poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Chapter 25

pov. Melody

Chodziłam po całym domu, rozmawiając przez telefon z Sue. Mamy przerwę wiosenną, więc mam więcej czasu, na tego typu rzeczy.
-No i mama kupiła do salonu, tego na dole, biały dywan- powiedziałam przechodząc po foli
-Możecie po nim chodzić?-zapytała
-Tak, pokryła go folią. To już podchodzi pod obłąkanie- wyjaśniłam wpatrując się w opakowany dywan
-A wyobrażasz sobie, jak fajnie byłoby się tak położyć na tym dywanie?-zapytała rozmarzonym głosem
-Folia może być trochę niewygodna-wtrąciłam
-No ale bez-zaśmiała się
-A, no chyba że tak. Fajnie by było, ale nie ma na co liczyć. Mama ma rentgen w oczach i każdy kłębek kurzu by zauważyła-sprostowałam
-No tak, ale wiesz
-Tak. Drugi dzień ferii i ja znowu nic nie robię- jęczę
-To wyjdź gdzieś. Jestem pewna, że proponują Ci wyjścia- powiedziała
-No tak. Ale nie mogę mieć żadnych planów
-Czemu?-zdziwiła się
-Bo jak Marcel zadzwoni i będzie chciał coś zrobić, gdzieś wyjść to muszę być wolna, a nie potem wszystko odwoływać-wyjaśniam
-Kobieto, daj spokój. Wyjdź do ludzi.- zaśmiała się- A skoro on się nie odzywa, to ty zadzwoń-zaproponowała
-Nie wiem. Nie, ja nie mogę zadzwonić.- powiedziałam odrobinę spanikowana
-Chyba się nie boisz?-zapytała drwiąco
-Jasne, że nie-prychnęłam i położyłam się na kanapie, spuszczając głowę na podłogę a nogi kładąc na zagłówek.
-Ty się naprawdę boisz!-krzyknęła
-Ciszej-mruknęłam pomimo że nikt i tak nas nie słyszał
-Melody to twój chłopak a ty się boisz do niego zadzwonić?-zapytała. Wiem czemu, zrobiła to specjalnie, chciała mnie wkurzyć, wiem to!
-Co ja poradzę, że się przy nim denerwuję-przyznałam zrezygnowana
-Melody ty jesteś w nim naprawdę zakochana-powiedziała. Dziwne było to, że nie użyła "o mój Boże"
czy "totalnie" nawet nie przeliterowała żądnego wyrazu.
-No- przyznałam zarumieniona i usiadłam
-A może on ma życie, skoro nie dzwoni? - zapytała
-To chyba nie w tym mieście kochana-zaśmiałam się i ruszyłam w stronę kuchni
-Może on ma sekretne życie. Gdzie jest mega przystojny, ma pełno znajomych i tysiące kochanek-powiedziała teatralnie
-Przestań-ucięłam ze śmiechem. To się wydaje śmieszne- Chociaż może, jedną z tych już ujawnił-wzruszyłam ramionami i otworzyłam lodówkę.
-Jak to?
-No wiesz, ten bal i ta zmiana-powiedziałam i zaczęłam przyglądać się produktom w lodówce
-Melody, ja nic nie wiem-przypomniała mi
-No cóż to trochę skomplikowane- powiedziałam, biorąc butelkę wody i zamykając lodówkę
-Mamy czas?- zaśmiała się
-Taak-zawtórowałam jej i obróciłam się w celu nalania wody do kubka- O mój Boże-jęknęłam
-Co jest?-zapytała
-Josh liże się z jakąś blondynką na blacie. Ohyda- skomentowałam i dalej na nich patrzyłam
-Skąd wiesz?-zapytała
-Widzę-wzruszyłam ramionami
-Podglądasz ich?
-Nie, stoję za nimi
-Zauważyli Cię?
-A skąd. Są zajęci-zaśmiałam się-Ej, ja na serio chcę tą szklankę-jęknęłam
-Oni Cię nie słyszą?-zdziwiła się
-Sama nie wiem
-Masz jakiś problem?-zapytała dziewczyna odrywając się od ciemnego blondyna
-Tak, chcę szklankę-uśmiechnęłam się, widząc jej poirytowanie-Poczekaj Sue, chwilę - rzuciłam
do telefonu, nie wysilając się by się rozłączyć.
-Nie możesz się bez niej obejść-zapytała wrednym tonem. Och, chyba nie ma pojęcia że bycie wredną wychodzi mi idealnie.
-Nie możecie się obejść bez tego-wskazałam na nich ręką- przynajmniej tutaj-dodałam uśmiechając
 się złośliwie. Bycie wredną jest fajne, złe, ale fajne. Dziewczyna spojrzała na mnie z pod przymrużonych powiek. Jej imitacja "wrednej dziewczyny" była śmieszna.
-Al przestań- powiedział mój brat przez zęby
-Kim ty właściwie jesteś?!-krzyknęła dziewczyna. Ok, coś z nią na pewno jest nie tak. Nie dość,
że całowała się z Josh'em, wysoko to dziewczyna nie mierzy, to jeszcze się unosi, buntowniczka.
-Pytanie, kim TY jesteś?- odpowiedziałam jej
-Idź do tego swojego kujonka-jęknęła przewracając oczami.
Jeżeli ja też się tak zachowywałam, to dzięki Bogu, że nikt mnie nie zabił.
Mnie nikt, ale na nią to się zaraz rzucę. "Jedne...Dwa...Trzy..!"
-To ty chyba tego mojego kujonka nie widziałaś-prawie krzyknęłam. Wiem, że to było złe.
"Przecież nie obchodzi Cię zdanie innych". Poza tym nie chciałam wykorzystywać nowego wizerunku Marcela, przecież nie za to go lubię.
Nie potrzebowałam Marcela do tego by się nim pochwalić. Ale i tak poczułam ogromną potrzebę by Marcel z balu, stanął jakimś magicznym sposobem w progu kuchni mówiąc "Cześć kochanie".
Co było bardziej niż nieprawdopodobne gdyż znając chłopaka, ten garnitur na pewno jest już cały brudny.
Nie zjawi się tutaj wciągu sekundy no i on nie zwraca się do "skarbie, kochanie".
-Masz kubek siostra-powiedział Josh podając mi zielone naczynie.
Wychodząc z kuchni, rzuciłam przez ramię do Alice że może w przyszłym roku się dostanie do drużyny. Widząc jak zaciska pięści i napina szczękę, wiedziałam że wygrałam. Czy coś czułam? Nie, nic.
-Melody, muszę kończyć-powiedziała Sue. Och, nie jetem już tą samą Mel która pamiętałaś 

   Siedziałam przy biurku wpatrując się w telefon. Niby jest ta zasada, zadzwoń po trzech dniach.
Ale jeszcze chwila i zwariuje. Naprawdę chcę usłyszeć jego głos.
Telefon zabrzęczał, oznajmiając nadejście wiadomości.
"Jesteś w domu?"
MARCEL! Irytuje mnie fakt, że nie używa emotek, nigdy nie wiem czego się spodziewać. Odpisałam zwykłe tak, oczywiście odczekałam dwie minuty, żeby nie było, że czekałam na wiadomość od niego.
"Będę za 15 minut"
Pomijając fakt, że od dwóch dni nie wyszłam z domu, wyglądam nieźle. Szybko rozczesałam włosy
i w rekordowym tempie się przebrałam. Szare dresy zastąpiłam czarnymi leginsami, na białą bokserkę założyłam bordową bluzę. W momencie gdy chciałam zacząć się malować zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na siebie w lustrze i zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi, a moje serce zabiło sto razy mocniej.
Brunet miał na sobie ciemne dżinsy i białą koszulkę. Czerwono-czarną kurtkę w kratkę miał rozpiętą a na nogach miał białe trampki, które były już całe brudne. Włosy miał zaczesane do tyłu, bez nadmiaru żelu,
za co od razu byłam wdzięczna.
-Hej-uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach by go pocałować-Chodź-wpuściłam go do środka
  -Słuchaj, chciałabyś gdzieś wyjść?-zapytał oparty o biurko
-Tak, możemy-wzruszyłam ramionami. Ostatni często gdzieś wychodziliśmy.
-Chodzi mi o coś w rodzaju randki. Takiej prawdziwej-powiedział lekko zakłopotany. Ta było słodkie, gdy jego policzki się zaróżowiły. Mój puls przyśpieszył, a ogromy uśmiech wpłynął na usta.
-Tak, byłoby fajnie-uśmiechnęłam się i usiadłam na mebel a brunet po chwili stanął między moimi nogami.-Co będziemy robić-zapytałam łapiąc chłopaka za ręce
-Niespodzianka-uśmiechnął się. "A jakże by inaczej". Przewróciłam oczami, pomimo tego że uwielbiam niespodzianki i naprawdę doceniam jego starania. Choć cokolwiek by nie wymyślił będzie wspaniale.


pov. Jen

Jest środa. Środek tygodnia. Wolne. Lecz ciągle środek tygodnia. Jest po dwudziestej drugiej a ja siedzę na jakimś stadionie. Siedzę na jakiejś zimnej ławce. Jest mi zimno. Siedzę wokół nieznajomych ludzi. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Dookoła palą. Są tu ćpuny. Pijaki. Cała się trzęsę. Jestem tu sama. Zgubiłam Lou. Zostawił mnie.
-Hej, chcesz?!-krzyknął do mnie jakiś koleś machając jointem. Pokręciłam przecząco głową zbyt przestraszona by się odezwać. Mam nadzieję, że zauważył mój gest w tych ciemnościach. Stwierdzam,
 że tak po tym jak się odwraca i śmieje ze znajomymi. Nie jestem pewna cy to ze mnie ale takie mam przeczucie. Cóż, przyzwyczaiłam się. Zawsze mnie wyśmiewano.
Nie chce tu być.
Pójdę stąd gdy tylko zbiorę w sobie tyle odwagi. Nie chcę by ktoś to zauważył. Obawiam się, że ktoś będzie chciał bym została. Będą ze mnie drwić. A tego wolę uniknąć.
Boję się.
"Chodź ze mną będzie fajnie. Zabawimy się. Pokarzę Ci jak się bawią ludzie w naszym wieku. 
Nic Ci się nie stanie....Obiecuję. Nie zostawię Cię...Odwiozę Cię przed dwudziestą drugą..." 
Więc gdzie jesteś?
Potarłam ramiona z nadzieją, że będzie mi cieplej. Grupka siedząca, jeszcze chwilę przede mną gdzieś poszła. Co oznaczało że nikogo nie było w pobliżu. Pomijając to, że się strasznie bałam, była to moja szansa na ucieczkę. Szybko i najzgrabniej jak potrafiłam wstałam z siedzenia. Żwawym tempem wyszłam z rzędu
i biegiem pokonałam schody, prowadzące do wyjścia.
Czy liczyłam, że mnie zatrzyma? Tak. Chciałam tego. By krzyknął "Jen, czekaj, przepraszam, chodź odprowadzę Cię". 
Ale nie krzyknął. Nie przeprosił. Nie odprowadzi mnie.

Dzień. 8 
Nie wróciłam na czas do domu. Siedziałam na zamkniętym stadionie, co na pewno nie było legalne. 
Patrzyłam jak ludzie palą i piją. Wdychałam ten dym. 
Było mi zimno. 
Lou mnie tam zostawił samą. 
Dostałam karę. 

8 komentarzy:

  1. OMG ! <3
    Co za cudowny rozdział!!
    Mel to chyba zwariowała hahah czemu bała się zadzwonić xD
    Zła Mel = Zajebista Mel :DD hihihi :*:*
    Dlaczego miałam wrażenie, że chciałaś się "wcielić" w Jen?
    8 zdanie : Jest mi zimno.
    Mimo, że ta sytuacja z Jen była z lekka smutna bo Lou ją zostawił na tym stadionie to płakałam ze śmiechu, bo wyobraziłam sobie Ciebie zamykającą okno w klasie i mówiącą : "No co się tak patrzycie? Zimno mi!" hahaha <3
    Kocham to opowiadanie, dziękuję za wspaniały i dłuugi rozdział :))
    Czekam z niecierpliwością na następny i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam całe opowiadanie w jeden dzień. :D Jesteś ze mnie dumna wiem. <3
    Jejku normalnie nie wiem od czego zacząć. Tak się cieszę, że Marcel pójdzie na pierwszą randkę z Mel. I jeszcze to jak pokazała tej dziewczynie Josha, że potrafi być wredna i z nią nie wygra. Z resztą wydaje mi się, że ta Alice bo chyba tak się nazywa ta dziewczyna musi mieć jakoś nie równo pod sufitem i jest lepsza. Nie wiem czemu ale w którymś z rozdziałów nie wiem czasem czy to nie był 23/24 jak był ten bal wiosenny jak ta Jen patrzyła na Marcela to miałam wrażenie, że będzie chciała zrobić, żeby to zniszczyć. Jak Louis szedł na tą " Imprezę RETRO'' i jak zadzwoniła do niego Jen miałam takie przeczucie, że będą razem. Ale ciekawi mnie to czy Lou uda się zrobić z Jen Buntowniczkę, ale też się chujowo zachował zostawiając ją tam samą! Ugh! Lou ty debilu! Jak mogłeś! Dobra teraz wracając do Marcela i Mel. Wiem że trochę tak przeskakuję no, ale wiesz. Popłakałam się przy tym jak Marcel powiedział Mel na balu, że ją kocha. Normalnie jak z jakiegoś filmu wyjęte. Sue... Sue jejku widać, że to prawdziwa przyjaźń, która ich łączy. A Mel jest dobrym przykładem, bo pokazała, żeby się nie zmieniać bo to jest nie warto, że nawet jeśli pokażemy jacy jesteśmy naprawdę na prawdę to żeby się tym nie przejmować, bo jesteśmy sobą. I ważne jest to żeby kogoś pokochać za to jaki jest w środku a nie na zewnątrz.
    Teraz jak nadrobiłam to opowiadanie to masz trochę przerąbane, bo będę Cię gonić za rozdziałami, bo chce wiedzieć co dalej będzie!
    Więc teraz podsumowując.
    Opowiadanie jest zajebiste i pisz dalej.
    Czekam z niecierpliwością na następny i nie przejmuj się, że masz mało komentarzy rób to co kochasz i rób to dla siebie.
    Kocham!
    Olaa xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy12:35 PM

    Świetne :*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D
    Tak się cieszę, że Marcel zabiera Melody na randkę, że aż skacze z radości :D xD Jestem tak strasznie ciekawa gdzie ją zabierze :)
    Błagam napisz jak najszybciej następny rozdział :) ;)
    Kocham!!!!!!!!! :* :* :* :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah te sposoby Lou :D
    Ciekawe co wymyśli Marcel, hmm...
    Życzę weny <3 /Jen

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy9:57 AM

    Świetne rozdział jak i opowiadanie. Zdecydowanie będę zaglądać tutaj częściej.
    Jejku nareszcie Harry i Melody na randkę! Ja pierdziele zaczynam ich shippować!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Dużo weny życzę :) ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy6:19 PM

    Świetny!
    Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy6:49 PM

    Jej nareszcie Harry i Melody na randkę idą!
    Nie mogę się doczekać!
    Życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahaha! dobry rozdział :D Kocham Mel <3

    OdpowiedzUsuń