sobota, 12 października 2013

Chapter 4

*Jen*
Siedziałam w pokoju czekając aż przyjdzie moja Megan. Gapiłam się w sufit wystukując jakąś afrykańską melodię. Wreszcie drzwi się otworzyły i stanęła w nich ta znajoma gęba.
-Hej klopise-przywitała się
-No hej
-Co jest?-zapytała siadając obok mnie na łóżku
-Nic-wzruszyłam ramionami, wiedząc o co jej chodzi. Ale jakoś nie miałam ochoty o tym mówić, szczerze nie bardzo mnie to obchodziło
-Taak? Robisz projekt z największym ciachem w szkole! I mówisz nic!-wydarła się akcentując "nic"
-A co ma być?-spojrzałam na nią, ona się tak fajnie wścieka
-A bo ja wiem to ty z nim byłaś-powiedziała trochę spokojniej
-Zazdroszczę Melody..-powiedziałam z westchnięciem zmieniając odrobinę temat
-Jak każda - przyjaciółka również westchnęła- Spotkać się z Lou...-zaczęła choć mi chodziło zupełnie o coś innego
-Nie nie o to mi chodzi!-zaprzeczyłam
-Ta jest bardzo ładna-przyznała, dalej pudło
-Też nie-pokręciłam głową-Robi projekt z Marcelem-jęknęłam, oświecając ją
-Marcel?! Serio? On ci się nadal podoba-zaśmiała się
-Tak, jest w nim coś intrygującego...-zaczęłam
-Och i ten żel-zaczęła się nabijać
-Nie śmiej się z niego-skarciłam ją
-Wybacz ale na serio ty go widziałaś?-nie mogła powstrzymać śmiechu "Serio, Meg?!"
-Tak i wiesz co mam zamiar pójść z nim na tą "imprezę Retro"-powiedziałam pewna siebie robiąc cudzysłów w powietrzu.
-Nie podejdziesz do niego-spojrzała na mnie z pod byka "Tak, i tu ma rację. Jestem dość wstydliwa" 
-A może nie będę musiała...?-zaczęłam z przebiegłym <tak mi się przynjamiej wydaje> uśmiechem
-O czym ty mówisz?
-Może Melody go zapyta?-uśmiechnęłam się
-Czyli do Melody podejdziesz a do Marcela już nie?!
-Nieee, Lou się jej spyta....

Melody siedziała znudzona na lekcji. "Czekam na dzień aż przyda mi się to w prawdziwym życiu". Pani Smith od trzydziestu minut omawiał jeden z "najprostszych" doświadczeń chemicznych. Dziewczyna miała z tond idealny widok na boisko szkolne. Nie ważne że luty a na dworze pizga, wytrwali piłkarze urządzili sobie trening na boisku.
 Facetka od chemii tłumaczyła coś używając niezrozumiałego języka. Więc wszyscy siedzieli cicho co jakiś czas mrucząc "Tak" lub kiwając głowami.
   Melody bacznie obserwując rozgrzewających się chłopców myślami wybiegała na bal wiosenny. Najważniejsze wydarzenie w ciągu roku. Królowa balu zapewniała sobie tym zwycięstwem wieczną popularność. Powierzchowny konkurs bez żadnych wartości ale i tak każda chciała go wygrać. Każda skrycie chciała by ta plastikowa korona zabłysnęła na jej głowie. No cóż, w tej szkole tą koronę pani Harris miała zagwarantowaną. Liczył się wdzięk, klasa, wygląd zewnętrzny i ogólne prezentowanie się. U chłopców było to bardziej uproszczone. Zwykle wygrywał szkolny król sportu. Nic nadzwyczajnego. Dla nich nie było to aż tak ważne. Zazwyczaj takie konkursy uwalniały w dziewczynach całą zdzirowatość i chamstwo. W tym czasie obowiązywało prawo dziczy. Może i na zewnątrz zachowują pozory dam dworu ale w środku są niczym jaskiniowcy.
   "Święta trójca" podążała z wyższością na szkolną stołówkę. Rozmawiały ze sobą śmiejąc się cicho i subtelnie. Jak to przystało na damy dworu a raczej korytarza, jakkolwiek to zabrzmi.
Z na w pół pustymi tackami usiadł na scenę, na swoje stałe miejsca. Scena to podwyższenie w stołówce, na które zasiadali wyłącznie popularni. Ale na prawdę, co było fajnego w jedzeniu na scenie? W sumie tu nie chodziło o same podium, tu chodziło o udowodnienie swojej wyższości i lepszości.
Ludzie przy stolikach siedzieli grupami. A raczej gromadami. Jak w naturze.

-I co z tym waszym projektem?-Elena posłała Melody drwiące spojrzenie
-A co ma być. Napisałam ten rozdział dam mu to i trzeba będzie robić kolejne-westchnęła poprawiając włosy
-Czyli kolejny wspólny dzień?-zaśmiała się
-Na to wygląda-mruknęła
-A wiecie że podobno chomiki nie zadają się z psami?-wypaliła Rose-Ale to dziwne bo mój pies lubi te szczury-głupio się zaśmiała. "Rose Linton okaz z rodziny plastików z grupy bez mózgów" 
-Ro, o co ci w tej chwili chodzi?-zapytała Elena
-O Melody i Marcela-wyjaśniła
-Mogłabyś nas dopuścić do swojego toku myślenia?-poprosiła Mel
-No bo ty jesteś takim psem-wyjąśniła powoli "No dzięki" -A Marcel jest takim chomikiem. Nie pasujecie do siebie-wzruszyła ramionami
-Dobra pogubiłam się-oznajmiła brunetka i wstała od stołu. Resta poszła w jej ślady i po chwili godnie  opuściły stołówkę. Zatrzymały się przy szafkach, nie jest to raczej zaskoczeniem, że mają szafki obok siebie. No i oczywiście nie trudno je zauważyć. Fioletowa farba na szafce Eleny, różowa na Rose a jasno kremowa z drobinkami brokatu Melody. W szafce obowiązkowo lusterko, jakieś szmaty...bardzo drogie szmaty...na ewentualne przebrnie się. Kosmetyczkę, a w niej tylko najważniejsze produkty oczywiście. Zdjęcia, magnesy, kalendarze...No cóż, w typowa dziewczęca szafka.
-Mam gruby tyłek?-zapytała się Elena. Serio, kobieto nie masz większych zmartwień?!
-El, jesteś jedną z najchudszych osób jakie znam-zapewniła ją Melody
-Ale tyłek...-jęknęła ukradkiem spoglądając na swoje tyły
-Jest kobiecy-przerwała jej stanowczo blondynka


Marcel siedział na matematyce wsłuchując się w bełkoczenie pana Browna. Myślami wybiegał do swojego dawnego życia. Zaskakujące jak wiele zależy od naszego wyglądu zewnętrznego. Jak trudno funkcjonować z takim wyglądem. Ludzie są strasznie powierzchowni. I to jest straszne, nie ma znaczenia jaki jesteś liczy się okładka. Brzydkie okładki są samotne. Ale o to w tym chodziło. By znaleść prawdziwych przyjaciół, nie patrzących na wygląd tylko na to co w środku. Na twoją osobowość, wartości i cechy. Lecz to okazało się trudniejsze niż to sobie wyobrażał...

4 komentarze:

  1. Anonimowy4:33 PM

    Nie zawiodłaś mnie :) ale mógłby być trochę dłuższy

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ale myślałam , że. Marcel będzie z Mel ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10:34 PM

    czyli on udaje:) i potem stanie się
    Harrym :D

    OdpowiedzUsuń