co?-głos tej drugiej złamał się i zauważyłam jak zaciska ręce w pięści.
-Olałam Cię. Stałam się suką. Pod naciskiem grupy, przestałam się z tobą zadawać. Ale nie mogę tego zwalać na innych, przecież mam własny rozum. Nie wiem czy pamiętasz, ale dostałam się do cheerleaderek.
Po jakimś czasie zajęłam miejsce Molly, tej blondynie co miała wiecznie odrosty, albo to było krzywe, naturalne ombre. Cokolwiek. Zaczęłam olewać wszystko i wszystkich. Ranić i niszczyć, wszystko
i wszystkich. Wyłączyłam uczucia. Zmieniłam się na gorsze. Złamałam dane Ci obietnice. Zniszczyłam wszystko i straciłam wszystko. Dopiero ostatnio odnalazłam siebie. Trzeźwo na wszytko spojrzałam.
Nie zrobiłam tego sama. Zapewne gdyby nie coroczny projekt z angielskiego, dalej bym taka była.
Wiesz że zawsze chciałam uwagi, być w centrum, być ważna. W szkole taka była. Nie ważne jakim kosztem. Wtedy się to dla mnie nie liczyło.- Dobra. Spodziewałam się jakiejś historii o zniszczonych butach.
-Wow-brunetka wykrztusiła- Gdyby nie ta amnezja, nawet byś tu nie przyszła- stwierdziła, w sumie nie potrzebnie bo i ja to wiedziałam. Blondynka spuściła głowę na swoje palce. - Brakowało Ci mnie chociaż?-zapytała trochę zbyt wrednie
-Tak. Oczywiście. Wiesz ile razy chciałam do Ciebie zwyczajnie podejść i pogadać? Ale nie zrobiłam tego, ale jak wiesz byłam może i dalej jestem zołzą. I nic mnie nie usprawiedliwia-powiedziała. Czy tylko mnie dziwi że tak otwarcie sama siebie wyzywa?
-Tak, jesteś. Ale cóż, no nie pamiętam tego. Więc nie mogę się za bardzo gniewać. W końcu jesteś tu teraz-stwierdziła. Ta tleniona zołza, jak się sama określiła, ma za łatwo w życiu.
-Możemy wrócić do tego co było...?- zapytała
-Pewnie, a jak mi się przypomni, to skopie Ci za wszystko tyłek-zaśmiała się i zamknęła koleżankę
w uścisku.


Pov Jen

-Lou, dawaj szybciej, bo się spóźnimy!-krzyknęłam do chłopaka. Od piętnastu minut czekam na niego
w korytarzu.
-Już-powiedział, schodząc ze schodów.
-Gdzie ty masz plecak? Pośpiesz się, mamy jakieś dwadzieścia minut, jeśli się pośpieszymy to zdążymy na pierwszą lekcję, może odrobinę się spóźnisz bo masz biologię, na trzecim piętrze. Ale zdążysz-powiedziałam szybko i sięgnęłam do klamki ale chłopak mnie powstrzymał.- Co ty robisz?-zapytałam zdenerwowana.
Na prawdę bałam się że się spóźnimy. "Będziemy mieli kłopoty" 
-Nie idziemy dziś do szkoły-oznajmił
-Jak to nie? Nie wygłupiaj się, spóźnimy się- powiedziałam nerwowo
-Normalnie- stwierdził
-Czy ty chcesz iść na...wagary-wyszeptałam ostatnie słowo
-Tak-również szepnął- Czemu szepczesz?-zaśmiał się
-Jeszcze ktoś nas usłyszy-powiedziałam równie cicho
-Daj spokój. Kto?-rozejrzał się wokół. No tak, nikogo u niego nie było.
-Nie, Louis, nie mogę- stwierdziłam i chciałam otworzyć drzwi ale chłopak zamkną je na klucz. Spojrzałam na niego błagalnie.
-Nigdy nie chciałaś tak po prostu zostać w domu i tam nie iść?-zaśmiał się
-Chciałam, oczywiście, ale tak nie można. To złe- Pomimo tego że w szkole czuję się źle, nie chcę jej opuszczać. Szkoła to nie dzieciaki, to edukacja. "Tak, wmawiaj sobie"
-Każdy kiedyś to zrobił. "Ale ja nie jestem każdy" wiem-wyprzedził mnie "Skąd on wiedział że własnie to chciałam powiedzieć?" 
-Nie, nie możemy-powiedziałam
-Możemy- zaczął kłótliwie
-A jak nas zawieszą?
-Dasz zwolnienie- wzruszył ramionami
-A skąd je wezmę. Mama mi przecież...
-Napisze. Dobrze o tym wiesz.- tak on ma racje. Kilka razy mama sama mnie namawiała bym została na jeden dzień w domu. Zawsze odmawiała. Chyba nikt normalny, nie namawia własnego dziecka na wagary
-Jen, wyluzuj się, nic Ci się nie stanie-nalegał
-Przykro mi ale nie jestem taka buntownicza jak ty-oznajmiłam upierając się przy sowim
-Załóżmy się-zaproponował
-O co?
-Daj mi miesiąc. W miesiąc zrobię z Ciebie buntowniczkę-powiedział pewnie
-Jak masz zamiar to zrobić?-zapytałam, na co chłopak wzruszył ramionami- Zgoda. Masz 30 dni-uśmiechnęłam się. Szczerze chcę by wygrał ten zakład. Chce być "buntowniczką". Chcę się przynajmniej tak czuć. Chcę by mnie zmienił.
Więc, dzień pierwszy: Poszłam na wagary

5 komentarzy:

  1. OMG Jen będzie buntowniczką ! Ha! Wiedziałam że ten dzień nadejdzie xD
    Jak słoooodko, że Sue i Melody się pogodziły <3
    Mam nadzieję, że na następny nie będę musiała długo czekać ;)
    Kocham Cię i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuuuuuper ... :) przepraszam, że często nie komentuje, ale postaram się to zmienić... /Jen

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow Jen we wcieleniu buntowniczki?Ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  4. jezu chryste ty pisarkoo
    jaki swietny
    fajnie ze sie pogodzily, ale lubie dramy, wiec haha
    wagary
    boze przypomnialo mi sie jak ja bylam na wagarach he
    logika Jen: chce byc buntowniczka!!!!!
    a potem bedzie narzekala na zle oceny tak jak to ja narzekam hehe
    a bo ja taka wielka buntowniczka
    wow
    jezu
    kocham to
    i Ciebie
    hi
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy4:36 PM

    Haha świetny! xx

    OdpowiedzUsuń