(Jen i Marcel ich punkty widzenia są kilka dni wstecz ;})
pov. Jen
Myślał o niej. Nie wiem powinnam być teraz zazdrosna? Wściec się o jego bezpośredniość? Nawet nie byliśmy razem, a ja sama nie byłam lepsza. W mojej głowie był tylko ON. "Lou, Lou, Lou". On zawładną moimi myślami. Tylko on, zostawiając mało miejsca na inne rzeczy. Przy nim, wszystko inne traciło znaczenie. On był najważniejszy.
Jestem śmieszna. Zakochałam się w chłopaku z "wyższej ligi". Już wiem co czują wszystkie fangirls. Z różnicą że ja mogę co widywać codziennie. Ale i tak jest dla mnie nie osiągalny. I prawdopodobnie nigdy nie będzie. W sumie nie ma żadnego "prawdopodobnie" tak się nie stanie. Chyba że świat stanie na głowie. Uggh..błagam niech stanie!
Mówię mu wszystko, stał się on moim pamiętnikiem. O dziwo ostatnio się przekonałam że jednak mnie słucha. To co mi wtedy powiedział, było najpiękniejszą rzeczą w moim życiu. Może i czytałam "lepsze" motywacje, ale dla mnie ta była najlepsza. Była specjalnie dla mnie, od specjalnej osoby. Codziennie w głowie odtwarzam jego słowa. Od nowa i od nowa. Sama nie mogę uwierzyć że wypowiedział je mój Louis. Właściwie nie mój, niestety, nie mój. Ale Lou, który, nie oszukujmy się, inteligencją nie powala.
Jestem zamknięta w sobie, na ogół z nikim nie rozmawiam. Są wyjątki, gdy widzę że ktoś tego potrzebuje. Ale zwykle ma on wokół siebie przyjaciół, którzy są chętni do rozmowy. A jak nie, to ja zawsze jestem.
Przy nim jestem inna. Odważna. Jestem po prostu sobą, taka jaka zawsze chciałam być. Mogę być sobą, tą lepszą wersją, tak mi się przynajmniej wydaje że lepszą. Przy nim zapominam o upodobnianiu się do innych, upodabniam się do siebie.
On dodaje mi szansę na szczęście, siłę do walki, i nadzieję na życie w pełni.
Ale czy jak skończymy ten projekt to on zostanie? Czy mnie zostawi? Tego boję się najbardziej. Że moje światło mnie zostawi. Coś mi się nie wydaje, żeby zechciał się ze mną przynajmniej kolegować. Choć mam taką nadzieję, i cicho na to liczę. Jest to mało prawdopodobne, ale nadzieja umiera ostatnia. Muszę być pozytywnej myśli. Nie mam jeszcze planu, ale on musi zostać. Nie może odejść.
Ale on jest z Mel. Tak bardzo jej nie lubię. Ma Lou. To wystarczy by jej nie znosić.
Jest to jedyna rzecz, której jej zazdroszczę. Jak połowa dziewczyn.
-Marcel?-zapytałam dość głośno, by wyrwać chłopaka z zamyślenia.
-Tak?-zapytał
-Co ty na to byśmy...udawali parę?- zapytałam przygryzając wargę. "Coś ty powiedziała?". Sama byłam równie zaskoczona tym co powiedziałam. Sądząc po odgłosie, telefon chłopaka zaliczył bliskie spotkanie z podłogą. Oczy mu się powiększyły, a z ust wydobyło się długie, zdziwione "co?"
-No wiesz...Możemy...sprawdzić...Czy..Ech..no nie wiem..Nie ważnie to głupie...No bo przecież...To Lou...No i Melody....Nic-skończyłam się jąkać
-Nie, czekaj. Można spróbować...-zaczął. Uff, nie zbłaźniłam się, aż tak. Ale czy to nam coś da? Czy to zmieni naszą pozycję? Zawsze można spróbować. No ale w końcu to oni, nas umówili. Że mnie i Marcela. Więc czemu mieli by być "zazdrośni". Czy od tego czasu coś się zmieniło? I czy Marcel mnie zrozumiał?
-Tak, to co na tej dyskotece?-zapytałam niepewnie
-Tak-zgodził się sięgając po swój telefon. Tak, chyba zrozumiał. Czuję się dziwnie. Mam ochotę zwiać, jak zawsze gdy zaczyna się coś "dziać".
-No więc ustalone. Muszę już iść-powiedziałam i szybko wstałam. Pędem rzuciłam się do drzwi. Musiało to wyglądać dziwnie, ale cóż i tak jestem uważana za wariatkę. Jedno głupie zachowanie tu czy tam, nie zrobi mi różnicy.
Pov. Marcel
Podniosłem telefon z ziemi, a Jen już nie było. Rozpłynęła się w powietrzu? Nie to niemożliwe. Pewnie uciekła. No cóż, nie miałem jej tego za złe. Stało się dość niezręcznie. Ale żeby tak bez słowa. No cóż, skończyłem pisać z Mel, i wyszedł na ten mróz.
Mamy nie było w domu, więc nie musiałem się śpieszyć. "I tak byś się nie śpieszył". Może zostało coś z dawnego Stylesa? "No oby, bo teraz jesteś ciotą". Zaśmiałem się. Sam z siebie. To zdecydowanie nie jest normalne.
Pierwsze co zrobiłem po wejściu to włożenie głowy pod kran. Mam dość tego żelu.
Czasami tęsknie za dawnym życiem. "Masz je w każde soboty".
Zamiast szlajać się do późnej nocy na dworze, to siedzę i się uczę. Może porobił bym coś innego, ale zwykle nie ma co. Zanim się przeprowadziłem i zacząłem, być "kujonem", każdą wolną chwilę spędzałem z kumplami. Nie robiliśmy nic, co bym mógł robić teraz, sam. Brakuje mi tego, choć wiem że teraz jest lepiej. "Pod jakim względem?", nie ma tej fałszywości. Na przykładzie Mel, widzę co by się ze mną stało, gdybym tam został.
Znajomym wkręcam, że tu debile i że się z nikim "bliżej" nie zadaje. Właściwie to ja się nawet "dalej" z nikim nie zadaje. No chyba że liczyć Jen i Melody. Moje "historie" są nawet prawdziwe. No cóż wydarzyły się naprawdę, ale nie przeze mnie, tylko na mnie. Ale to nie zawsze.
Szczęście w nieszczęściu że co dwa, trzy dni rozmawiam z dawnymi "przyjaciółmi" przez skaypa. Teraz widzę jakie z nich dupki. A połowa szkoły jest w nie wpatrzona. Ale tak jest wszędzie. I tego nie zmienię.
-Cześć geju- powitał mnie Jai
-Hej-mruknąłem bawiąc się telefonem.
Chłopaki zaczęli coś tam gadać o imprezach. "Te tyłki, bosz tyle cipek". Udawanie że mnie to interesuje wychodziło mi całkiem nieźle. Udało mi się nawet ukryć obrzydzenie.
Cały facebook, zawalony był informacjami o WIELKIEJ imprezie u Harrisów. Jestem ciekawy czy Mel wie.
-Stary co ty tak w telefon wpatrzony-zaśmiał się Smith-Pewnie z jakąś laską piszesz-na jego usta wkradł się TEN uśmieszek
-Tak-uśmiechnąłem się, udając że mnie rozgryzł. "Ech, ta moja popularność"
Nie mogłem się powstrzymać i napisałem Mel, czy o tym wie. Nie czekałem na odpowiedź, wiedziałem że nie nadejdzie. No cóż, spodziewałem się tego. "Jej limit pisania ze mną się wyczerpał". Rzuciłem telefon na łóżko i wsłuchiwałem się w historie chłopaków. Czy tylko ja nie widzę nic śmiesznego w skopaniu jakiegoś dobrze uczącego się chłopaka? "Dobrze uczącego się? Serio, Styles". Pomimo iż mnie to nie śmieszy, i tak się śmiałem. Po ich monologu, "opowiedziałem" im jakąś bajkę, którą bez problemu łyknęli.
Powiedzieli że w ich klasie jest jakiś nowy. Podobno "spoko" i teraz się z nim trzymają. Zapewnili że go polubię, jak przyjadę w niedzielę. Czułem się...zastąpiony. Nie podobało mi się ale i tak "cieszyłem" się na poznanie nowego.
-Kurde chłopaki ktoś puka, muszę kończyć-powiedziałem i się rozłączyłem. Nałożyłem okulary, by choć trochę przypominać, mieszkającego tu chłopaka.
Zdziwiony otworzyłem drzwi, a jeszcze bardziej zdziwił mnie widok osoby za nimi. Ona. Stała tam dygocząca w dresie i z psem na rękach...
sobota, 28 grudnia 2013
niedziela, 22 grudnia 2013
Chapter 14
Pov Mel.
Gdy drzwi do pokoju zaczęły się otwierać rzuciłam pamiętnik pod łóżko. Josh. Och, jeszcze tego mi brakowało. Śmiejącego się ze mnie brata.
-Mela?-zapytał delikatnie.
-Co- mruknęłam, słabo choć z nutą złości i wrogości
-Co się stało?-zapytał troskliwie. "Nie rozumiem czemu się martwi"
-Nic-przewróciłam oczami i nakryłam się kołdrą. Ostatnie czego chcę to opowiedzenie komuś o moich uczuciach. Jakich uczuciach? Moje życie jest na pozór idealne, bez trosk, żalu i jedyne problemy, to wycofanie ze sprzedaży ulubionego pudru, zerwanie z chłopakiem czy nieudane farbowanie. I do nie dawna tak było.
Brat położył się obok mnie, troskliwie obejmując ramieniem. Nie wiem czemu ale pomogło. Nigdy nie potrzebowałam bliskości, radziłam sobie bez niej. Albo tak mi się wydawało, bo jej nie znałam.
Wtuliłam twarz w jego ramię, i cicho załkałam. Zrobiłam cicho, choć chciało mi się wyć. Chciałam krzyczeć, wyżyć się, bić, a nie cicho jęczeć. "Śmiej się głośno, płacz cicho"
-Wiem co Ci jest-oznajmił "Och, naprawdę"- Czujesz się osamotniona. Wiem jak to. Kiedy nie masz z kim pogadać. Kiedy nic...
-Nie-przerwałam mu- Tu nie o to chodzi. Chodzi o Marcela..
-O chłopaka?-zdziwił się. Czy to takie dziwne że mam uczucia i mogę być zraniona-To dziwne-zaśmiał się
-Czemu?
-Nigdy nie widziałem byś się przejmowała chłopakiem, a co dopiero przez niego płakała.....To musi być poważne-dodał po chwili zdając sobie sprawę z tego, że coś jest bardziej niż nie tak.
-Może jest, może nie-mruknęłam bez uczuć
-Co on ci zrobił?-zapytał. No tak bardzo ciekawe co marny kujon może zrobić takiej diwie.
-Właściwie to nie wiem, znaczy nie jestem pewne. To może być nie prawda, a może jednak..Chodzi o to że prawdopodobnie chodzi z taką Jen-pociągnęłam nosem
-Jen?-powtórzył.
-Tak, ona prawdopodobnie podoba się Louisowi
-Czyli, ty i Louis zerwaliście?-zapytał ze zmieszaniem
-Nie-powiedziałam i właśnie zdałam sobie sprawę jakie to pokręcone. Moje chodzenie z Lou jest na pokaz, ale to jednak chodzenie, jemu podoba się Jen a mi Marcel. Jen podoba się Marcel a ona jemu. Błędne koło.
-Załóżmy że rozumiem-powiedział i mocno mnie przytulił z nadzieją że pomoże. Pomogło? Tak. Dziwne ale tak. Czuję się lepiej.
Ogółem jestem dumna z ostatnich kilku tygodni. Zaczęłam dostrzegać świat. Zdałam sobie sprawę, a raczej dopuściłam to do siebie, że nie wszystko kręci się wokół mnie. Zaczęłam dostrzegać innych, inne wartości i różne rzeczy nabrały nowego znaczenia. Ale czy to Jego zasługa? Czy to po prostu wola Boga?
Po raz pierwszy spędziłam tak sobotę. Po raz pierwszy cały dzień siedziałam w domu, i po raz pierwszy od dłuższego czasu płakałam. Nawet nie mam pewności czy są razem. Ale to tak bardzo boli. Ten widok, który ciągle mam w głowie. Jak zamykam oczy to widzę ICH. Jasne, że mogłabym się zapytać Marcela wprost ale nie. Jeszcze pomyśli że mi zależy, albo że jestem zazdrosna. W sumie to tak jest ale on nie musi wiedzieć. Poczekam aż wszystko, cokolwiek to jest się wyda.
Pov. Marcel
Siedziałem z Jen w jakiejś małe kawiarni. Dziewczyna opowiadała o swoim dzieciństwie, co wcale nie było takie nudne, więc dlaczego nie słuchałem? Melody. Zaczęłam do mnie pisać o jakiś butach. Pomińmy dziwny fakt że do mnie napisała. Chodzi o to że bardziej interesują mnie jej rozsterki co do koloru buta, koszulki niż historie Jen. Rzeczy które były, są mi obojętnie, przestają gdy mówi o nich Mel. U niej to wszystko brzmi tak ciekawie. Nawet jej monolog o farbowaniu włosów na lato, był równie ciekawy co historia wojny pokojowej.
Ona jest taka inna. Niby taka sama jak większość "szkolnych księżniczek" a jednak nie. Dlaczego mówią o niej tak źle? Z tych pogłosek nic nie okazało się prawdą.
W mojej starej szkole, takie panienki były strasznie zarozumiałe, patrzyły na wszystko z góry i z odrazą. Były puste. Więc dlaczego tak bardzo mi się to podobało?
Wydaje mi się że Melody ostatnio coś się zmieniła. Nasz pierwszy dzień był pracy był taki, jakiego się spodziewałem. Siedziała jak a szpilkach w każdej chwili gotowa wyjść. Z miną krzyczącą "Jestem tu za karę". Przez pierwszy tydzień taka była. W kolejnych uległo to zmianie. Wydaje mi się że taka jest naprawdę, teraźniejsza Mel, to prawdziwa Mel, moja Mel.
-Marcel?-usłyszałem pytanie Jen, i zdałem sobie sprawę że za bardzo się zamyśliłem
-Tak
-Wszystko ok?-zapytała
-Tak, wybacz zamyśliłem się-powiedziałem tym kujonowatym głosem. Jest wkurzający. Zadziwiające, nowy wygląd, nowy głos, zachowanie i już nikt Cię nie lubi i nie chce znać. Jacy ludzie są powierzchowni. Ale sam tego chciałem.
Wystukałem Mel odpowiedź. Usłyszawszy śmiech Jen, sam zacząłem się śmiać
-Nie słuchasz mnie-oznajmiła
-Tak, przepraszam-przyznałem się, ale wcale nie było mi głupio ani przykro.
-O czym tak myślisz?-zapytała, a ja zanim zdążyłem to przemyśleć odpowiedziałem
-O Mel-rozszerzyłem oczy, wcale nie chciałem tego powiedzieć
-Aha-powiedziała. Nawet nie chcę wiedzieć co pomyślała.
Jen jest bardzo fajna, miła i uprzejma.
Jest normalną dziewczyną dobrze się uczy, jest posłuszna
rodzicom, dorabia jako opiekunka do dzieci. Czego chcieć więcej? Jest normalna. Właśnie a normalność nudzi.
Mel jest wybuchowa, w tak krótkim czasie tak dobrze ją poznałem. Wydaje mi się że nie zdaje sobie sprawy jak dużo mi mówi, może tego nie kontroluje. Jak pisze coś w zeszycie, to dość cicho mówi coś o sobie. O rodzicach, dzieciństwie, swoich fobiach, upodobaniach. Nie jest normalna co się wiąże z nie byciem nudną.
Z tego co mi opowiadała ma ogromną szafę, którą jak najbardziej chcę zobaczyć. Chociażby dlatego by zobaczyć jak bardzo myliłem się co do jej wielkości.
Jest po prostu wyjątkowa, nie znajdziesz takiej drugiej.
Może i kocha te swoje buty, chodzi w markowych rzeczach i jest zarozumiała ale taką ją kocham...
Gdy drzwi do pokoju zaczęły się otwierać rzuciłam pamiętnik pod łóżko. Josh. Och, jeszcze tego mi brakowało. Śmiejącego się ze mnie brata.
-Mela?-zapytał delikatnie.
-Co- mruknęłam, słabo choć z nutą złości i wrogości
-Co się stało?-zapytał troskliwie. "Nie rozumiem czemu się martwi"
-Nic-przewróciłam oczami i nakryłam się kołdrą. Ostatnie czego chcę to opowiedzenie komuś o moich uczuciach. Jakich uczuciach? Moje życie jest na pozór idealne, bez trosk, żalu i jedyne problemy, to wycofanie ze sprzedaży ulubionego pudru, zerwanie z chłopakiem czy nieudane farbowanie. I do nie dawna tak było.
Brat położył się obok mnie, troskliwie obejmując ramieniem. Nie wiem czemu ale pomogło. Nigdy nie potrzebowałam bliskości, radziłam sobie bez niej. Albo tak mi się wydawało, bo jej nie znałam.
Wtuliłam twarz w jego ramię, i cicho załkałam. Zrobiłam cicho, choć chciało mi się wyć. Chciałam krzyczeć, wyżyć się, bić, a nie cicho jęczeć. "Śmiej się głośno, płacz cicho"
-Wiem co Ci jest-oznajmił "Och, naprawdę"- Czujesz się osamotniona. Wiem jak to. Kiedy nie masz z kim pogadać. Kiedy nic...
-Nie-przerwałam mu- Tu nie o to chodzi. Chodzi o Marcela..
-O chłopaka?-zdziwił się. Czy to takie dziwne że mam uczucia i mogę być zraniona-To dziwne-zaśmiał się
-Czemu?
-Nigdy nie widziałem byś się przejmowała chłopakiem, a co dopiero przez niego płakała.....To musi być poważne-dodał po chwili zdając sobie sprawę z tego, że coś jest bardziej niż nie tak.
-Może jest, może nie-mruknęłam bez uczuć
-Co on ci zrobił?-zapytał. No tak bardzo ciekawe co marny kujon może zrobić takiej diwie.
-Właściwie to nie wiem, znaczy nie jestem pewne. To może być nie prawda, a może jednak..Chodzi o to że prawdopodobnie chodzi z taką Jen-pociągnęłam nosem
-Jen?-powtórzył.
-Tak, ona prawdopodobnie podoba się Louisowi
-Czyli, ty i Louis zerwaliście?-zapytał ze zmieszaniem
-Nie-powiedziałam i właśnie zdałam sobie sprawę jakie to pokręcone. Moje chodzenie z Lou jest na pokaz, ale to jednak chodzenie, jemu podoba się Jen a mi Marcel. Jen podoba się Marcel a ona jemu. Błędne koło.
-Załóżmy że rozumiem-powiedział i mocno mnie przytulił z nadzieją że pomoże. Pomogło? Tak. Dziwne ale tak. Czuję się lepiej.
Ogółem jestem dumna z ostatnich kilku tygodni. Zaczęłam dostrzegać świat. Zdałam sobie sprawę, a raczej dopuściłam to do siebie, że nie wszystko kręci się wokół mnie. Zaczęłam dostrzegać innych, inne wartości i różne rzeczy nabrały nowego znaczenia. Ale czy to Jego zasługa? Czy to po prostu wola Boga?
Po raz pierwszy spędziłam tak sobotę. Po raz pierwszy cały dzień siedziałam w domu, i po raz pierwszy od dłuższego czasu płakałam. Nawet nie mam pewności czy są razem. Ale to tak bardzo boli. Ten widok, który ciągle mam w głowie. Jak zamykam oczy to widzę ICH. Jasne, że mogłabym się zapytać Marcela wprost ale nie. Jeszcze pomyśli że mi zależy, albo że jestem zazdrosna. W sumie to tak jest ale on nie musi wiedzieć. Poczekam aż wszystko, cokolwiek to jest się wyda.
Pov. Marcel
Siedziałem z Jen w jakiejś małe kawiarni. Dziewczyna opowiadała o swoim dzieciństwie, co wcale nie było takie nudne, więc dlaczego nie słuchałem? Melody. Zaczęłam do mnie pisać o jakiś butach. Pomińmy dziwny fakt że do mnie napisała. Chodzi o to że bardziej interesują mnie jej rozsterki co do koloru buta, koszulki niż historie Jen. Rzeczy które były, są mi obojętnie, przestają gdy mówi o nich Mel. U niej to wszystko brzmi tak ciekawie. Nawet jej monolog o farbowaniu włosów na lato, był równie ciekawy co historia wojny pokojowej.
Ona jest taka inna. Niby taka sama jak większość "szkolnych księżniczek" a jednak nie. Dlaczego mówią o niej tak źle? Z tych pogłosek nic nie okazało się prawdą.
W mojej starej szkole, takie panienki były strasznie zarozumiałe, patrzyły na wszystko z góry i z odrazą. Były puste. Więc dlaczego tak bardzo mi się to podobało?
Wydaje mi się że Melody ostatnio coś się zmieniła. Nasz pierwszy dzień był pracy był taki, jakiego się spodziewałem. Siedziała jak a szpilkach w każdej chwili gotowa wyjść. Z miną krzyczącą "Jestem tu za karę". Przez pierwszy tydzień taka była. W kolejnych uległo to zmianie. Wydaje mi się że taka jest naprawdę, teraźniejsza Mel, to prawdziwa Mel, moja Mel.
-Marcel?-usłyszałem pytanie Jen, i zdałem sobie sprawę że za bardzo się zamyśliłem
-Tak
-Wszystko ok?-zapytała
-Tak, wybacz zamyśliłem się-powiedziałem tym kujonowatym głosem. Jest wkurzający. Zadziwiające, nowy wygląd, nowy głos, zachowanie i już nikt Cię nie lubi i nie chce znać. Jacy ludzie są powierzchowni. Ale sam tego chciałem.
Wystukałem Mel odpowiedź. Usłyszawszy śmiech Jen, sam zacząłem się śmiać
-Nie słuchasz mnie-oznajmiła
-Tak, przepraszam-przyznałem się, ale wcale nie było mi głupio ani przykro.
-O czym tak myślisz?-zapytała, a ja zanim zdążyłem to przemyśleć odpowiedziałem
-O Mel-rozszerzyłem oczy, wcale nie chciałem tego powiedzieć
-Aha-powiedziała. Nawet nie chcę wiedzieć co pomyślała.
Jen jest bardzo fajna, miła i uprzejma.
Jest normalną dziewczyną dobrze się uczy, jest posłuszna
rodzicom, dorabia jako opiekunka do dzieci. Czego chcieć więcej? Jest normalna. Właśnie a normalność nudzi.
Mel jest wybuchowa, w tak krótkim czasie tak dobrze ją poznałem. Wydaje mi się że nie zdaje sobie sprawy jak dużo mi mówi, może tego nie kontroluje. Jak pisze coś w zeszycie, to dość cicho mówi coś o sobie. O rodzicach, dzieciństwie, swoich fobiach, upodobaniach. Nie jest normalna co się wiąże z nie byciem nudną.
Z tego co mi opowiadała ma ogromną szafę, którą jak najbardziej chcę zobaczyć. Chociażby dlatego by zobaczyć jak bardzo myliłem się co do jej wielkości.
Jest po prostu wyjątkowa, nie znajdziesz takiej drugiej.
Może i kocha te swoje buty, chodzi w markowych rzeczach i jest zarozumiała ale taką ją kocham...
sobota, 14 grudnia 2013
Chapter 13
Pov. Mel
Jen. Szła. Z. Marcelem. Za. Rękę. .Ona Go. Dotyka.
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, tak jak i spojrzenie mordu. Musiałam dziwnie wyglądać. Dziwny, sztuczny uśmiech na pół twarzy i oczy zmrużone jak u chińczyka. Uśmiechnęłam się słodko, tak mi się przynajmniej wydawało, jak tylko 'para' podeszła bliżej. Przywitaliśmy się i usiedliśmy. Zdecydowanie w złych miejscach. Po pierwsze siedziałam na przeciwko Jen, gotowa w każdej chwili rzucić się na nią i jej zniszczone włosy. Nie dlatego że buty które założyła, kompletnie nie pasują do reszty. Po drugie, Marcel i ONA siedzieli koło siebie, zdecydowanie za blisko siebie. Za blisko. Po trzecie Lou się zdenerwował i zaczął się pocić. Z chęcią bym się od niego odsunęła, podając za powód jego potliwość, ale no cóż na ogół dziewczyna nie odsuwa się od swojego chłopaka.
-A więc...Co tam nowego?-zapytałam, wysilając się na uśmiech. Oboje wzruszyli ramionami. Tu nie chodzi o to że nie lubię jak mi się nie odpowiada na pytania, tylko o to że nie pomagają mi podtrzymać rozmowy.
-Nic, specjalnego-powiedział Marcel.
-Idziemy tańczyć?-zapytałam, nie wiem w sumie kogo. Patrzyłam na Marcela i miałam nadzieję że to on się zgodzi.
-Chodź-Lou wyciągnął do mnie rękę. Mam dziwne przeczucie że nie miał on ochoty na nich patrzeć równie mocno co ja.
Stanęliśmy na środku parkietu, jak na "gwiazdy" przystało. Chłopak złapał mnie w tali i splótł nasze palce. Co jak co ale tancerzem to Louis jest świetnym. Co jest przydatne. Bo ze mnie marna tancerka.
-Myślisz że oni są razem?-zapytałam łamiącym się głosem. Potrafię grać. Udawać obojętną i nieczułą. Ale teraz jakoś nie mogłam.
-Nie wiem. Oby nie-odpowiedział. Miałam ochotę wrócić do domu. Leżeć w łóżku, słuchać smutnych piosenek i płakać. Na razie nie mam ochoty wiedzieć co jest pomiędzy Jen a Lou. Może to samo co między mną i Marcelem. Czyli jedno wielkie NIC.
Pov Jen
W pośpiechu sprzątałam pokój. Na ogół w życiu bym się nie ruszyła do sprzątania, i to w dodatku tak szybkiego. Ale nie chciałam wyjść na bałaganiarę, szczególnie przed Lou. Dziś po raz pierwszy przychodzi do mnie jakiś chłopak, który nie jest rodziną i który nie ma 8 lat. Myślałam że ten projekt będzie udręką. Faktycznie na przez pierwszy tydzień tak było. Odwalałam całą robotę a jego towarzystwo dodatkowo ją utrudniało. No cóż dalej robię wszystko sama ale on mi już nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie lubię jego towarzystwo. Słucha mnie. Może nie uważnie, może tylko udaje. Ale wygląda na zainteresowanego moją głupia gadaniną. No tak pewnie jest w tym mistrzem, Mel pewnie ciągle gada o czymś nieistotnym.
Jestem samotnikiem, chodzę wszędzie sama, z nikim nie rozmawiam, nigdzie nie wychodzę. Nie mam komu się wygadać. Nie licząc osób poznanych w internecie. Ale to nie to samo. Kontakt na żywo a przez kamerkę. Zasadnicza różnica.
Jestem desperatką. Co i tak nie zmienia faktu że bardzo polubiłam Louisa. Jest głupi, samolubny, egoistyczny ale i tak go lubię. Czuję się przy nim swobodnie. Może dlatego że jest jedyną osobą którą znam? Na ulicy nawet nie mówimy sobie "cześć", co i tak nie zmienia faktu że uważam go za przyjaciela.
Dałam chłopakowi kilka archaizmów do wyjaśnienia i kończyłam prace.
Podoba mi się końcówka. Książę, nie zostawił Kopciuszka, po tym jak dowiedział się że nie jest księżniczką. To on uczynił z niej księżniczkę.
-Takiego słowa nie ma-przerwał mi chłopak
-Jest-oznajmiłam, nie patrząc na wyraz.
-A no faktycznie- idiota, kochany idiota.
Pov Louis
Lubię Jen. Jest inna. Nie gada o bezsensownych rzeczach jak Mel. Interesuje mnie co ma do powiedzenia. Bardziej niż kiedykolwiek bym się spodziewał. Jest samotniczką. Nie zna prawdziwego świata, tylko ten książkowy. Ten opisany. Nie żyje swoim życiem, tylko życiem bohaterów. Jest jak księżniczka z bajki. Niczego nieświadoma, nie znająca życia. Chciałbym jej go pokazać. Chcę być tym co ją po nim oprowadzi, pokarze inną stronę życia. Chcę być jej księciem. I mogę nim być. Ale czy miałbym jakieś szanse?
Ona szuka ułożonego chłopaka, mądrego, decydowanego. Nie mam nic z tych cech. Nie można nawet nazwać tego orginalnością. Takich jak ja jest pełno,nie grzeszę mądrością. Jestem roztrzepany, i wiecznie nie zdecydowany, nie lubię wybierać i podejmować decyzji. Wolę iść za czyimś głosem. Nie jestem "urodzonym przywódcą". Wyglądem wszystkiego nie załatwię, ale niestety zdałem sobie z tego sprawę zbyt późno. Mogę coś zmienić? Chyba nie. Będę potrzebował pomocy.
Wiem, że Jen sama robi ten projekt a mi daje do tłumaczenia trudne wyrazy, które i tak jej się nie przydają. Ale z jakiegoś powodu, chce bym z nią siedział i "pracował". Nie narzekam, wręcz przeciwnie. Z każdym dniem odliczam minuty do naszego spotkania.
-Nie lubię piżam, mama mnie zawsze w niej odprowadzała do przedszkola. Nie lubiła wstawać. Uważała że jak będzie chodzić w piżamie to tam jakby ominie ten etap wstania. Zaprowadzała mnie do przedszkola w niebieskiej piżamce. Dzieciaki się ze mnie śmiały. Ale nie obchodziło mnie to. Moja mama jest orginalna. Pełna energii, optymizmu, radości, szczęścia. Jest żywa, głośna i pewna siebie. Chciałabym być taka jak ona.
-Większość dziewczyn za autorytet bierze aktorów, piosenkarzy, modeli
-No tak, ale jakoś nie widzę nic godnego w gołej klacie Biebera-zaśmiała się. Kocham jej śmiech
-Masa ludzi widzi-uśmiechnąłem się.
-Chciałabyś być księżniczką-zapytałem wpatrzony w brunetkę
-Nie-pokręciła głową uśmiechem politowania na twarzy- Nie jestem księżniczką, więc i książę mi nie potrzebny
-Uwolnij ją z siebie-powiedziałem cicho. Popatrzyła na mnie zainteresowana na co kontynuowałem- Odważ się. Mówiłaś że wolisz iść za innymi i się nie wychylać. Zaryzykuj. Uwolnij z siebie bajkową księżniczkę. Wyjdź z zamku. Nie staraj się być jak druga Tess, bądź pierwszą Jen. Bądź w pełni sobą, ta najlepszą stroną. Uwierz w siebie. Wiem że się gubisz w codziennej rutynie, ale nie daj się jej. Nie staraj się być kimś innym, księżniczką z innej bajki. Bądź nią w swojej. Nie bój się. A jak już Ci się uda, to nie chowaj się znowu w cień-powiedziałem wpatrzony w jej oczy
-Skąd wiesz jak ma na imię moja mama?-zapytała
-Mówiłaś-wzruszyłem ramionami
-Tak?-zaśmiała się-Pamiętałeś..-uśmiechnęłam się tajemniczo -Teraz będziesz milczeć-zapytała delikatnie, przerywając moje milczenie
-Tak, nigdy nie mówiłem nic z takim sensem
-Dziękuje-powiedziała i lekko oparła głowę na moim ramieniu- To były najmądrzejsze słowa, które od Ciebie słyszałam. I najbardziej motywujące jakie kiedykolwiek słyszałam. Masz rację, w pełni. Tylko że ja nie potrafię, nie wiem jak i nie wiem co zmienić-powiedziała cicho
-Pomogę Ci-obiecałem. Dla niej może były to puste słowa ale ja ich dotrzymam. Ona będzie szczęśliwa. Nie ważne z kim, i czyim kosztem.
Jen. Szła. Z. Marcelem. Za. Rękę. .Ona Go. Dotyka.
Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, tak jak i spojrzenie mordu. Musiałam dziwnie wyglądać. Dziwny, sztuczny uśmiech na pół twarzy i oczy zmrużone jak u chińczyka. Uśmiechnęłam się słodko, tak mi się przynajmniej wydawało, jak tylko 'para' podeszła bliżej. Przywitaliśmy się i usiedliśmy. Zdecydowanie w złych miejscach. Po pierwsze siedziałam na przeciwko Jen, gotowa w każdej chwili rzucić się na nią i jej zniszczone włosy. Nie dlatego że buty które założyła, kompletnie nie pasują do reszty. Po drugie, Marcel i ONA siedzieli koło siebie, zdecydowanie za blisko siebie. Za blisko. Po trzecie Lou się zdenerwował i zaczął się pocić. Z chęcią bym się od niego odsunęła, podając za powód jego potliwość, ale no cóż na ogół dziewczyna nie odsuwa się od swojego chłopaka.
-A więc...Co tam nowego?-zapytałam, wysilając się na uśmiech. Oboje wzruszyli ramionami. Tu nie chodzi o to że nie lubię jak mi się nie odpowiada na pytania, tylko o to że nie pomagają mi podtrzymać rozmowy.
-Nic, specjalnego-powiedział Marcel.
-Idziemy tańczyć?-zapytałam, nie wiem w sumie kogo. Patrzyłam na Marcela i miałam nadzieję że to on się zgodzi.
-Chodź-Lou wyciągnął do mnie rękę. Mam dziwne przeczucie że nie miał on ochoty na nich patrzeć równie mocno co ja.
Stanęliśmy na środku parkietu, jak na "gwiazdy" przystało. Chłopak złapał mnie w tali i splótł nasze palce. Co jak co ale tancerzem to Louis jest świetnym. Co jest przydatne. Bo ze mnie marna tancerka.
-Myślisz że oni są razem?-zapytałam łamiącym się głosem. Potrafię grać. Udawać obojętną i nieczułą. Ale teraz jakoś nie mogłam.
-Nie wiem. Oby nie-odpowiedział. Miałam ochotę wrócić do domu. Leżeć w łóżku, słuchać smutnych piosenek i płakać. Na razie nie mam ochoty wiedzieć co jest pomiędzy Jen a Lou. Może to samo co między mną i Marcelem. Czyli jedno wielkie NIC.
Pov Jen
W pośpiechu sprzątałam pokój. Na ogół w życiu bym się nie ruszyła do sprzątania, i to w dodatku tak szybkiego. Ale nie chciałam wyjść na bałaganiarę, szczególnie przed Lou. Dziś po raz pierwszy przychodzi do mnie jakiś chłopak, który nie jest rodziną i który nie ma 8 lat. Myślałam że ten projekt będzie udręką. Faktycznie na przez pierwszy tydzień tak było. Odwalałam całą robotę a jego towarzystwo dodatkowo ją utrudniało. No cóż dalej robię wszystko sama ale on mi już nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie lubię jego towarzystwo. Słucha mnie. Może nie uważnie, może tylko udaje. Ale wygląda na zainteresowanego moją głupia gadaniną. No tak pewnie jest w tym mistrzem, Mel pewnie ciągle gada o czymś nieistotnym.
Jestem samotnikiem, chodzę wszędzie sama, z nikim nie rozmawiam, nigdzie nie wychodzę. Nie mam komu się wygadać. Nie licząc osób poznanych w internecie. Ale to nie to samo. Kontakt na żywo a przez kamerkę. Zasadnicza różnica.
Jestem desperatką. Co i tak nie zmienia faktu że bardzo polubiłam Louisa. Jest głupi, samolubny, egoistyczny ale i tak go lubię. Czuję się przy nim swobodnie. Może dlatego że jest jedyną osobą którą znam? Na ulicy nawet nie mówimy sobie "cześć", co i tak nie zmienia faktu że uważam go za przyjaciela.
Dałam chłopakowi kilka archaizmów do wyjaśnienia i kończyłam prace.
Podoba mi się końcówka. Książę, nie zostawił Kopciuszka, po tym jak dowiedział się że nie jest księżniczką. To on uczynił z niej księżniczkę.
-Takiego słowa nie ma-przerwał mi chłopak
-Jest-oznajmiłam, nie patrząc na wyraz.
-A no faktycznie- idiota, kochany idiota.
Pov Louis
Lubię Jen. Jest inna. Nie gada o bezsensownych rzeczach jak Mel. Interesuje mnie co ma do powiedzenia. Bardziej niż kiedykolwiek bym się spodziewał. Jest samotniczką. Nie zna prawdziwego świata, tylko ten książkowy. Ten opisany. Nie żyje swoim życiem, tylko życiem bohaterów. Jest jak księżniczka z bajki. Niczego nieświadoma, nie znająca życia. Chciałbym jej go pokazać. Chcę być tym co ją po nim oprowadzi, pokarze inną stronę życia. Chcę być jej księciem. I mogę nim być. Ale czy miałbym jakieś szanse?
Ona szuka ułożonego chłopaka, mądrego, decydowanego. Nie mam nic z tych cech. Nie można nawet nazwać tego orginalnością. Takich jak ja jest pełno,nie grzeszę mądrością. Jestem roztrzepany, i wiecznie nie zdecydowany, nie lubię wybierać i podejmować decyzji. Wolę iść za czyimś głosem. Nie jestem "urodzonym przywódcą". Wyglądem wszystkiego nie załatwię, ale niestety zdałem sobie z tego sprawę zbyt późno. Mogę coś zmienić? Chyba nie. Będę potrzebował pomocy.
Wiem, że Jen sama robi ten projekt a mi daje do tłumaczenia trudne wyrazy, które i tak jej się nie przydają. Ale z jakiegoś powodu, chce bym z nią siedział i "pracował". Nie narzekam, wręcz przeciwnie. Z każdym dniem odliczam minuty do naszego spotkania.
-Nie lubię piżam, mama mnie zawsze w niej odprowadzała do przedszkola. Nie lubiła wstawać. Uważała że jak będzie chodzić w piżamie to tam jakby ominie ten etap wstania. Zaprowadzała mnie do przedszkola w niebieskiej piżamce. Dzieciaki się ze mnie śmiały. Ale nie obchodziło mnie to. Moja mama jest orginalna. Pełna energii, optymizmu, radości, szczęścia. Jest żywa, głośna i pewna siebie. Chciałabym być taka jak ona.
-Większość dziewczyn za autorytet bierze aktorów, piosenkarzy, modeli
-No tak, ale jakoś nie widzę nic godnego w gołej klacie Biebera-zaśmiała się. Kocham jej śmiech
-Masa ludzi widzi-uśmiechnąłem się.
-Chciałabyś być księżniczką-zapytałem wpatrzony w brunetkę
-Nie-pokręciła głową uśmiechem politowania na twarzy- Nie jestem księżniczką, więc i książę mi nie potrzebny
-Uwolnij ją z siebie-powiedziałem cicho. Popatrzyła na mnie zainteresowana na co kontynuowałem- Odważ się. Mówiłaś że wolisz iść za innymi i się nie wychylać. Zaryzykuj. Uwolnij z siebie bajkową księżniczkę. Wyjdź z zamku. Nie staraj się być jak druga Tess, bądź pierwszą Jen. Bądź w pełni sobą, ta najlepszą stroną. Uwierz w siebie. Wiem że się gubisz w codziennej rutynie, ale nie daj się jej. Nie staraj się być kimś innym, księżniczką z innej bajki. Bądź nią w swojej. Nie bój się. A jak już Ci się uda, to nie chowaj się znowu w cień-powiedziałem wpatrzony w jej oczy
-Skąd wiesz jak ma na imię moja mama?-zapytała
-Mówiłaś-wzruszyłem ramionami
-Tak?-zaśmiała się-Pamiętałeś..-uśmiechnęłam się tajemniczo -Teraz będziesz milczeć-zapytała delikatnie, przerywając moje milczenie
-Tak, nigdy nie mówiłem nic z takim sensem
-Dziękuje-powiedziała i lekko oparła głowę na moim ramieniu- To były najmądrzejsze słowa, które od Ciebie słyszałam. I najbardziej motywujące jakie kiedykolwiek słyszałam. Masz rację, w pełni. Tylko że ja nie potrafię, nie wiem jak i nie wiem co zmienić-powiedziała cicho
-Pomogę Ci-obiecałem. Dla niej może były to puste słowa ale ja ich dotrzymam. Ona będzie szczęśliwa. Nie ważne z kim, i czyim kosztem.
Kochany Pamiętniczku
Jest mi źle. Bardzo.
Nie chciałam tego przyznać.
Nawet sama sobie. Ale już wiem.
Ja, Melody Harris, jestem zakochana w Marcelu Stylsie.
Trochę za późno, dopuściłam to do siebie.
Ale mogę się tylko łudzić, że gdybym to przyznała wcześniej,
to bym postąpiła inaczej.
Bardzo wątpliwe.
Nawet nie wiem czy chodzi z tą Jen. Czy coś do niej czuje.
Nie miałam okazji zapytać.
Szybko wyszliśmy z Louisem z tej dyskoteki.
Nie mogłam powstrzymać łez.
Płakałam.
Ostatnio coś za często płaczę. Czyżby włączyły
mi się ponownie uczucia?
Skoro tak, to niech się znowu wyłączą.
Nie chcę ich. Nie są mi potrzebne.
Tylko bolą.
Po raz pierwszy cierpię przez chłopaka.
Po raz pierwszy się zakochałam.
I to nieszczęśliwie.
sobota, 7 grudnia 2013
Chapter 12
Pov Mel
Łzy spływały mi po policzkach. Nie mogłam tego powstrzymać. Ten film tak na mnie działa. Jest cudowny. Opowiada o prawdziwej miłości. Długotrwałej, która nie przemija. Uczucie słabnie ale nigdy nie znika. Bogata dziewczyna z dużego miasta, zakochuje się w niezamężnym, wiejskim chłopaku. Połączyło ich uczucie, pomimo tych wszystkich przeciwności i różnic między nimi. Nie liczyło się, "kim są twoi rodzice?", "ile zarabiają" lub jak coraz częściej "ile masz lajków?".
Nawet rozłąka nie zmieniła ich uczucia, w dalszym ciągu się kochali.
Jakoś nigdy nie utożsamiałam się z główną bohaterką. Może obie byłyśmy z bogatych rodzin i szukałyśmy miłości. Ona ją znalazła i była szczęśliwa, a ja nie.
-Kompletnie nie rozumiem tego filmu-oznajmił mi chłopak. Czy on chce bym go rozniosła? Zrobiłam wielkie oczy, które z chwilą przeszły na spojrzenie mordu.- No wiesz nie rozumiem jego sensu-wyjaśnił widząc moją minę.
-Bo się nie wczułeś-oznajmiłam ocierając resztki łez.
-Wczułem się, ale wiesz on najpierw jest młody potem stary a potem maluje dom -zrobił dziwną minę a mi momentalnie zachciało się śmiać. W tej chwili zapomniałam o bronieniu mojego ukochanego filmu, i pogrążyłam się w śmiechu. I znowu płakałam. Po raz pierwszy płakałam ze śmiechu. Po raz pierwszy się tak szczerze śmiałam. To takie przyjemne, i to zasługa jednej durnej miny. W wykonaniu chłopaka który bez tych okularów i wełnianego swetra jest całkiem przystojny.
-Co?-ocknęłam się czując szturchnięcie. Zamyśliłam się.
-Pytałem, czy pamiętasz o tej dzisiejszej dyskotece?-zapytał. Co on nagle taki chętny by tam iść?
-No, tak, jutro. -jakoś tak mi to wyleciało z głowy
-Dziś. Jest 3 nad ranem więc teoretycznie jest sobota-uświadomił mi. Ah, już sobota.
Idę tam z Louisem. Będę tańczyć z Louisem. Spotkam Louisa. HURA! Większy entuzjazm wykazuję w stosunku do fizyki.
-A, tak pamiętam-przytaknęłam-Zmęczona jestem-ziewnęłam, rozciągając się
-Choć spać-uśmiechnął się delikatnie i wstał by zgasić światło.
-Dobranoc-usłyszałam ten zachrypnięty głos, i nie mogłam się nie uśmiechnąć
-Branoc
Pov. Louis
Dawno nie gadałem Mel. Unika mnie? No wiem ale coś tak wygląda. Ludzi w szkole zaczynają gadać, a nie powinni. Powinni się nami zachwycać i zazdrościć, prawda? A tymczasem snują podejrzenia o naszym zerwaniu.
Nie wiem jak pójdę na tą dyskotekę w "Kompanie". Łeb mnie boli po wczorajszej, dzisiejszej nocy. Nie szedł bym tam gdyby nie te pogłoski, psujące mi reputacje. Przecież nie mogę tego tak zostawić. Ale nie mogę też pozwolić sobie na wstanie z łóżka, za dużo wysiłku.
Wczoraj była jedna z największych imprez roku, oczywiście u Harrisów. Ale nigdzie nie widziałem Melody a jej pokoju był zamknięty. Niemożliwe by jej tam nie było. Ona by tego nie przegapiła, żadnej by nie przegapiła. To nie w jej stylu.
I do tego dochodziła Jen. Mój mały kwiatuszek. Ech, dlaczego ja tak o niej myślę? Nie powinienem, nie mogę. Co by ludzi pomyśleli? No i dalaczego dla mnie tylko to się liczy? Nie tak powinienem patrzeć na świat. Nie powinienem patrzeć na niego jak egoista. Nie powinienem nim być. No właśnie "POWINIENEM" A jednak jestem. Ale ona. Ona sprawia że przestaje myśleć o sobie, że nie obchodzi mnie co ja chcę tylko co ona chce.
Obudziłem się z dziwnym poczuciem że o czymś zapomniałem. Nie mogąc sobie przypomnieć o czym, z powrotem opadłem na łóżko.
Pov Melody
-Bardzo Ci dziękuje. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła-prosty, przereklamowany tekst, po raz pierwszy szczerze padający z moich ust.
-Nie ma sprawy-podrapał się po karku. Denerwuje się.
-Pójdę już-powiedziałam i przez chwile staliśmy w milczeniu. Powoli zbliżyłam się do niego i musnęłam ustami jego policzek. Znowu to dziwne uczucie w brzuchu. Przyjemne uczucie. Czułam jak płoną mi policzki. Delikatnie się do niego uśmiechnęłam i prawie z tam tond wybiegłam.
Byłam taka szczęśliwa. Nie wiem czemu ale ten chłopak sprawiał że się uśmiechałam. Samo brzmienie jego imienia sprawiało że mocniej mi biło serce.
Ja...się...w..nim...zakochałam.....
Tak bardzo że zapomniałam zabrać własnego psa. Biegiem rzuciłam się w stronę białego domu. Zapukałam.
-Zapomniałam psa-powiedziałam ze śmiechem. Chłopak pokręcił głową z politowaniem i podał mi Misię-Dziękuje-powiedziałam szybko i wybiegłam.
Wracając do poprzedniej myśli. NIE. To nie mogło być tak. Na pewno nie "To dlaczego ciągle o nim myślisz?" Nie chciałam odpowiadać na żadne pytania kłębiące się w mojej głowie. Wolę tą tymczasową niewiedzę.
Ciekawe czy Josh zadzwonił już po ekipę sprzątającą. Po każdej imprezie dzwonimy po taki jednych którzy radzą sobie z tym bałaganem w niecałą godzinę. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam na tak dobrze znany mi numer.
-Hej, Mike, tu Harris, Josh dzwonił?-zapytałam. Tak, byliśmy na TY.
-Hej, no tak już tam byliśmy-oznajmił ze śmiechem- Takiego bajzlu to jeszcze nie było-powiedział
-Chyba tak, ok to dzięki pa-rozłączyłam się i byłam wdzięczna że mogę wrócić do czystego domku. Weszłam tylnymi drzwiami, gdyż frontowe na pewno są zamknięte a ja prócz telefonu, psa i klucza do pokoju nie mam nic. W środku było czysto ale i tak wszystkie oznaki imprezy nie zniknęły. Szafki były porysowane i jednej brakowało drzwiczek. Poduszki z salonu straciły pierze. A lustro w przedpokoju skazało kogoś na siedem lat nieszczęścia. Nie wiem co tu się stało, ale wiem jedno. Ja się nie będę z tego tłumaczyć. Odtworzyłam drzwi do pokoju i westchnęłam z ulgą, że zastałam go tak jak zostawiałam.
Gotowa czekałam na Louisa. Dzwoniłam kilka razy ale debil nie odbiera. Pisałam, dzwoniłam, nagrywałam się na pocztę, i nic. Zabije go jak mnie wystawi. Ale nie zrobi tego, prawda?
Eh, otuliłam się szalikiem i wyszłam z domu. Kierunek dom Lou.
Wysiadłam i zaczęłam walić w drzwi. Otworzyła mi jego mama. Wysiliłam się na uśmiech i grzecznie zapytałam gdzie jej leniwy syn.
Weszłam do pokoju Louisa, tak słodko spał. Właśnie przyznałam przed samą sobą że podoba mi się Marcel a teraz zachwycam tym idiotą. "Słodkim idiotą"
-Lou-szturchnęłam go-Wstawaj- powiedziałam na co chłopak mruknął i nakrył się kołdrą.
-Mel? Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony
-Wiesz, postanowiłeś mnie wystawić to przyszłam się dowiedzieć dlaczego-założyłam rękę na rękę
-Śpię-jęknął. Jego telefon zaczął dzwonić. Zastanawia mnie który raz z kolei. Mruknął coś w stylu "halo" i po kilku minutach wyskoczył z łóżka, oznajmiając że zaraz będzie.
-Poczekaj chwilę-mówi i wychodzi z pokoju. Ciekawe kto do niego zadzwonił, że tak szybko go przekonał.
Weszliśmy do kawiarni trzymając się za ręce. Z głośników leciała rytmiczna muzyka, zachęcająca do tańca. W środku było sporo ludzi ale było kilka wolnych stolików. Kilka głów zwróciło się w naszą stronę. Wracamy do mojej ulubionej części życia. Bycie w centrum uwagi, wtedy czuję się najlepiej.
-to do Ciebie zadzwonił?- "Nie mogłaś wytrzymać"
-Jen-oznajmił i uśmiechnął się
-A gdzie ty byłaś wczoraj?- "A więc tak się bawimy"
-U Marcela-uśmiechnęłam się z wyższością- Jen-pomachałam do dziewczyny
___________________________________________________
Wybaczcie długość ://
U was też Ksawery nie pozwala na wyjście z domu?
No cóż, wy komentujecie a ja się uczę niemieckiego i pierwiastków
Jeden komentarz, jeden zapamiętany pierwiastek? heheh Powodzenia.
Kocham <3 Do następnego
Łzy spływały mi po policzkach. Nie mogłam tego powstrzymać. Ten film tak na mnie działa. Jest cudowny. Opowiada o prawdziwej miłości. Długotrwałej, która nie przemija. Uczucie słabnie ale nigdy nie znika. Bogata dziewczyna z dużego miasta, zakochuje się w niezamężnym, wiejskim chłopaku. Połączyło ich uczucie, pomimo tych wszystkich przeciwności i różnic między nimi. Nie liczyło się, "kim są twoi rodzice?", "ile zarabiają" lub jak coraz częściej "ile masz lajków?".
Nawet rozłąka nie zmieniła ich uczucia, w dalszym ciągu się kochali.
Jakoś nigdy nie utożsamiałam się z główną bohaterką. Może obie byłyśmy z bogatych rodzin i szukałyśmy miłości. Ona ją znalazła i była szczęśliwa, a ja nie.
-Kompletnie nie rozumiem tego filmu-oznajmił mi chłopak. Czy on chce bym go rozniosła? Zrobiłam wielkie oczy, które z chwilą przeszły na spojrzenie mordu.- No wiesz nie rozumiem jego sensu-wyjaśnił widząc moją minę.
-Bo się nie wczułeś-oznajmiłam ocierając resztki łez.
-Wczułem się, ale wiesz on najpierw jest młody potem stary a potem maluje dom -zrobił dziwną minę a mi momentalnie zachciało się śmiać. W tej chwili zapomniałam o bronieniu mojego ukochanego filmu, i pogrążyłam się w śmiechu. I znowu płakałam. Po raz pierwszy płakałam ze śmiechu. Po raz pierwszy się tak szczerze śmiałam. To takie przyjemne, i to zasługa jednej durnej miny. W wykonaniu chłopaka który bez tych okularów i wełnianego swetra jest całkiem przystojny.
-Co?-ocknęłam się czując szturchnięcie. Zamyśliłam się.
-Pytałem, czy pamiętasz o tej dzisiejszej dyskotece?-zapytał. Co on nagle taki chętny by tam iść?
-No, tak, jutro. -jakoś tak mi to wyleciało z głowy
-Dziś. Jest 3 nad ranem więc teoretycznie jest sobota-uświadomił mi. Ah, już sobota.
Idę tam z Louisem. Będę tańczyć z Louisem. Spotkam Louisa. HURA! Większy entuzjazm wykazuję w stosunku do fizyki.
-A, tak pamiętam-przytaknęłam-Zmęczona jestem-ziewnęłam, rozciągając się
-Choć spać-uśmiechnął się delikatnie i wstał by zgasić światło.
-Dobranoc-usłyszałam ten zachrypnięty głos, i nie mogłam się nie uśmiechnąć
-Branoc
Pov. Louis
Dawno nie gadałem Mel. Unika mnie? No wiem ale coś tak wygląda. Ludzi w szkole zaczynają gadać, a nie powinni. Powinni się nami zachwycać i zazdrościć, prawda? A tymczasem snują podejrzenia o naszym zerwaniu.
Nie wiem jak pójdę na tą dyskotekę w "Kompanie". Łeb mnie boli po wczorajszej, dzisiejszej nocy. Nie szedł bym tam gdyby nie te pogłoski, psujące mi reputacje. Przecież nie mogę tego tak zostawić. Ale nie mogę też pozwolić sobie na wstanie z łóżka, za dużo wysiłku.
Wczoraj była jedna z największych imprez roku, oczywiście u Harrisów. Ale nigdzie nie widziałem Melody a jej pokoju był zamknięty. Niemożliwe by jej tam nie było. Ona by tego nie przegapiła, żadnej by nie przegapiła. To nie w jej stylu.
I do tego dochodziła Jen. Mój mały kwiatuszek. Ech, dlaczego ja tak o niej myślę? Nie powinienem, nie mogę. Co by ludzi pomyśleli? No i dalaczego dla mnie tylko to się liczy? Nie tak powinienem patrzeć na świat. Nie powinienem patrzeć na niego jak egoista. Nie powinienem nim być. No właśnie "POWINIENEM" A jednak jestem. Ale ona. Ona sprawia że przestaje myśleć o sobie, że nie obchodzi mnie co ja chcę tylko co ona chce.
Obudziłem się z dziwnym poczuciem że o czymś zapomniałem. Nie mogąc sobie przypomnieć o czym, z powrotem opadłem na łóżko.
Pov Melody
-Bardzo Ci dziękuje. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła-prosty, przereklamowany tekst, po raz pierwszy szczerze padający z moich ust.
-Nie ma sprawy-podrapał się po karku. Denerwuje się.
-Pójdę już-powiedziałam i przez chwile staliśmy w milczeniu. Powoli zbliżyłam się do niego i musnęłam ustami jego policzek. Znowu to dziwne uczucie w brzuchu. Przyjemne uczucie. Czułam jak płoną mi policzki. Delikatnie się do niego uśmiechnęłam i prawie z tam tond wybiegłam.
Byłam taka szczęśliwa. Nie wiem czemu ale ten chłopak sprawiał że się uśmiechałam. Samo brzmienie jego imienia sprawiało że mocniej mi biło serce.
Ja...się...w..nim...zakochałam.....
Tak bardzo że zapomniałam zabrać własnego psa. Biegiem rzuciłam się w stronę białego domu. Zapukałam.
-Zapomniałam psa-powiedziałam ze śmiechem. Chłopak pokręcił głową z politowaniem i podał mi Misię-Dziękuje-powiedziałam szybko i wybiegłam.
Wracając do poprzedniej myśli. NIE. To nie mogło być tak. Na pewno nie "To dlaczego ciągle o nim myślisz?" Nie chciałam odpowiadać na żadne pytania kłębiące się w mojej głowie. Wolę tą tymczasową niewiedzę.
Ciekawe czy Josh zadzwonił już po ekipę sprzątającą. Po każdej imprezie dzwonimy po taki jednych którzy radzą sobie z tym bałaganem w niecałą godzinę. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam na tak dobrze znany mi numer.
-Hej, Mike, tu Harris, Josh dzwonił?-zapytałam. Tak, byliśmy na TY.
-Hej, no tak już tam byliśmy-oznajmił ze śmiechem- Takiego bajzlu to jeszcze nie było-powiedział
-Chyba tak, ok to dzięki pa-rozłączyłam się i byłam wdzięczna że mogę wrócić do czystego domku. Weszłam tylnymi drzwiami, gdyż frontowe na pewno są zamknięte a ja prócz telefonu, psa i klucza do pokoju nie mam nic. W środku było czysto ale i tak wszystkie oznaki imprezy nie zniknęły. Szafki były porysowane i jednej brakowało drzwiczek. Poduszki z salonu straciły pierze. A lustro w przedpokoju skazało kogoś na siedem lat nieszczęścia. Nie wiem co tu się stało, ale wiem jedno. Ja się nie będę z tego tłumaczyć. Odtworzyłam drzwi do pokoju i westchnęłam z ulgą, że zastałam go tak jak zostawiałam.
Gotowa czekałam na Louisa. Dzwoniłam kilka razy ale debil nie odbiera. Pisałam, dzwoniłam, nagrywałam się na pocztę, i nic. Zabije go jak mnie wystawi. Ale nie zrobi tego, prawda?
Eh, otuliłam się szalikiem i wyszłam z domu. Kierunek dom Lou.
Wysiadłam i zaczęłam walić w drzwi. Otworzyła mi jego mama. Wysiliłam się na uśmiech i grzecznie zapytałam gdzie jej leniwy syn.
Weszłam do pokoju Louisa, tak słodko spał. Właśnie przyznałam przed samą sobą że podoba mi się Marcel a teraz zachwycam tym idiotą. "Słodkim idiotą"
-Lou-szturchnęłam go-Wstawaj- powiedziałam na co chłopak mruknął i nakrył się kołdrą.
-Mel? Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony
-Wiesz, postanowiłeś mnie wystawić to przyszłam się dowiedzieć dlaczego-założyłam rękę na rękę
-Śpię-jęknął. Jego telefon zaczął dzwonić. Zastanawia mnie który raz z kolei. Mruknął coś w stylu "halo" i po kilku minutach wyskoczył z łóżka, oznajmiając że zaraz będzie.
-Poczekaj chwilę-mówi i wychodzi z pokoju. Ciekawe kto do niego zadzwonił, że tak szybko go przekonał.
Weszliśmy do kawiarni trzymając się za ręce. Z głośników leciała rytmiczna muzyka, zachęcająca do tańca. W środku było sporo ludzi ale było kilka wolnych stolików. Kilka głów zwróciło się w naszą stronę. Wracamy do mojej ulubionej części życia. Bycie w centrum uwagi, wtedy czuję się najlepiej.
-to do Ciebie zadzwonił?- "Nie mogłaś wytrzymać"
-Jen-oznajmił i uśmiechnął się
-A gdzie ty byłaś wczoraj?- "A więc tak się bawimy"
-U Marcela-uśmiechnęłam się z wyższością- Jen-pomachałam do dziewczyny
___________________________________________________
Wybaczcie długość ://
U was też Ksawery nie pozwala na wyjście z domu?
No cóż, wy komentujecie a ja się uczę niemieckiego i pierwiastków
Jeden komentarz, jeden zapamiętany pierwiastek? heheh Powodzenia.
Kocham <3 Do następnego
Subskrybuj:
Posty (Atom)