sobota, 28 grudnia 2013

Chapter 15

(Jen i Marcel ich punkty widzenia są kilka dni wstecz ;})

pov. Jen
Myślał o niej. Nie wiem powinnam być teraz zazdrosna? Wściec się o jego bezpośredniość? Nawet nie byliśmy razem, a ja sama nie byłam lepsza. W mojej głowie był tylko ON. "Lou, Lou, Lou". On zawładną moimi myślami. Tylko on, zostawiając mało miejsca na inne rzeczy. Przy nim, wszystko inne traciło znaczenie. On był najważniejszy.
Jestem śmieszna. Zakochałam się w chłopaku z "wyższej ligi". Już wiem co czują wszystkie fangirls. Z różnicą że ja mogę co widywać codziennie. Ale i tak jest dla mnie nie osiągalny. I prawdopodobnie nigdy nie będzie. W sumie nie ma żadnego "prawdopodobnie" tak się nie stanie. Chyba że świat stanie na głowie. Uggh..błagam niech stanie!
Mówię mu wszystko, stał się on moim pamiętnikiem. O dziwo ostatnio się przekonałam że jednak mnie słucha. To co mi wtedy powiedział, było najpiękniejszą rzeczą w moim życiu. Może i czytałam "lepsze" motywacje, ale dla mnie ta była najlepsza. Była specjalnie dla mnie, od specjalnej osoby. Codziennie w głowie odtwarzam jego słowa. Od nowa i od nowa. Sama nie mogę uwierzyć że wypowiedział je mój Louis. Właściwie nie mój, niestety, nie mój. Ale Lou, który, nie oszukujmy się, inteligencją nie powala.
Jestem zamknięta w sobie, na ogół z nikim nie rozmawiam. Są wyjątki, gdy widzę że ktoś tego potrzebuje. Ale zwykle ma on wokół siebie przyjaciół, którzy są chętni do rozmowy. A jak nie, to ja zawsze jestem.
Przy nim jestem inna. Odważna. Jestem po prostu sobą, taka jaka zawsze chciałam być. Mogę być sobą, tą lepszą wersją, tak mi się przynajmniej wydaje że lepszą. Przy nim zapominam o upodobnianiu się do innych, upodabniam się do siebie.
On dodaje mi szansę na szczęście, siłę do walki, i nadzieję na życie w pełni.
Ale czy jak skończymy ten projekt to on zostanie? Czy mnie zostawi? Tego boję się najbardziej. Że moje światło mnie zostawi. Coś mi się nie wydaje, żeby zechciał się ze mną przynajmniej kolegować. Choć mam taką nadzieję, i cicho na to liczę. Jest to mało prawdopodobne, ale nadzieja umiera ostatnia. Muszę być pozytywnej myśli. Nie mam jeszcze planu, ale on musi zostać. Nie może odejść.
Ale on jest z Mel. Tak bardzo jej nie lubię. Ma Lou. To wystarczy by jej nie znosić.
Jest to jedyna rzecz, której jej zazdroszczę. Jak połowa dziewczyn.
-Marcel?-zapytałam dość głośno, by wyrwać chłopaka z zamyślenia.
-Tak?-zapytał
-Co ty na to byśmy...udawali parę?- zapytałam przygryzając wargę. "Coś ty powiedziała?". Sama byłam równie zaskoczona tym co powiedziałam. Sądząc po odgłosie, telefon chłopaka zaliczył bliskie spotkanie z podłogą. Oczy mu się powiększyły, a z ust wydobyło się długie, zdziwione "co?"
-No wiesz...Możemy...sprawdzić...Czy..Ech..no nie wiem..Nie ważnie to głupie...No bo przecież...To Lou...No i Melody....Nic-skończyłam się jąkać
-Nie, czekaj. Można spróbować...-zaczął. Uff, nie zbłaźniłam się, aż tak. Ale czy to nam coś da? Czy to zmieni naszą pozycję? Zawsze można spróbować. No ale w końcu to oni, nas umówili. Że mnie i Marcela. Więc czemu mieli by być "zazdrośni". Czy od tego czasu coś się zmieniło? I czy Marcel mnie zrozumiał?
-Tak, to co na tej dyskotece?-zapytałam niepewnie
-Tak-zgodził się sięgając po swój telefon. Tak, chyba zrozumiał. Czuję się dziwnie. Mam ochotę zwiać, jak zawsze gdy zaczyna się coś "dziać".
-No więc ustalone. Muszę już iść-powiedziałam i szybko wstałam. Pędem rzuciłam się do drzwi. Musiało to wyglądać dziwnie, ale cóż i tak jestem uważana za wariatkę. Jedno głupie zachowanie tu czy tam, nie zrobi mi różnicy.

Pov. Marcel
Podniosłem telefon z ziemi, a Jen już nie było. Rozpłynęła się w powietrzu? Nie to niemożliwe. Pewnie uciekła. No cóż, nie miałem jej tego za złe. Stało się dość niezręcznie. Ale żeby tak bez słowa. No cóż, skończyłem pisać z Mel, i wyszedł na ten mróz.
Mamy nie było w domu, więc nie musiałem się śpieszyć. "I tak byś się nie śpieszył". Może zostało coś z dawnego Stylesa? "No oby, bo teraz jesteś ciotą". Zaśmiałem się. Sam z siebie. To zdecydowanie nie jest normalne.
Pierwsze co zrobiłem po wejściu to włożenie głowy pod kran. Mam dość tego żelu.
Czasami tęsknie za dawnym życiem. "Masz je w każde soboty". 
Zamiast szlajać się do późnej nocy na dworze, to siedzę i się uczę. Może porobił bym coś innego, ale zwykle nie ma co.  Zanim się przeprowadziłem i zacząłem, być "kujonem", każdą wolną chwilę spędzałem z kumplami. Nie robiliśmy nic, co bym mógł robić teraz, sam. Brakuje mi tego, choć wiem że teraz jest lepiej.  "Pod jakim względem?", nie ma tej fałszywości. Na przykładzie Mel, widzę co by się ze mną stało, gdybym tam został.
Znajomym wkręcam, że tu debile i że się z nikim "bliżej" nie zadaje. Właściwie to ja się nawet "dalej" z nikim nie zadaje. No chyba że liczyć Jen i Melody. Moje "historie" są nawet prawdziwe. No cóż wydarzyły się naprawdę, ale nie przeze mnie, tylko na mnie. Ale to nie zawsze.
Szczęście w nieszczęściu że co dwa, trzy dni rozmawiam z dawnymi "przyjaciółmi" przez skaypa. Teraz widzę jakie z nich dupki. A połowa szkoły jest w nie wpatrzona. Ale tak jest wszędzie. I tego nie zmienię.
-Cześć geju- powitał mnie Jai
-Hej-mruknąłem bawiąc się telefonem.
Chłopaki zaczęli coś tam gadać o imprezach.  "Te tyłki, bosz tyle cipek". Udawanie że mnie to interesuje wychodziło mi całkiem nieźle. Udało mi się nawet ukryć obrzydzenie.
Cały facebook, zawalony był informacjami o WIELKIEJ imprezie u Harrisów. Jestem ciekawy czy Mel wie.
-Stary co ty tak w telefon wpatrzony-zaśmiał się Smith-Pewnie z jakąś laską piszesz-na jego usta wkradł się TEN uśmieszek
-Tak-uśmiechnąłem się, udając że mnie rozgryzł. "Ech, ta moja popularność" 
Nie mogłem się powstrzymać i napisałem Mel, czy o tym wie. Nie czekałem na odpowiedź, wiedziałem że nie nadejdzie. No cóż, spodziewałem się tego. "Jej limit pisania ze mną się wyczerpał". Rzuciłem telefon na łóżko i wsłuchiwałem się w historie chłopaków. Czy tylko ja nie widzę nic śmiesznego w skopaniu jakiegoś dobrze uczącego się chłopaka? "Dobrze uczącego się? Serio, Styles". Pomimo iż mnie to nie śmieszy, i tak się śmiałem. Po ich monologu, "opowiedziałem" im jakąś bajkę, którą bez problemu łyknęli.
Powiedzieli że w ich klasie jest jakiś nowy. Podobno "spoko" i teraz się z nim trzymają. Zapewnili że go polubię, jak przyjadę w niedzielę. Czułem się...zastąpiony. Nie podobało mi się ale i tak "cieszyłem" się na poznanie nowego.
-Kurde chłopaki ktoś puka, muszę kończyć-powiedziałem i się rozłączyłem. Nałożyłem okulary, by choć trochę przypominać, mieszkającego tu chłopaka.
Zdziwiony otworzyłem drzwi, a jeszcze bardziej zdziwił mnie widok osoby za nimi. Ona. Stała tam dygocząca w dresie i z psem na rękach...

8 komentarzy:

  1. Anonimowy9:01 PM

    Cudny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim momencie !! Hahah, świetny, dalej! Noo.. już! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10:19 PM

    proszę dłuższe! omg, kocham to ff *-*
    @oliifka

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuuuuu... <3
    Kocham to, Klaudia ty mnie chyba zabijesz !!!! ♥
    Wstaje rano i myślę czy PRZYPADKIEM nie dodałaś tutaj jakiejś niespodzianki :D
    Jesteś cudowna ! Dziękuję Ci za to, że piszessz takie piękne opowiadanie, za starania włożone w pisanie go i życzę Ci duuuuuuuuużo weny :*
    KOCHAMY CIĘ WSZYSCY <3 / Twoja Wiktoria :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny czekam na następny :) <3 :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy12:02 PM

    Aaaaaa CUDO!!!
    Kofffam to opowiadania i czekam na next'a ;*
    ~A.

    P.S. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. HAHHAA OMGG *-* Kocham To! <333

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy10:42 AM

    Uwielbiam to, jest takie orginalne *.* CZEKAM NA NN <3

    OdpowiedzUsuń