sobota, 20 września 2014

Chapter 28

Pov. Melody
 
    Siedziałam z moimi dziewczynami w naszej kawiarni. Brakowało mi takich wypadów. Tylko my trzy. Bez osób trzecich. Żadnych chłopaków, innych koleżanek, kuzynek. Już nie pamiętam kiedy
tak ostatnio siedziałyśmy. W tym momencie powinnam być zrelaksowana i szczęśliwa a nie nerwowo tupać nogą.
  -Poważnie?-zapytała Elena
-No tak. Wczoraj zadzwonił i powiedział to tak jakby to nie była żadna wielka rzecz-przytaknęłam. Opowiadałam dziewczynom w jaki to sposób Marcel powiedział mi że jego mama chce mnie poznać.
-Może dla niego nie jest- stwierdziła brunetka odstawiając swoją filiżankę i wzruszając ramionami
-To źle?-zapytałam niepewnie
-Cóż. Skoro powiedział to tak lekko. Może nie przejmuje się jej opinią...
-To by raczej nie chciał bym ją bliżej poznała - przerwałam jej
-Może ona chciała?- zapytała Rose
-Druga opcja?-zapytałam obracając naczynie w dłoni
- Może się tym nie przejmuje- El upiła łyk herbaty
-Mam poznać jego mamę, poważnie, to poważne. Zdecydowanie jest się czym przejmować- wyjaśniłam
-Może wie że Cię polubi i się tym nie stresuje- Mollow wzruszyła ramionami
-Kochana, za każdym razem jak do niego przychodziłam ta kobieta patrzyła na mnie jak ty na tą Red!
-Za co ona tak Cię nienawidzi?-zapytała skrzywiona. Zaśmiał się z praktycznie bezpodstawnej nienawiści przyjaciółki.
-Jest grupą od którego jej syn chciał uciec- powiedziałam i smutno się uśmiechnęłam
-Zadaje się tylko z Tobą. A jedna osoba to nie grupa- zauważyła Rose. 
    Zależało mi na tym by mama chłopaka mnie polubiła. Nie sądzę by to wpłynęło jakoś na nasz związek. Ale miło by było mieć aprobatę jego matki. Chociaż by dlatego że brunet jest z nią zżyty
i polega na jej opinii. Chcę by uważała mnie za odpowiednią dla niego. No i chcę akceptacji.
-Nie pomagasz- jęknęłam
-Wybacz. Słuchaj, jestem pewna że Cię polubi. Bywasz miła i masz śliczny uśmiech. Robisz dobre pierwsze wrażenie. Wszyscy chcą się z Tobą zadawać to czemu ona by nie chciała?-zapytała Elena.
Walnę ją. Zaraz to zrobię. Serio. 
-Nie wydaje mi się by na to patrzyła- powiedziałam z udawanym smutkiem. Bo, poważnie czyją mamę interesuje status społeczny?
-Każdy na to patrzy-wtrąciła Ro. A ja po raz kolejny mam ochotę kogoś walnąć.
-Zresztą, co się przejmujesz. Nie wydaje mi się by ta wizyta zmieniła jego zdanie na Twój temat. Nawet jeśli jego mama Cię nie polubi. Nic się nie stanie. Widać, że traktuje wasz związek poważnie, więc nie zrezygnuje z Ciebie, przez brak akceptacji jego mamy- Uwielbiam to że Elena chce dopingować ludzi. Dobrze dla niej. No i ludzi. Ale czemu ona nie rozumie że ja potrzebuje tej akceptacji? Potrzebuje tego cholernego "Marcel, lubię Twoją dziewczynę" . 
-Jak mam się tam zachowywać? No wiesz co robić by spodobać się czyjemuś rodzicu? Co mówić? Jak się ubrać? Jak zachowywać? Jeżeli ubiorę coś białego a jego mama nie będzie lubiła tego koloru?-głupio zadawałam pytania, próbując zmienić jakoś temat
-Po pierwsze- przerwała mi El- każdy lubi biel. Po drugie, nie mam pojęcia żaden chłopak nie przedstawiał mnie jeszcze swojej rodzinie- wzruszyła ramionami- O mój boże! To jest na prawdę poważny związek! A ty na prawdę go lubisz, bo się tym tak przejmujesz! Boże, Harris to poważne!- nagle zdała sobie z tego sprawę. Gratuluję Ci Mallow!
-Cały czas wam to powtarzam- jęknęłam
-Jesteś z nas pierwsza-uśmiechnęła się brunetka
-Nie, Mikey przedstawił mnie swoim rodzicom, byłam z nimi na kolacji. Nasz związek też był poważny- powiedziała pewnie Rose
-Mikey jest gejem-oznajmiła jej El
-Wtedy nie był- broniła się
-Cóż, poznał Ciebie i zdał sobie sprawę że jednak woli chłopców. Powinien być Ci wdzięczny- powiedziała Elena, ze złośliwym błyskiem w oku i fałszywie się uśmiechnęła.
- No i nie byliście w związku- postanowiłam dodać
-Byliśmy- upierała się
-Rose, nie- spojrzałam na nią spojrzeniem 'tak było, przestań się oszukiwać'
-Mówcie sobie co chcecie- To właśnie jedna z rzeczy która jest dobra dla Linton. Ignorowanie plotek na swój temat, nie przejmowanie się opinią innych na temat jej charakteru, inteligencji czy elokwencji oraz bogaci rodzice i spadek, zabezpieczający jej przyszłość.
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i nie musiałam patrzeć by wiedzieć, że Elen'a zrobiła to samo.
-Ok, dziewczyny więc zgodnie z naszymi zasadami, od dziś nie lubimy Kate Johnson-oznajmiła El. Schodząc tym z tematu mnie i Marcela.
-Nosi kratkę z paskami?-zapytała Rose, krzywiąc się zapewne na samą myśl o tym połączeniu
-Kiedyś to było modne-wtrąciłam
-Modne nie znaczy ładne- oznajmiła El.
Tak, powiedziała dziewczyna, która podczas deszczu wyszła w zasłonie prysznicowej, gdyż
'to jest modne' -W każdym bądź razie, nie lubimy dziewczyn kochających się w naszych chłopaka czy crush'ach, pamiętacie?- Okey, nie zeszliśmy z tego tematu i w porządku, wymyśliłyśmy to jakoś sto lat temu, ale od dobrego roku żadna się już tego nie trzyma. Bo gdybyśmy to robiły na pewno nie siedziałybyśmy tu teraz w trójkę.
Naprawdę, nie chcę wymieniać sytuacji, w których Elena Mallow podrywała Louisa Tomlinson'a. Lub sytuacji, w których ja Melody Harris, podrywałam Brad'a McCall'a, byłego chłopaka Ro, wtedy aktualnego, albo sytuacji gdzie Rose Liton podrywała Shwan'a Bell, w którym Elena odwiecznie się kocha i który odwiecznie ją ignoruje. Naprawdę nie chcę.
-I tak z nią nie gadam. Jest denerwująca- oznajmiła Rose i obejrzała się za siebie
-Szukasz kogoś?-zapytałam. Bo skoro Elena, odwołała się do 'starych zasad' to wydaje mi się że nadal one nas obowiązują.
Z tego co pamiętam, jedną z nich jest mówienie sobie nawzajem wszystkiego. Zero tajemnic.
Nawet gdyby to miała zranić. Cóż, zwłaszcza wtedy. No bo, kto przegapi okazję na zranienie takiej suki?
A Rose ewidentnie kogoś szuka, bo ona nigdy nie patrzy za siebie. Ok, nie chodzi o te zasady jestem po prostu byt ciekawa.
-Nie, miałam tylko wrażenie że ktoś mnie obserwuje- uśmiechnęła się. Kłamca. 
-Nie ważne. Och i co zrobimy z jej należeniem do drużyny?-zapytała brunetka
-Dziewczyny, jest ok, nie ma się czym martwić. Porównajcie ją sobie do mnie nie ma szans.
A jakby coś się działo, to zawsze możemy sprawić by sama odeszła- uśmiechnęłam się i dopiłam herbatę.
Zdecydowanie powinnam znaleźć ten stary zeszyt z tymi zasadami. Zdecydowanie.
Przybrałam zainteresowany wyraz twarzy wpół słuchałam jak Elena opowiada jak to fajnie, było ostatnio na stadionie.
Nigdy nie lubiłam tam przebywać, w miarę możliwość starałam się tam nie chodzić.
Mogłaś tam w ogóle nie chodzi.
Tak, ale wszyscy fajni tam chodzili. Będą tam raz na jakiś czas automatycznie stawałeś się fajniejszy.
-Po co ona tam przyszła?-wyłapałam pytanie Rose
-Nie wiem. Pewnie za Lou się przywlekła czy coś-mruknęła ze znużeniem jasna brunetka.
Chyba powinnam zacząć słuchać.
-Bez sensu, to w takim razie czemu cały czas siedziała kilka siedzeń dalej od wszystkich ?- zdziwiła się Ro
Zdecydowanie powinnam zacząć słuchać.
-Może myślała, że Louis się nią zajmie?-zaśmiała się- Nie wiem, w każdym bądź razie, Cox zwinął bratu jakiś nowy towar. Josh zaciągnął Lou i cóż, przypomniał sobie o swojej Jenny kilka godzin później-zaśmiała się zwycięsko.
Mam ochotę ją uderzyć. 
Chociaż, bardziej jego. 
Jeżeli poważnie zostawił Jen samą na tym stadionie. 
To go skrzywdzę. 
Dzięki, Marcelowi przekonałam się do dziewczyny, choć to nie chodzi to. Siedzenie tam jest straszne same w sobie, a samemu to już w ogóle.
Idiota.
Nie słuchając dalej, wysłałam chłopakowi wiadomość, jednak przed tym zmieniłam jego nazwę w kontaktach. Tamta była nieodpowiednia. Tak.




Pov. Jen

Patrzyłam na chłopaka stojącego przede mną. Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić. Zapomnieć o tym, jak stracił moje zaufanie. Chcę by było dobrze. Nie mam dużego, znaczy nie mam żadnego doświadczenia w związkach, ale jestem pewna że tak nie można tego załatwić. Nie mogę mu się rzucić na szyję.
Chociaż tak bardzo chcę. 
Nie mogę. 
Nie. 
Staliśmy tak dłuższą chwilę, w milczeniu, patrząc na siebie. Brakowało mi możliwości spojrzenia
w jego oczy...
STOP. 
-Hej-powiedział zachrypniętym głosem- Możemy pogadać?-zapytał odchrząkając.
Pokiwałam głową i nic nie mówiąc, otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka.
Nie odzywaj się niech wie, że jesteś zła.  
-Jesteś sama w domu?-zapytał. Przytaknęłam. -Boże, Jenny-westchnął- Tak, bardzo Cię przepraszam. Nie wiem, jak mogłem być tak nieodpowiedzialny, tak zawalić. Nie mam pojęcia. I nie będę się niczym usprawiedliwiał. Bo co Ci powiem? Zanieśli mnie? Byłaś tam, widziałaś, że nie. Nie będę kłamał, bo po co? To po prostu moja wina. Nie mogę nic wymyślać. Nie powinienem był Cię zostawiać chociażby na chwilę. Ja, w ogólnie nie powinienem tam być, tym bardziej z Tobą. Tak mi przykro. Nie mam pojęcia po co to zrobiłem? Ale...znowu poczułem tą potrzeba bycia kimś, wiesz mieć ten status społeczny, wrócić do swojej szkolnej pozycji. Kiedy my już wracaliśmy...no wiesz tam na ławki Clark, ten duży z tatuażami, powiedział, że już myślał że stałem się jakąś nudną cipą. Zaśmiałem się w tedy i powiedziałem, że zawsze taki będę. Cóż, dziewczyny krzyknęły że 'mamy Lou z powrotem'. Podobał mi się to. Zawsze chciałem by mnie lubili, mieli za wyluzowanego gościa, który nie przejmuje się konsekwencjami, nie przestrzega zasad i nie boi się wylądować w areszcie. Byłem, jestem zadowolony, że tak myślą, bo jestem taki. Chociaż w połowie. Wiesz jestem wyluzowany, zasady nie są dla mnie, nie obchodzą mnie żądne kary i byłem już kilka razy w areszcie. Od zawsze liczyło się to oraz to jak bardzo jestem popularny. I tamtej nocy czułem, że byłem jeszcze bardziej. Zawsze robiłem wszystko by być sławniejszy w tej szkole, mieście. To się liczyło. Ale kiedy zauważyłem, że Cię nie ma, to wszystko przestało mieć znaczenie. To mnie już...nie cieszyło, to nie miało sensu. Gdy mi powiedzieli, że wyszłaś od razu wybiegłem. Pewnie znowu coś o mnie pomyśleli, ale nie dbam o to. Nie było Cię i to była moja wina. Wyklinałem całą drogę do Ciebie. Ale gdy dobiegłem było ciemno, więc nie chciałem Cię budzić. Nie byłem też do końca trzeźw, a nie wydaje mi się byś chciała mnie takiego widzieć. No i zdałem sobie sprawę, że po co mi ten głupi status społeczny, skoro nie ma w nim Ciebie. Jesteś w tym wszystkim najlepszą częścią. Odkąd Cię poznałem chętnie chodzę do szkoły. Byle tylko Cię zobaczyć. Od początku to robiłem. Szukałem Cię wzrokiem na korytarzu, w stołówce. Byle tylko Cię zobaczyć.
Jak w pierwszej chwili miałem ochotę zabić tego idiotę od angielskiego, tak następnego dnia chciałem go na rękach nosić. Sprawiłaś, że nie opuszczałem lekcji. Polepszyłaś mi frekwencję-zaśmiał się lekko- Ale to nie ma teraz znaczenia. Sprawiasz, że się uśmiecham. Tak szczerze i często nie świadomie. Jesteś moim szczęściem, powodem do uśmiechu. Masz mnie całego. Tak szybko mną zawładnęłaś.
I wiem, że teraz sam sobie nie poradzę. Potrzebuje Cię. Nie wiem co mogę zrobić byś mi wybaczyła, byś mi ponownie zaufała. Nie mogę być bez Ciebie. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Tak bardzo, że mnie to przerasta.
Jesteś niezwykła. Dla innych możesz być przeciętna, zwyczajna, ale nie dla mnie. Dla mnie jesteś niesamowita, poważna lecz zwariowana. Szalona lecz twardo stąpająca po ziemi. Mądra lecz nieprzemądrzała. Śliczna lecz nie pusta i egoistyczna. Skromna, uczciwa, zabawna, słodka, urocza. Jen, dla mnie jesteś perfekcyjna. Uwielbiam Cię i każdą Twoją cząstkę.
To głupie, ale jakoś nie wyobrażam sobie by to mógłby być koniec. Powiedz mi że nie chcesz bym znikał z Twojego życia, powiedz że chcesz mnie widywać, Jen- zakończył swój monolog. Odetchnął, ale ramiona nadal miał napięte.
Płacze. 
To są dosłownie najpiękniejsze słowa świata. 
Kocham Go. 
-Chcę Cię widywać i nie chcę byś znikał z mojego życia-powiedziałam przez łzy. Brunet odetchnął
z wyraźną ulgą. Podszedł do mnie i objął w tali, wtulając nos w moją szyję. Płakał. Oboje płakaliśmy.
-To było piękne-szepnęłam, bojąc się że gdy powiem to głośniej to zepsuje nastrój.
-To była prawda- odszepnął. Jak tu go nie kochać? 
Odsunął się ode mnie minimalnie, prawą rękę przeniósł na mój policzek. Kciukiem ścierał łzy, palcem wskazującym kreślił kółka za uchem. Nachylił się i delikatnie musnął moje wargi. Splotłam swoje dłonie na jego karku, delikatnie bawiąc się jego włosami.
-Tęskniłem- wyszeptał pomiędzy pocałunkami.
W tym momencie zapomniałam. Nic innego nie miało znaczenia poza tym cudownym chłopakiem
i tymi przepięknymi słowami, które przed chwilą usłyszałam.
 
-Teraz poważnie muszę unikać Melody-powiedział Louis. Siedzieliśmy u mnie w pokoju, rozmawialiśmy a jakiś mało interesujący film leciał w tle.
-Dlaczego?-zmarszczyłam brwi
-Chce mnie pobić-powiedział poważnie, na co się zaśmiałam-Ona poważnie może to robić-oznajmił
a ja przestałam się śmiać
-Czemu miałaby to zrobić?-zapytałam
-W zemście..
-Jakiej zemście?-powiedziałam zaniepokojona. Ich coś kiedyś łączyło i najwidoczniej dalej się kontaktują. Co jest przecież ok, bo ona jest z Marcelem i jest koleżanką Lou. Ale nic nie poradzę na to że jestem zazdrosna i przy niej niepewna. Ona jest przecież taka śliczna i ma idealną figurę, ludzie ją lubią i każdy chcę się z nią przyjaźnić. Nie jestem do niej porównywalna.
 "Dla mnie jesteś perfekcyjna" 
-Dowiedziała się, że Cię zostawiłem na tym stadionie-powiedział cicho- Jest sceptycznie nastawiona do tego miejsca. Widocznie nie spodobało jej się, że Cię tam zabrałem i na dodatek zostawiłem.
Mi zresztą też nie-mruknął
Stanęła w mojej obronie? Melody Harris chce mu dokopać dla mnie? Powiedziałaby, że to słodkie ale chyba mi nie wolno.
-Jesteś pewien, że jest się czym martwić?-zapytałam lekko unosząc brwi
-Tak. Ona potrafi być groźna- pokiwał głową
-Zmasakruje Ci twarz i co Ci wtedy zostanie?-zapytałam z udawanym przejęciem
-Ty-pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niego a mój żołądek wykonał kilka koziołków.
-No nie wiem-zaśmiałam się- Ale skoro ja Ci wybaczyłam, to ona chyba Ci już nic nie zrobi-wzruszyłam ramionami
-Nic nie wiesz. Zrobi- powiedział przerażony. I, chwila, on się serio bał?
-Boisz się jej?-zapytałam zdziwiona
-Trochę. Cóż, bardziej kolegów jej brata i faktu, że zawsze się z nimi biła.
-No to masz problem- cmoknęłam
-Napisz Marcelowi by wybił jej to z głowy-wypalił
-Co?-zaśmiałam się- Sam mu napisz
-Nie mam jego numeru, nie gadam z nim. Poza tym Ciebie posłucha-wymienił
-To głupie-powiedziałam
-Jesteś moją dziewczyną. Powinnaś się o mnie martwić-zarzucił mi.
-Martwię. Ale chyba sobie zasłużyłeś- zaczęłam się droczyć
-Jenny, ja teraz naprawdę się boję- jęknął
-Ok, dobra napisze do niego. Nie sraj- wywróciłam oczami
-Dziękuje-wtulił się we mnie





5 komentarzy:

  1. Anonimowy9:46 PM

    Cudowny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwww*-* Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy6:28 PM

    Omg kocham cie dziewczyno za to opowiadanie! Z niecierpliwoscia czekam na next ~xoxo~

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział ? Wesołych Świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste, ale strasznie długo nie dodajesz... Poza tematem...
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award!
    Gratuluję ♥
    więcej informacji na: hope-nadzieja-umiera-ostatnia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń